Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 20 września 2019

Historia Seweryna

Mam dość multikulturową grupę znajomych.
Dzieje się tak, ponieważ uważam, że można się dogadać z każdym, kto jest na tyle otwarty i tolerancyjny, że potrafi zaakceptować różnice między ludźmi, wynikające nie tylko z wyglądu, ale też charakteru, zainteresowań, czy sposobu myślenia. Nie ma dwóch identycznych ludzi i nawet bliźnięta różnią się między sobą. Wymaganie od kogoś by żył wedle naszych wyobrażeń jest więc kompletnie irracjonalne.
Może jest to trochę utopijna wizja świata, ale dla mnie się sprawdza i jeśli komuś nie odpowiadają ludzie zebrani w gronie znajomych, po prostu do nich nie dołącza, lub odchodzi kiedy uzna to za stosowne.

Tak też stało się z Wiolą, którą można kojarzyć z postu:


-->  Ludzie idealni  <--

(Kliknięcie przeniesie do wspomnianej historii).

Kiedy ktoś wprowadza nową osobę do grupy, uświadamia ją na wstępie, że może spotkać ludzi innych wyznań, koloru skóry, orientacji, mówiących w innym języku, lubiących K-pop, anime, cosplay'e, czy inne niekrzywdzące formy hobby i spędzania czasu.
Słowem - może natknąć się na dość sporą różnorodność. 
Nikt nie jest zmuszany do dzielenia pasji innych ludzi, ani nawet rozumienia wszystkiego co się z nimi wiąże, ale akceptacja jest wymagana i w przypadku jej braku, niestety nie ma szans na dalszą współpracę.
Większość ludzi zgadza się na takie warunki i jeśli to dla nich zbyt wiele, zwyczajnie nie spotykają się więcej z grupą. Tak to wygląda.

Dzięki takiemu systemowi nikt nie wstydzi się tego kim jest i może otwarcie mówić o swoich pomysłach, czy zainteresowaniach, nie narażając się na wyśmianie, czy krytykę (chyba, że o nią poprosi).

Czy jako całość jesteśmy czasem uważani za dziwaków? Zapewne, ale gdyby każdy człowiek miał się przejmować opinią publiczną tak bardzo, że blokowałoby go to przed byciem sobą, nie byłoby miejsca na kreatywność i luźne podejście do świata.
Może jesteśmy dziwni. Who cares?

W tamtym roku do grupy dołączyło kilka osób, przyprowadzonych przez obecnych znajomych. Po zapoznaniu się z nami, część z nich stwierdziła, że się nie komponują i odeszła. Została jednak jedna dziewczyna i jeden chłopak. Na potrzebę ochrony danych, dziewczynę nazwijmy Oliwią, a chłopaka Sewerynem.

Oliwia była bardzo otwarta i chociaż nie musiała o sobie zbyt wiele zdradzać, opowiedziała nam sporo. Przyznała, że jest ekstrawertykiem, ale ze względu na swoje zainteresowania często była w przeszłości izolowana i zatęskniła za ludźmi, którzy byliby w stanie zaakceptować jej pasję. Dziewczyna trzymała w domu pająki, a z ich wylinek i martwych osobników robiła dekoracje, lub zabezpieczała ciała w ozdobnych butelkach z alkoholem, żeby zachowały swoją obecną formę.
Nic szalonego, słyszeliśmy o tym wcześniej, do tego mieliśmy już w grupie dwóch terrarystów (nie mylić z terrorystami), więc Oliwia szybko znalazła z nimi wspólny język.

Seweryn z kolei był wycofany i nieśmiały. Z początku bardzo zszokowany różnorodnością zebranych ludzi, z czasem coraz bardziej odnajdujący się w takiej grupie. Nie wiedzieliśmy o nim zbyt wiele. Zdradził nam, że ma 19 lat, jego rodzice są bardzo radykalni i umiarkowanie rasistowscy, a on nie zgadza się z ich przekonaniami. Często takie różnice w poglądach prowadziły do spięć, dlatego mógł się z nami spotykać tylko kiedy w grę wchodziły osoby "wyglądające normalnie", lub rodzice nie wiedzieli z kim dokładnie przebywał ich syn. Każdy z nas ma w rodzinie chociaż jedną taką osobę, więc doskonale rozumieliśmy sytuację. Chłopak był zmuszony do mieszkania z rodzicami, a jako, że przekonanie ich do zmiany poglądów nie wchodziło w grę (wszelkie poprzednie próby były nieudane), postanowiliśmy nie prowokować ich kłótni i po Seweryna przychodziły osoby białe, ubrane standardowo, mówiące po polsku. Reszta grupy dołączała poza zasięgiem wzroku rodziców.

Zazwyczaj nowi dość późno dowiadują się o bardziej dyskretnych i intymnych rzeczach, czy relacjach dotyczących poszczególnych osób w grupie i takie informacje wychodzą przypadkiem przy rozmowie. Nikt przecież na dzień dobry nie przedstawia się jako "Hej, jestem Karolina i jestem lesbijką", a przynajmniej nie robi tego nikt kogo znam. Orientacje, czy religie nie są ukrywane, ale jeśli ktoś nie chce o tym rozmawiać, po prostu tego nie robi. Są sprawy, które ukryć ciężko, lub do których ukrywania nikt nie czuje się zobowiązany - jak cukrzyca i konieczność dawkowania insuliny u jednego ze znajomych, lub związek dwóch kobiet, z których obie są w grupie. Są też jednak sprawy, które nie wychodzą na światło dzienne bardzo długo, chociaż nie są powodem do wstydu, czy ukrywania się.
Po prostu nie są nikomu rzucane w twarz, ponieważ nikt nie widzi takiej potrzeby.

Jeśli chodzi o Oliwię, dziewczyna wykazała się bardzo dużym zrozumieniem i przeszła z takimi informacjami do porządku dziennego. Właściwie nie było dalszego tematu.
U Seweryna nie poszło już tak gładko. Chłopak akceptował całą sytuację, ale wydawał się mocno speszony obecnością par niestandardowych. Szok, który silnie próbował ukryć trwał u niego kilka tygodni, ale po tym czasie wszystko wróciło do normy. Seweryn trzymał się bliżej kobiet niż mężczyzn w grupie, ale nie izolował się od nikogo, więc nie widzieliśmy w tym niczego złego.

Mijały miesiące i przez ten czas zdążyliśmy już poznać całe drzewo genealogiczne Oliwii do dziesięciu pokoleń wstecz, jej plany na przyszłość, oraz ostatnio zmumifikowane pająki, natomiast od Seweryna słyszeliśmy tylko wieści dotyczące najnowszych kłótni z rodzicami i jego próbę walki z systemem.
Było nam bardzo szkoda chłopaka, ale niestety w tym nie mogliśmy mu pomóc. Zapewnialiśmy go, że jesteśmy po jego stronie i jeśli kiedykolwiek potrzebowałby przysługi, to może się zwrócić do kogoś z nas. Nie miał w domu łatwo, a rodzicielska inwigilacja doprowadzała go do furii.
Czasem też przychodził do nas całkowicie zamknięty, niezdolny do podjęcia rozmowy, lub zdenerwowany do tego stopnia, że blisko mu było do płaczu. Próbował swoją wrażliwość ukryć, lecz nie zawsze mu to wychodziło.
Twierdził, że facetowi nie przystoi płakać, bo łzy są niemęskie, jednak odpieraliśmy to słowami, że tylko ludzie z kamienia nigdy nie ulegają emocjom.
Kto nigdy nie płakał na "Królu Lwie", niech pierwszy rzuci kamieniem.

Oliwia zadomowiła się w grupie jako bardzo energiczna, pełna pomysłów (nie zawsze dobrych) osoba, otwarta na wszelkie możliwości.
Seweryn natomiast miewał huśtawki nastrojów. Czasem był na nas wściekły bez żadnego powodu, a czasem przynosił wszystkim ciasto bez okazji, w ramach wdzięczności.
Tolerowaliśmy to, bo wiedzieliśmy, że w jego głowie toczy się walka na wielu frontach i to z najbliższymi w roli przeciwników.

Tak się niefortunnie stało, że pewnego dnia cała grupa wpadła na jego rodziców, przechadzających się po centrum miasta (wracaliśmy z uczelni). Wystarczył oskarżycielski wzrok zarówno ojca, jak i matki Seweryna, żebyśmy wiedzieli już, że młody będzie miał kłopoty. Na środku chodnika rozwinęła się niemała awantura, której ani my, ani Seweryn nie potrafiliśmy załagodzić. Finalnie dziewiętnastolatek wyrwał się z kleszczowego uścisku ojca i uciekł gdzieś, krzycząc, że go nienawidzi. Kilka osób ruszyło za nim, ale nikomu nie udało się go znaleźć.
Tego dnia dowiedzieliśmy się też, że demoralizujemy młode pokolenie, powinniśmy się za siebie wstydzić, a obcy muszą wracać tam skąd przybyli. Zostaliśmy pożegnani splunięciem ojca chłopaka pod naszymi nogami i zdezorientowani próbowaliśmy skontaktować się z Sewerynem telefonicznie.
Wszystko dlatego, że rodzice chłopaka zobaczyli swojego syna w otoczeniu kilku ciemnoskórych osób, jednej Azjatki i dwóch dziewczyn, trzymających się za ręce. Nie zachowywaliśmy się niestosownie i nikt nie był nawet przebrany. Ot szliśmy sobie drogą, rozmawiając i zmierzając do budki z kebabami.
Woleliśmy nawet nie myśleć jak rodzice chłopaka zareagowaliby na pełny skład grupy.
W największym szoku była chyba Oliwia, która przez resztę dnia nie mówiła zbyt wiele, co było do niej kompletnie niepodobne.

Z Sewerynem próbowaliśmy skontaktować się przez kilka najbliższych dni, jednak bezskutecznie. Dostaliśmy tylko jednego sms-a, o treści:
"Rodzice są wściekli i zabronili mi się z Wami widywać. Zabronili mi w ogóle wychodzić z domu. Nie mam na to siły. Nie wiem co mam robić."
Każde z nas próbowało podnieść go na duchu, wesprzeć mentalnie i przekonać, by przypadkiem nie robił żadnych głupot, których później mógłby żałować. Zapewniliśmy go, że nikt się nie gniewa i nie ma do niego pretensji. Nie był w końcu odpowiedzialny za zachowanie swoich rodziców i nie miał na nie żadnego wpływu. Napisaliśmy, że jeśli chce się z nami gdzieś wybrać w przyszłości, to będziemy czekać i nie powinien się tak tym wszystkim przejmować.
Martwiliśmy się o niego i mieliśmy nadzieję, że nie przyjdą mu do głowy żadne nieprzemyślane, życiowe decyzje.

Tydzień później dowiedzieliśmy się, że w domu Seweryna odbyła się kłótnia stulecia. Chłopak postawił na swoim, wykrzyczał rodzicom w twarz co myśli o ich stosunku do innych ludzi i oberwał kilka plaskaczy od własnego ojca. Seweryn złapał plecak, który spakował wcześniej i nie zabierając nawet swetra, wybiegł z domu, zalewając się łzami.
Matka chłopaka chciała uspokoić ojca, lecz ten wykrzykiwał za synem, że jeśli ma zamiar bujać się z tą hałastrą, to może już nigdy nie wracać do domu. Padło jeszcze kilka ostrych słów i chłopak wybiegł na mróz, z jednym plecakiem i kompletnym brakiem pomysłu gdzie się udać.
Napisał więc do nas.

Kiedy dowiedzieliśmy się co się stało, kazaliśmy chłopakowi wejść do najbliższego baru, oszczędzić sobie zapalenia płuc i czekać tam na nas. Kilkanaście minut później, część z nas dotarła na miejsce i zobaczyła Seweryna zaszytego w kącie, opróżniającego jeden kieliszek wódki za drugim. Dziewczynom udało się jakoś powstrzymać go przed całkowitym upiciem i skończyło się na lekkim rozbujaniu. Chłopak bełkotał coś o tym, że "ich" nienawidzi i nie ma się gdzie podziać. Zapewniliśmy go, że z noclegiem nie będzie żadnego problemu i na czas wyjaśnienia sytuacji z rodzicami, może zamieszkać u kogoś z nas. Zanim na miejsce dotarła reszta ekipy, Seweryn był już całkowicie rozklejony i niezdolny do wydawania z siebie jasnych komunikatów. Nie wiadomo czy stało się to za sprawą wódki, czy panujących nad nim emocji, ale wtedy po raz pierwszy chłopak otworzył się przed nami i wylało się z niego wszystko co trzymał w sobie przez te 19 lat.
Kiedy udało nam się go trochę uspokoić, wyznał, że ma wszystkiego dość i próbował skończyć ze sobą jeszcze zanim zaczął się z nami zadawać, ale zabrakło mu wtedy odwagi.
Powód?
Zakochał się w "niewłaściwej" dziewczynie (Koreance) i bardzo chciał zostać tancerzem pole dance, co jego rodzice uważali za najbardziej gejowską pasję jaką tylko można było wybrać. Nigdy im się do tego nie przyznał, ale otwarcie i głośno wyrażali swoją dezaprobatę dla jakichkolwiek męskich tancerzy, którzy pokazywali się w telewizji.
Byliśmy pierwszymi osobami, którym się do tego przyznał.
Nasze zapewnienia, że ani dziewczyna z zagranicy, ani taniec nie są przecież niczym złym i powinien podążać za marzeniami na niewiele się niestety zdawały.
- Dlaczego ja taki jestem? - spytał w końcu - Czemu nie mogę być normalny. Znaczy nie o to mi chodzi. Po prostu taki, żeby rodzice byli ze mnie zadowoleni, żebym nie zwracał na siebie uwagi, żeby mi wszyscy dali spokojnie żyć. Czemu?
Nie za bardzo wiedzieliśmy jak odpowiedzieć mu na takie pytanie.
Postanowił mu odpowiedzieć Damian (którego możecie znać z postu: Dwie i pół historii <-- można kliknąć, żeby przeczytać).
- Jesteś normalny. Powinno nas definiować to jakimi ludźmi jesteśmy, a nie czy świat zaakceptuje to co robimy. Ludzie zawsze będą mieć jakiś problem. Możesz być nawet leworęczny, czy mieć jedno oko jaśniejsze, a istnieją tacy, którym to nie będzie pasować i zmieszają Cię za to z błotem.
- No i co ja mam teraz zrobić? Do domu wrócić nie mogę, rodzice się mnie wyrzekli. Wychodzi, że jestem jakimś dziwakiem.
- Zasadniczo masz teraz trzy wyjścia - odparł Damian - Możesz się poddać i popełnić najgorszy błąd swojego życia - to opcja pierwsza, na którą Ci nie pozwolimy i której sam również nie chcesz. Opcją drugą jest dalsze oszukiwanie samego siebie i walka ze swoimi pragnieniami. Znalezienie zainteresowań i dziewczyny, które będą odpowiadać Twoim rodzicom, ale nie Tobie, porzucenie marzeń i bycie nieszczęśliwym do końca życia, tylko dlatego, żeby społeczeństwo Cię zaakceptowało. Z autopsji wiem, że to bardzo słabe i krótkoterminowe rozwiązanie. Nie polecam. To co polecam Ci zrobić to opcja trzecia. Zacznij robić to co Ci się podoba, bądź z tym, kogo kochasz i przestań się zastanawiać czy innym będzie to pasować. To się zazwyczaj sprawdza najlepiej.

Seweryn postanowił wybrać polecaną drogę i mieszkał kątem u każdego z nas przez kilka miesięcy. Pewnego dnia jego rodzice (mama w szczególności) nie wytrzymali, przeprosili syna i pozwolili mu wrócić do mieszkania. Kiedy ten opowiedział im o swoich planach i nowej dziewczynie, ojciec wpadł w szał. Chłopak nie wrócił więc do domu. Zamiast tego razem z dziewczyną odłożyli trochę gotówki i wynajęli kawalerkę w tańszej dzielnicy. Mieszkanie było dość obskurne, ale na początek wystarczało. Seweryn zapisał się też do szkoły tańca pole dance i wywijał na rurze najlepiej jak potrafił. Na treningi zabronił nam przychodzić, ale od jego dziewczyny wiedzieliśmy, że radzi sobie świetnie.
Damianowi udało się też przekonać dziewiętnastolatka do terapii u psychologa, w związku z jego myślami o podłożu samobójczym i dla dotrzymania towarzystwa, na pierwsze spotkania, kilka osób poszło razem z nim.

Rodzice nigdy nie pogodzili się do końca z decyzjami jedynego syna, ale matczyna miłość wygrała nad zasadami i rodzicielka Seweryna zgodziła się poznać wybrankę serca chłopaka. Nie można powiedzieć, że się uwielbiają, ale są w stanie wypić w swoim towarzystwie filiżankę herbaty.

Seweryn dalej w wolnej chwili chodzi na zajęcia taneczne. Z terapii zrezygnował, ponieważ jego psycholog stwierdził, że nie jest mu więcej potrzebna, chyba, że myśli znowu powrócą. 
Chłopak nie utrzymuje kontaktu ze swoim ojcem, który nie potrafił mu wybaczyć bycia sobą. Nie mówią sobie nawet "dzień dobry", kiedy mijają się na ulicy.
Regularnie jemy razem pizzę i wychodzimy grupowo do kina, czy na spacer.
Dużo lepiej patrzy się na tego chłopaka, widząc, że jest szczęśliwy i nie walczy o miłość swoich rodziców, ani ich atencję i przyzwolenie na wszystko.

Dostał więcej akceptacji i zrozumienia od obcych ludzi niż od własnej rodziny.
Jeszcze trochę, a ta historia skończyłaby się zupełnie inaczej. Dużo bardziej tragicznie. Tylko dlatego, że chłopak nie miał wsparcia rodziców.
Czasem musimy szukać dalej niż się spodziewamy, ale w końcu trafimy na odpowiednich ludzi. Tylko nie wolno nam się poddawać.

Należy po prostu robić swoje i mieć otoczenie w poważaniu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz