Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 23 września 2019

Znajdź różnice (jeśli tam są)

Zagrajmy w pewną grę. 
Jedyne czego będziecie potrzebować to odrobina wyobraźni. 
Gra nie jest wymagająca.

Wyobraźcie sobie mężczyznę w średnim wieku. Niebieskie oczy, lekki zarost, 180 cm, szczupła sylwetka, krótkie, blond włosy, ubrany w niebieski t-shirt, czarne spodnie i standardowe, szare trampki. Na przegubie zegarek dowolnej firmy. Możecie sobie do tego obrazka wstawić jakieś tatuaże, czy biżuterię, jest to opcja dowolna.
Macie już?
Widzicie to?
Zatrzymajcie przez chwilę ten obraz w głowie.

Teraz wyobraźcie sobie tego samego mężczyznę o blond włosach i niebieskich oczach, ale bez jednej nogi. Mógł ją stracić w wypadku, albo w wyniku choroby. Tego nie wiecie. Widzicie jednak, że stoi o kulach i jego lewa, dolna kończyna kończy się w kolanie.
Macie obraz? Ok, jedziemy dalej.

Utnijmy mu obie nogi. To ten sam mężczyzna co wcześniej, ale teraz cały kończy się na kolanach. Porusza się na wózku inwalidzkim, ale świetnie sobie radzi. Jest samodzielny i ma się wrażenie, że nogi w sumie nie były mu do niczego potrzebne, a koła sprawdzają się równie dobrze. Z tej perspektywy nie widać, że jest dość wysoki, ale to właściwie tylko różnica optyczna. Ciężko być wysokim, nie posiadając nóg.
Jest? Świetnie.

Teraz ustawcie w swojej głowie wszystkie powyższe obrazy, przedstawiające tego samego mężczyznę obok siebie i odpowiedzcie na pytanie:

"Którego z nich spytalibyście o godzinę?"

Zapewne część (może i nawet większość) odpowie, że nie ma to żadnego znaczenia. Jeśli chce się spytać o godzinę, szuka się człowieka z zegarkiem, lub telefonem i nie patrzy na to ile ma nóg, oraz na czym się przemieszcza.

To może inne pytanie:

"Do którego mężczyzny zagadalibyście, gdyby był Waszym współpracownikiem?"

Teoretycznie odpowiedź jest taka sama jak przy pytaniu pierwszym. Stan tego gościa nie ma żadnego znaczenia i to wciąż ten sam człowiek. W końcu stracił jedną lub dwie kończyny, a nie osobowość, charakter i samego siebie.

W praktyce nie jest to już jednak takie oczywiste.

Załóżmy drugą sytuację.

Wyobraźcie sobie zwierzątko. To może być zwierzątko dowolnego gatunku. Takie, które lubicie najbardziej. Pies, kot, koń, koszatniczka, jaszczurka, nie ma to żadnego znaczenia.
Jeśli nie lubicie zwierząt wcale... przyjmijcie moje kondolencje.
Widzicie to zwierzątko i robi Wam się cieplej na serduszku. Jest śliczne, szczęśliwe i drepcze w kółeczku.
Miód na serce.

Teraz weźcie to samo zwierzątko i wyobraźcie je sobie bez łapki, skrzydełka, czy co tam to zwierzę posiada w asortymencie. Radzi sobie. Może jest odrobinę wolniejsze, ale ubytek w kończynie w niczym mu nie przeszkadza.
Dalej radośnie wędruje przez świat.

Już pewnie wiecie dokąd zmierzam, ale kontynuujmy. 
To samo zwierzątko jest teraz bez dwóch łapek. Ma trudności z poruszaniem się, więc wylądowało na wózku, który został specjalnie dla niego zaprojektowany. Wózek jest świetny i doskonale zastępuje ubytek w łapkach.
Zwierzaczek dalej bawi się ze swoimi kolegami, tylko teraz przy akompaniamencie obracających się kółeczek.

Pytanie:

"Którą opcję tego samego zwierzaczka byście pogłaskali, lub wzięli na ręce?"

Prawdopodobnie jest to bez znaczenia. Uwielbiacie zwierzaczka i wywołuje w Was chęć złapania go i trzymania tak długo jak się da. Zazwyczaj zwierzaczek na wózku wywołuje jeszcze większą falę empatii, ponieważ w ludziach rodzi się instynkt opiekuńczy (by nie powiedzieć macierzyński) i widok słodziaka na wózku buduje ludziom w głowie współczucie i dziwne mrowienie, które może oznaczać tylko miłość.
Zależność jest prosta:
Im biedniejszy i bardziej poszkodowany zwierzaczek, tym więcej współczucia i ludzkiej sympatii będzie otrzymywał.

Zmieńmy trochę pytanie:

"Którego zwierzaczka adoptowalibyście, gdybyście mieli na niego warunki?"

Tutaj odpowiedź nie jest już jednoznaczna. Część z Was i tak powie, że bierze każdego, a najlepiej tego najbardziej poszkodowanego, ponieważ odezwie się w Was chęć niesienia pomocy.
Część jednak uprzedzi się do zwierzaka inwalidy, ponieważ będzie on potrzebował specjalnej opieki. W głowie takiej osoby problem może urosnąć do niewyobrażalnej skali.
Co jeśli trzeba go będzie wnosić i znosić po schodach? Może zdzierać panele w domu tymi swoimi kółeczkami. Może gdzieś zahaczyć. Ludzie będą zwracać na niego uwagę. Trzeba będzie uważać, żeby nie spadł z mebli, jeśli już na nie wejdzie. Co jeśli wózek się zepsuje?
Te problemy mogą się nigdy nie pojawić, a komplikacja istnieć tylko w głowie tych ludzi, ale i tak będą się o to martwić.
Nie ma w tym niczego złego, w końcu zwierzę byłoby całkowicie pod ich opieką i odpowiedzialnym jest zastanowienie się czy podołają temu zadaniu.

Czasem dużo prościej jest unikać osób niepełnosprawnych, ponieważ mogą przypadkiem wymagać dodatkowej pomocy.
Mogą się obrazić, kiedy przypadkiem rzuci się jakimś mało trafionym żartem. Może trzeba będzie pomóc im ze schodami. Może być niezręcznie. Ludzie mogą się gapić. Wózek może się gdzieś zaklinować, albo zepsuć. Ten ktoś może nie czuć się komfortowo w towarzystwie ludzi stojących. Jak sobie z tym poradzić? Co robić, a czego nie robić?

Te problemy tak naprawdę w większości są wyssane z palca. Osoby niepełnosprawne fizycznie są zazwyczaj obdarzone dużym dystansem do życia i potrafią śmiać się z własnych ułomności, jeśli już się z nimi pogodzą.
Radzą sobie same. Nie potrzebują niczyjej pomocy, a jeśli już o nią poproszą, są to drobnostki, o które równie dobrze mogłaby spytać osoba w pełni sprawna.
Może niektórzy będą się gapić, ale co z tego? Największą uwagę przyciągnie osoba na wózku, a nie jego znajomi dookoła. Prawdopodobnie nikt nawet nie zwróci uwagi na Waszą twarz.
Niezręczności pojawiają się w każdych relacjach, niezależnie od stopnia mobilności drugiego człowieka.
Jedyną barierą w tej sytuacji jest nasza głowa i nadmierna wyobraźnia, która doprowadzić nas może jedynie do paranoi.

Znajomość z każdym człowiekiem trzeba dotrzeć. Granice i sposób rozmowy z daną osobą kształtujemy przez kontakt z nią. Po jakimś czasie wiemy na jakie tematy można z nią porozmawiać, a czego lepiej unikać. Czy ta osoba ma dystans do życia, czy raczej należy na to uważać i nie poruszać wrażliwych wątków. Czy lubi ananasa na pizzy i czy jest otwarta na krytykę, albo luźną dyskusję.

To samo dzieje się kiedy rozmawia się z osobą bez ręki, nogi, na wózku, z przerostem żeber, niewidomym, czy głuchoniemym - chociaż to ostatnie zazwyczaj wymaga już od nas znajomości języka migowego, czy innych sposobów komunikacji.
Ci ludzie różnią się tylko wyglądem, lub sposobem przemieszczania się. W głowie mają zupełnie to samo co cała reszta, a przecież do komunikacji potrzebna jest nam głównie głowa.
Jeśli zakumplowalibyśmy się z danym człowiekiem, kiedy jest zupełnie sprawny, dlaczego mielibyśmy mieć opory, kiedy tej samej osobie zostanie odebrana kończyna, oczy, czy część twarzy?

Z niepełnosprawnością umysłową jest zupełnie inaczej. Występuje tutaj bariera lingwistyczna i ubytki w komunikacji. Często nie jesteśmy w stanie zrozumieć motywów drugiej osoby, lub jej sposób myślenia zbyt bardzo różni się od naszego, by mogło dojść do porozumienia. Ciężko jest się też dogadać z kimś, kogo oddziela od nas przepaść intelektualna, a rozmowa z takim człowiekiem przypomina rozmowę ze zbuntowanym dzieckiem.
W takich przypadkach potrzebne jest większe zrozumienie i cierpliwość, którą nie każdy posiada.

Co jednak blokuje nas przed osobami z defektami fizycznymi, u których nie wpływa to w żaden sposób na rozumienie świata, lub tymi, którzy potrzebują trochę więcej czasu na przemyślenia, ale są w stanie dojść do naprawdę ciekawych wniosków?

Zaskakujące jak wiele razy kule, balkoniki, czy wózki inwalidzkie potrafią całkowicie odsunąć nas od ludzi, którzy nimi kierują.
Oni nie gryzą, nie wymagają nadmiernej opieki, ani niańczenia, nie obrażają się za niefortunny żart, a często pierwsi go rzucają. Jeśli się obrażają, znaczy to, że żart był wyjątkowo nieśmieszny, albo są sztywni, oraz brak im poczucia humoru i byliby tacy nawet, gdyby nie ograniczała ich metalowa konstrukcja z kółkami.

Piesek bez łapki jest tym samym pieskiem co ten z łapką... tylko, że bez łapki.
Człowiek bez kończyn jest tym samym człowiekiem... tylko, że bez kończyn.

Nie szukajmy problemów tam, gdzie ich nie ma. Nie budujmy zbędnych barier, opartych na własnych (często przesadzonych) wyobrażeniach danej sytuacji.
Wyobraźnia jest ważna, ale nie można dawać jej się zbytnio ponieść.

W przeciwnym razie nawet zjedzenie zwykłej pomidorowej stanie się dla nas wyzwaniem.

Co jeśli się poplamimy?
Co jeśli zupa okaże się niesmaczna?
A jeśli się zepsuła?
Może nie być taka jak inne pomidorowe.
Co jeśli się zrażę i już nigdy nie zjem pomidorowej?
Czy jeśli pomidor to owoc, to będę jeść zupę owocową? Nie lubię zupy owocowej, co teraz?
Co jeśli zupa się na mnie obrazi za zbyt dużą ilość pieprzu?
To może zniszczyć wszystko. Może być niezręcznie. Można się skompromitować.

Przestańmy.
To nigdzie nie prowadzi, a czasem zamiast gdybać najlepiej jest zadziałać i przekonać się na własnej skórze, bo może się okazać, że nasze obawy są zupełnie bezsensowne.
Zazwyczaj tak właśnie jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz