- A co tu mamy? - pyta kobieta 45+, nachylając się nad transporterem w poczekalni weterynaryjnej.
Wielki napis na drzwiach "zachowaj bezpieczną odległość dwóch metrów" wcale jej nie przeszkadza.
- Szczura - odpowiadam, podejrzewając zbliżającą się histerię i obrzydzenie faktem, iż szczury mogą być zwierzętami domowymi
- Nie wygląda jak szczur. Ładny jest.
- Dziękuję.
No to mnie zaskoczyła, ale gardy nie opuszczam, bo zazwyczaj po takim zdaniu następuje strategiczne "ale".
- A on guza ma?
- Guza? Nie. Gdzie?
- No na brzuchu, nie?
- A nie. On po prostu taki tłusty jest. Dietę ma, bo się zaokrąglił.
- A daj mu spokój z dietą. Ja to zawsze mówię, że zanim gruby schudnie, to chudy zdechnie. Na ciężkie czasy zbiera. Zapobiegliwy.
- No tak, tylko wie pani, to się na jego zdrowiu odbije jak będzie taki utyty.
- A co on jadł takiego, że się rozlał?
- No nic złego właściwie, bo same ziarna, warzywa, owocki, czasem jakiegoś owada. Za dużo po prostu w siebie wciskał i mu wyszło boczkami.
- A to on tak jak ja ma. Na sałacie potrafię tak spuchnąć, że w dresy nie wchodzę.
- To możemy sobie rękę podać. Tylko ja do tego lubię słodkie.
- No co zrobić, że sałata z nutelką jakoś tak lepiej wchodzi.
- Czyta mi pani w myślach.
- Jaka pani, Zocha jestem - rzecze kobieta, podając mi rękę.
- Ale na pewno?
- No tak mi powiedzieli, że mam na imię, to uwierzyłam. Też mi się to wydaje podejrzane.
- Nie, ja nie o to...
- Co? Za stara ręka? Ja jeszcze nie jestem taka wiekowa. Podajesz? Bo drętwieje.
- ... Paulina - powiedziałam po chwili zastanowienia.
- A coś się zawahałaś.
- Bo tak naprawdę rzadko używam tego imienia. Znajomi mówią mi Krysia.
- Ja to bym chciała mieć Tereska. Teresa mi się zawsze podobało. I nie ma jakiejś twardej formy jak Zocha. Nikt nie mówi Terecha.
- Mnie tam "Krycha" nie przeszkadza.
- A to co temu jemu jest? To w ogóle chłopak czy dziewczyna?
- Chłopak. W domu siedzi jeszcze dwóch. Na kontrolę przyszliśmy, przy okazji jak już po leki dla psa jestem.
- To jeszcze psa masz? Fajnie, duży?
- No taki 30 kg.
- Też mam. Mały kurdupel, ale straszna pierdoła. Co chwilę sobie coś robi. Teraz łapę w gipsie ma, bo nawywijał. Po prostej łące biegł, nie? I jedna dziura co tam była, to on musiał w nią wpaść. Mały pies, wielkie pole i on sobie na tym jednym wertepie łapę złamał. Kaleka jedna.
- A to po co pani... znaczy Zosia przyszłaś?
- No nie będę tego kuternogi ciągnęła niepotrzebnie, ale po receptę na maść przyszłam, bo mu się krwiak dookoła zrobił. Trochę u góry ten gips rozcięli, ale fioletowa kula jest i trzeba smarować.
- Nam się zrobił pod gipsem kiedyś. Z dwa tygodnie schodziło.
- Też złamał?
- Nie, ale operację miała na biodra i zwichniętą rzepkę. Dawno już.
- Z kotem mniej problemów. Jakieś takie bardziej ogarnięte jako zwierzę. A takiego szczura to można chociaż pogłaskać? Czy tak się tylko trzyma, żeby patrzeć na niego. Jak pająki?
- Nie no, to są takie miziaki jak psy generalnie. Jak się je nauczy, to na zawołanie przychodzą i wszystko.
- A to ja nie wiedziałam. W głowie zawsze miałam takie kanałowe, wielkie, brzydkie. A to taki chomik wypasiony. I mówisz, że jak pies?
- Jak najbardziej.
- Musimy się kiedyś na spacer przejść, to mi więcej powiesz. Ja ci zostawię swój numer. Tylko jak ten mój już z tego gipsu wyjdzie. Jeśli ten twój inne psy toleruje i nie przeszkadza ci bujanie się z "babcią" po mieście? Żartuję z tą babcią. Jeszcze jestem młoda i rześka, zapamiętaj sobie.
- Jasne, zgadamy się. Tylko ja zazwyczaj wychodzę jak nie ma już takich upałów, bo to moje ma swoje lata.
- Pewnie, ja też gorąca nie lubię. To bajo, bo mnie wzywają chyba.
Mimo iż nasze plany musiały zostać przesunięte w czasie z powodu obecnej sytuacji w kraju, to kiedy tylko łapka Kuby została już wyciągnięta z gipsu, wyszłyśmy z Zośką na mały spacer po obrzeżach miasta. Okazało się, że dziewczyna jest pielęgniarką szpitalną i ostatnio została przeniesiona do punktu krwiodawstwa w naszym mieście, więc będziemy widywać się już nie tylko prywatnie, lecz też zawodowo.
Zośka twierdzi, że jest typową pigułą i nie mam co liczyć na delikatne podpięcie wężyków do soczku z żyły, ale mam nadzieję, że zachowam jednak wszystkie kończyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz