Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 28 maja 2020

Afera o psią wodę

Bardzo krótka historia o instant karmie.

Morfina jest już w takim wieku, że wymaga na spacerach częstych przerw w marszu i wspierania wodą, niezależnie od pogody. Na przechadzkę wychodzimy więc, kiedy jest chłodniej i temperatura nie rozpłaszcza mi psa na nawierzchni w dziesięć minut po opuszczeniu mieszkania.

Na ostatniej prostej w drodze powrotnej do domu, córa sztormów postanowiła się zatrzymać, usiąść i spojrzeć na mnie wyczekująco. Niewiele myśląc, wyciągnęłam z torebki butelkę z wodą, nachyliłam się do psa i tworząc z ręki łódkę, zaczęłam do takiej prowizorycznej miski wlewać wodę. Zwierz się napił, ja zakręciłam butelkę i wróciłam do pozycji pionowej. Wstając, usłyszałam jednak:

- Ma pani zamiar to posprzątać? - wychodzące z ust starszej kobiety, siedzącej z dzieckiem na ławce.

Obejrzałam się za siebie, zastanawiając się co też mogło mi wypaść z kieszeni czy torebki, ale niczego na chodniku nie zauważyłam.

- No, co się rozgląda? - kontynuowała kobieta - Nalane jest na całym chodniku.

- Ale... to jest woda - zaczęłam, myśląc że kobieta wzięła kałużę pozostałą po pojeniu psa za zawartość psiego pęcherza.

- I co z tego? - usłyszałam jednak w odpowiedzi i zwątpiłam.

- To, że zaraz wyschnie. Poza tym zbiera się na deszcz.

Nie wiedziałam czy kobieta oczekiwała ode mnie podmuchania na mokry chodnik, czy przyjścia na miejsce z suszarką, ale zdenerwowana chwyciła do ręki soczek dziecka, otwarła go i zamachnęła się napojem w kierunku Morfiny, żeby ją nim oblać.

- Jak tak lubi mokre, to proszę - usłyszałam, ale zanim zdążyłam usunąć psa z linii ognia, młodociany, siedzący obok kobiety, złapał rączką za swój soczek i zatrzymał otwartą butelkę, której zawartość wylała się częściowo na spódnicę opiekunki, a częściowo na chodnik.

Kobieta, dalej trzymając rękę w powietrzu, przyglądała się swojemu kapiącemu odzieniu i zerkała na mnie wrogo, jakbym to ja zmieniła spojrzeniem trajektorię lotu soku.

Skróciłam smycz i trzymając Morfinę przy nodze, obeszłam ławkę szerokim łukiem, udając się w dalszą drogę.

Na odchodne dowiedziałam się, że nie chodziło o samą wodę, a o bakterie, które pies rozchlapał ze swojego pyska i które skończyły na trawie i chodniku.

Teren skażony.

1 komentarz:

  1. Niestety ilość jadu wyprodukowana przez rzeczoną panią wybiła całą florę bakteryjną w promieniu osiedla, naukowcy podejrzewają nową pandemię.

    OdpowiedzUsuń