Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

sobota, 2 maja 2020

Moja nieobecność

Część z Was zastanawia się dlaczego często poruszam na blogu swoje sprawy osobiste. Dostaję wiele wiadomości o treści:


Dziękuję, że troszczycie się o moją (i nie tylko) prywatność, ale jest to mój sposób na radzenie sobie z problemami. Można powiedzieć, że pisanie ma na mnie działanie terapeutyczne. Jeśli komuś to nie odpowiada i czuje się przez to striggerowany, nie widzę powodu dla którego miałby się celowo torturować, chyba że ma zapędy masochistyczne. Nie oceniam, każdy ma jakiś kink. Po prawej stronie w górnej części ekranu jest taki duży, czerwony krzyżyk, który wyprowadzi Was ze strefy, w której nie chcecie przebywać.
Nie ma za co. Cieszę się, że mogłam pomóc.

~~~

Moi rodzice rozwiedli się, kiedy miałam dziewięć lat. Ojciec nie nadawał się do posiadania rodziny i dzieci, ale odkrył to w sobie za późno. Uciekł, kiedy tylko urodziła się moja siostra i okazało się, że jest "defektywna". Nie zmieniało to w moim życiu wiele. Nawet przed rozwodem bywał w domu rzadko. Pamiętam go głównie jako człowieka za kieliszkiem wódki, śmiejącego się z żartów mojego dziadka. Bywało, że w domu brakowało jedzenia, co zmusiło nas do przeprowadzenia się bliżej mojej babci. Moja mama musiała większość swojego czasu poświęcić niepełnosprawnej siostrze. Takie dziecko pochłania niemal całą uwagę, więc większość swojego czasu spędzałam w babcinym domu lub sama ze sobą. Podczas kiedy moja mama miesiącami migrowała po szpitalach z moją siostrą, a mojego ojca już nie było, to babcia zastępowała mi obojga rodziców.

Nie utrzymywałam bliskiego kontaktu z rodziną od strony ojca. Jego matka (a moja druga babcia) była dość chłodną osobą i nigdy nie nawiązałyśmy głębszej więzi. To samo dotyczyło mojej cioci (siostry ojca) oraz kuzynów.
Jedynym wyjątkiem była moja prababcia, która już wtedy dobijała do setki.

Prababcia mieszkała jakieś 400 km ode mnie, więc nasz kontakt ograniczał się głównie do listów i w późniejszym czasie do rozmów telefonicznych, ale była to osoba bardzo bliska mojemu sercu.

Prababcię zawsze wzruszał fakt, że pomimo rozwodu rodziców dalej uważałam ją za członka rodziny, a swoją wdzięczność często okazywała płacząc do słuchawki, podczas kiedy dla mnie było to całkowicie normalne. Była moją babcią bez względu na zerwane więzi innych członków rodziny. To niczego dla mnie nie zmieniało.

Nie widziałyśmy się dobrych kilka lat, ale wysyłałyśmy sobie zdjęcia w załączniku do listów. Byłam przez prababcię zapraszana do przyjazdu przy każdej rozmowie telefonicznej. Miałam złożyć jej wizytę w wakacje tego roku. Chciałam dać jej też szalik, który zrobiłam na drutach, na których ona uczyła mnie dziergać. Napisałam jej o tym w liście, którego nie zdążyłam wysłać i którego ona już nigdy nie przeczyta.

Dostałam informację, że prababcia zmarła. 

Teraz zostałam sama z listem, szalikiem i świadomością, że właśnie straciłam ostatniego człowieka, który pełnił dla mnie funkcję babci. Bardzo ważnego dla mnie człowieka, którego nawet nie zdążyłam pożegnać i którego już nigdy więcej nie zobaczę.

W takich momentach dochodzi do mnie, że "później" może nie mieć miejsca i jeśli chcemy coś zrobić, należy to zrobić teraz i nie odkładać tego w czasie. Nie zawsze jest to możliwe, ale jeśli tylko jest, to należy przyjąć, że "jutro" nie nastąpi, bo w wielu przypadkach tak właśnie jest.

Jeśli jest więc coś ważnego, co odkładacie od jakiegoś czasu, proszę zróbcie to jak najszybciej.


1 komentarz: