Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 27 września 2019

Codzienne przypadki niezręczności

Codzienne niezręczności.

Przytrafiają się każdemu w mniejszej lub większej częstotliwości i natężeniu.

Kiedy próbujemy powiedzieć jedno słowo i nagle postanawiamy zmienić je na inne w ostatnim momencie, co skutkuje połączeniem dwóch różnych słów w jeden wyraz i zastanawiamy się czym do króliczka wielkanocnego jest rysza (połączenie ryżu i kaszy).

Kiedy usiłujemy wyminąć na chodniku osobę, nadchodzącą z naprzeciwka, która również próbuje nas wyminąć, robiąc to w tę samą stronę i kończymy tańcząc wokół siebie prymitywną odmianę walca, zanim komuś w końcu uda się zamierzony manewr.

Kiedy czekamy aż jakiś samochód przepuści nas na przejściu dla pieszych i po zatrzymaniu się pojazdu, postanawiamy przejść, lecz po chwili samochód decyduje się jednak jechać, więc stajemy i próbujemy się wycofać, na co on też staje, więc robimy krok do przodu i bawimy się przez kilka sekund w "Baba Jaga patrzy" na środku ulicy, wyglądając jak spłoszony jeleń, który zbyt późno ujrzał światła samochodu.

Każdy z nas miał chociaż jedną taką sytuację. Czasem jednak poziom niezręczności jest tak wysoki, że mamy ochotę zapaść się pod ziemię, zabierając ze sobą wszystkich, których dane zdarzenie dotyczyło.
Właśnie o tym będzie dzisiejsza historia.

~~~~~~

Razem ze znajomym (któremu sięgam ledwie pod pachę, a do niskich nie należę) wracaliśmy z poszukiwań pewnej książki, która pomimo zamówienia i zapewnień pracowników o jej dostępności, nie pojawiała się w punktach sprzedaży. Oboje byliśmy tym faktem nieco zirytowani, ale żadne z nas nie chciało tego okazywać drugiemu.

Kiedy doszliśmy do bardzo długiego przejścia dla pieszych, stała już przy nim starsza kobieta z balkonikiem, która włączyła przycisk sygnalizacji świetlnej i oczekiwała na zielone. Po kilku minutach intensywnego ruchu ulicznego, samochody zaczęły się zatrzymywać i zielony ludzik, oraz towarzyszący mu pisk urządzenia, oświadczyli nam, że możemy przejść.
Ruszyliśmy do przodu, jednak sygnalizacja zaczęła mrygać już w połowie naszej drogi. Zastanawialiśmy się jak ktokolwiek miałby zdążyć przejść przez tak długi odcinek i zmieścić się w wyznaczonym czasie. Bez przebiegnięcia, nie było to możliwe.
Dochodząc do chodnika, usłyszeliśmy za sobą serię klaksonów. Po odruchowym obróceniu się w kierunku źródła dźwięku, ujrzeliśmy (wcześniej przez nas widzianą) starszą panią z balkonikiem, usiłującą popychając przed sobą sprzęt rehabilitacyjny, przejść na drugą stronę. Kobiecina poruszała się tiptopami i widać było, że każdy krok sprawia jej dużą trudność. Do tego na balkoniku spoczywała torba z zakupami.
Spojrzeliśmy po sobie i wróciliśmy na przejście. Podczas kiedy kolega usiłował za pomocą podniesionego głosu i gestykulacji uświadomić kierowcy, że staruszka nie weźmie sprzętu na plecy i nie przebiegnie przez przejście, żeby zdążyć na krótkie zielone, ja zaoferowałam pomoc w przeniesieniu torby na drugą stronę, żeby odciążyć balkonik.
- Gdzie Ci się tak spieszy? - wydzierał się znajomy, przekrzykując klaksonową orkiestrę - Spokojnie, ej każdy ma prawo przejść. Sikać Ci się chce? Było pić mniej kawy na stacji. Chill.
- Dziękuję Ci słoneczko - powiedziała kobieta, przesuwając powoli swój wózeczek - Nogi już nie te. Mam takie mrowienia i nie jestem w stanie szybciej chodzić.
- Pani się nie przejmuje i nie spieszy, powolutku sobie przejdziemy - odpowiedziałam, trzymając torbę i odcinając kobiecinę od niecierpliwych kierowców.
- Te światła takie krótkie. Ciężko zdążyć, a nie mam gdzie indziej żeby przejść, bo musiałabym dużo nadrobić. A nogi już nie te.
- Pani się nie stresuje. Ludziom się wiecznie spieszy.
Na przejściu pojawili się inni ludzie, kiedy zielony ludzik zagościł na światłach ponownie. Wyminęli nas i w połowie drogi znowu zostaliśmy sami.
- Ślimaki to na chodniki, a nie na ulice wchodzić! - wydarł się ktoś przez uchylone okno Skody Fabii.
- Koleżko, a wskazać Ci miejsce przy kierownicy, czy sam trafisz? - interweniował znajomy.
- Weźcie tego żółwia z jezdni!
- Od kiedy buraki mają prawo jazdy? Do warzywniaka leżeć.
- Coś powiedział?
- Głuchy? Więcej klaksonu trzeba używać.
Atmosfera gęstniała i blisko było do rękoczynów. Byłam wdzięczna poszczególnym kierowcom za cierpliwość i zachowany spokój. Ludzie zaczynali skakać sobie do gardeł w dalszej części uformowanego korka.
Przechodząc przez ostatni fragment jezdni, ogłuszył nas dźwięk klaksonu ciężarówki. Staruszka wzdrygnęła się, a ja poczułam jak piszczy mi w uszach. Odgłos był potężny.
- Ruszta się! - usłyszeliśmy od tirowca.
- Sam się rusz ćwoku, po rowach jeździć, a nie po ulicy - przystąpił do kolejnego ataku znajomy.
- Mateusz? - spytał zdziwiony kierowca - Jak się odzywasz do ojca?
- Tata?
Obejrzałam się przez ramię i za kierownicą pojazdu ujrzałam ojca Mateusza. Niezła wtopa.
- Co Ty tu robisz?
- Pomagam staruszce. Niech no się matka dowie jak traktujesz starszych. Babcia się nie ucieszy.
- Nie pyskuj do mnie, pogadamy w domu. Złaź z jezdni. Czerwone jest.
- A żebyś wiedział, że pogadamy. Mamy przefrunąć Twoim zdaniem? Ogarnij się człowieku.
Nagle z samochodu stojącego tuż obok ciężarówki, wyskoczył młody mężczyzna w sutannie.
- Proszę, nie kłóćcie się. Pozwólmy tej kobiecie przejść w spokoju - odezwał się ksiądz, wcinając się w rozmowę ojca i syna.
- To mój syn, mogę sobie na niego krzyczeć do woli.
- Nie uchodzi.
Zdążyliśmy przejść i po upewnieniu się, że kobieta dalej sobie poradzi i córka wniesie jej zakupy do domu, umieściłam torbę na balkoniku i czekałam aż dołączy do mnie mój dwumetrowy rycerz, dyskutujący żywo ze swoim ojcem i księdzem jednocześnie.

Koniec końców, wszyscy ruszyli w swoją stronę, a zarówno Mateusz, jak i jego rodziciel, zostali zaproszeni do spowiedzi i na mszę świętą, by odkupić swoje grzechy i wybaczyć sobie przykre słowa, jakie padły na ulicy.

To się nazywa być we właściwym miejscu, o właściwym czasie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz