Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

sobota, 30 maja 2020

Inżyniery kontra czajniczek

Niecały rok temu odbywałam z moją przyjaciółką praktyki w pewnej firmie. Wtedy to nie była jeszcze moja przyjaciółka, poznałyśmy się właśnie w tym miejscu. Trafiłyśmy do tej firmy, ponieważ studia wymagały od nas miesięcznego stażu w miejscu powiązanym z naszym kierunkiem studiów. Obie byłyśmy wtedy na ochronie środowiska. Ja na studiach inżynierskich, ona na magisterskich. Rok różnicy, a byłybyśmy w jednej grupie. Nie wiem czy wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, ale w przyjaźń od pierwszego wejrzenia wierzę na pewno. Brzmi to bardzo ckliwie, ale tak właśnie było. Po jednym dniu współpracy wiedziałyśmy już, że będziemy znajomość kontynuowały nawet po zakończeniu praktyk. Osiem godzin papierowej roboty dziennie odebrało nam poczytalność, ale jednocześnie popchnęło nas do wyznań rodem z Bollywoodu. Finalnie ta jedna osoba zapoznała mnie z dwiema kolejnymi i skończyłam nie z jedną przyjaciółką, a z trzema. Tę osobę kojarzyć możecie jako obecną matkę syna Szatana, potomka burzy, księcia ciemności, Pana mroku.

Wracając do praktyk. 

Codziennie rano musiałyśmy meldować się w sekretariacie, zabierałyśmy po sześć segregatorów operatów wodnoprawnych, wynosiłyśmy je do "naszego" pokoju, który został nam przydzielony, ponieważ jego prawowity właściciel był w tym czasie na urlopie, za co byłyśmy strasznie wdzięczne i wracałyśmy po kawę, herbatę, chińską zupkę, czy cokolwiek tam sobie wymyśliłyśmy. W sekretariacie stał ekspres do kawy, którego nie używałyśmy, ponieważ dzienne przydziały kawy dla pracowników były ściśle określone, a stażyści się w nie nie wliczali. Korzystałyśmy więc z dystrybutora wody i czajnika. Starego, elektrycznego czajnika, który nie pamiętał ostatniego odkamieniania. Stwierdziłyśmy jednak, że kawa z dodatkowymi minerałami jest lepsza niż jej całkowity brak, więc chrupałyśmy sobie swój napój codziennie przez równy miesiąc.

Dzień przed zakończeniem przez nas praktyk odkryłyśmy, że dystrybutor ma funkcję wrzątku. Maszyna z baniakiem zagotowywała wodę na żądanie, ale żaden pracownik nas o tym nie poinformował, chociaż codziennie wielu z nich widziało jak używamy czajnika, z którego dna kamień można było ściągać dłutem. Nie odezwała się ani jedna osoba. Może nawet byłybyśmy złe, gdyby nie szok jakiego doznałyśmy, odkrywając czerwony przycisk na dystrybutorze i dialog, który rozłożył połowę sekretariatu i niemal udusił kierowniczkę.

- Krycha. Tu jest gorąca woda.

- Co?

- No w baniaku. Można zrobić wrzątek.

- Ale jak?

- Patrz.

- Nie...

- Tak...

- I bez kamienia.

- Amazing.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz