Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 29 maja 2020

Rude Rude, czarne Rude, siwe Rude

- Nie chcę być nieuprzejma, ale zdajesz sobie sprawę w czyim domu jesteś? - rzuciła starsza pani, która usiadła naprzeciwko mnie.

- Tak - odpowiedziałam niepewnie, zerkając na drzwi, w których zniknęła młodsza wersja kobiety, niesłychanie podobna do Rudej pomimo swoich kruczoczarnych włosów.

- Nie wydaje mi się.

Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, więc uśmiechnęłam się tylko, głaszcząc nerwowo Morfinę. Pies siedział przyklejony do mojego kolana i przyglądając się wrogiemu domownikowi, merdał zachęcająco. Ostatni raz się na coś takiego zgodziłam.

- W tym domu kobiety chodzą ubrane jak kobiety. Nie jak mężczyźni klasy robotniczej.

Nie widziałam niczego złego w dżinsach i sweterku z pudlem, ale przemilczałam tę zgrabną uwagę.

- Słyszysz mnie?

- Tak, słyszę - odparłam.

- Dobrze, bo już myślałam, że jesteś głucha.

Zaskakująco bliski prawdy przytyk.

- Wiesz co to kobiecy strój? Kobieta nie powinna chodzić w spodniach. Po to są spódnice i sukienki.

- Przyszłam tu tylko po jedną rzecz i zaraz wychodzę.

- Weszłaś do cudzego domu, to wypadałoby się dostosować. Mamy tu swoje zasady i swoją kulturę.

- Ja rozumiem...

- A to brudne zwierzę nie powinno się tak spoufalać z człowiekiem. Powinno znać swoje miejsce i czekać na zewnątrz.

- Jeśli trzeba, to poczekamy na zewnątrz.

Tak naprawdę nie marzyłam o niczym więcej. Chciałam już znaleźć się na świeżym powietrzu, z daleka od tej kobiety i jej zasad.

- Masz jakieś tatuaże?

- Słucham?

- Tatuaże czy masz.

- Ale... chyba nie muszę się dzielić tą informacją.

- To poczekaj na zewnątrz.

- Nie ma problemu - odparłam, wstając i kierując się do drzwi.

- Mamo - skarciła starszą panią kobieta, która wyszła z dokumentami z pokoju obok - Nie możesz tak robić. Ja panią zaprosiłam do środka i tylko ja mogę ją wyprosić, nie ty.

- Mój dom, moje zasady.

- To mój dom mamo i zasady też moje. Tu są dokumenty, proszę - powiedziała kobieta, wręczając mi teczkę.

- Dziękuję bardzo, to ja już będę szła - odparłam, wymijając niewiastę i zmierzając z psem do drzwi.

- Poczekaj, a jak tam u niej?

- W porządku.

- Ale coś więcej? Jak się czuje? Mieszka z kimś? Ma kogoś?

- Chyba nie mogę pani udzielać takich informacji. Proszę zadzwonić i samemu się dowiedzieć. Ja tylko przyszłam po dokumenty.

- A kim dla niej jesteś, że cię wysłała? Długo się znacie.

- Przepraszam, ale muszę już iść. Ktoś na mnie czeka na dole.

- A, ten mężczyzna. Twój chłopak? Brat?

- Naprawdę muszę już iść - powiedziałam, otwierając drzwi - dziękuję za dokumenty.

Nie wiedziałam co właściwie się stało, ale nie miałam zamiaru tego powtarzać.

- I co, załatwiłaś? - spytał Damian, czekający na zewnątrz.

- Tak, ale wisi mi za to sporą przysługę.

- Aż tak źle? Trochę tam siedziałaś. Zacząłem się zastanawiać czy nie iść z odsieczą, ale jak się na wejściu dowiedziałem, że mężczyźni nie mają wstępu do domu, w którym są dziewczynki na wydaniu "tak na wszelki wypadek", to się wolałem wycofać.

- Mogłam ci zostawić Morfinę. Pełen wywiad miałam ze starszą panią przeprowadzony. Jedna mówi "proszę wejść i poczekać w fotelu", przychodzi druga i mi mówi "wyjdź mi z tym brudnym psem z domu".

- To już wiemy po kim Rude ma niechęć do zwierząt.

- I czemu sama nie chciała tu przyjść, chociaż wychodzić już może.

- Nie no, ponoć ma grypę żołądkową i dlatego nie wychodzi.

- Ta grypa żołądkowa to kac w najgorszym wypadku - odparłam, wyciągając telefon i dzwoniąc do Rudej.

- Ta? - odezwał się głos po serii sygnałów.

- Mamy te papiery co chciałaś. Potrzebujesz je dzisiaj czy możemy podrzucić je przy okazji?

- Możecie przy okazji, ale do końca tygodnia, bo potrzebne do tabletu będą.

- Co?

- No do umowy coś tam wymagali, a te papiery jeszcze na chacie leżały. Myślałam, że są u mnie, ale musiałam je zostawić.

- To ty mnie wysłałaś po to do swojego domu? Bo sobie tablet kupujesz?

- No, tak. Jak było?

- To są te "strasznie ważne" dokumenty?

- No... ale nie było problemów, nie?

- Masz ostatnie... Damian, w ile do niej dotrzemy?

- Czterdzieści minut?

- Masz ostatnie czterdzieści minut życia. Wykorzystaj je mądrze.

- Ale Krysia, co się...

- I lepiej, żebyś otwarła drzwi.

- Ku*wa...

- K*rwa indeed.

- Krycha - zaczął Damian - aż tak zła jesteś?

- Gdzie tam. Jedziemy do domu.

- Ale mieliśmy jechać do niej.

- Tak jej tylko powiedziałam, żeby się pomartwiła. Sama sobie po to do nas przyjedzie. Myślałam, że to faktycznie sprawa życia i śmierci, ale skoro nie, to może się pofatygować. Co tak patrzysz?

- Nie, nic. A kiedy jej damy znać, że do niej nie jedziemy? W końcu zadzwoni.

- A niech dzwoni.

- Od kiedy ty się taka...

- Od kiedy mi napisała, że nie ma co jeść i umiera z głodu, więc się zlitowałam i do niej podeszłam, ale okazało się, że po prostu miała smaka na batona i samej jej się nudziło.

- Aha... no to do domu?

- Do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz