Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 4 września 2019

Kiedy zwierzę jest niechciane

Kojarzycie te wzruszające i pełne nadziei historie o ludziach, którzy byli przeciwko adopcji jakiegokolwiek zwierzęcia, ale kiedy pojawiło się ono w domu, to pokochali je bardziej niż właściciel?

Pełno jest ich na forach zwierzęcych, tuż pod pytaniem: 
Moja mama/tata/dziadek/babcia/mąż/chłopak/sąsiad nie zgadza się na (tu wstawcie gatunek zwierzęcia). Co robić? Jak Wasi zareagowali na zwierzę?
W komentarzach wylewa się wtedy fala pięknych historii o niesamowitej przyjaźni i trwałej więzi zwierzęcego przeciwnika w domu. Jest opisywana jego nagła przemiana, kiedy poczuł więź łączącą go z futrzakiem i zapałał do niego miłością wielką i nierozerwalną.
"Moja mama była przeciwko szczurom, bo uważała, że śmierdzą i roznoszą choroby, a teraz sama im robi sałatki"
"Mój chłopak nie lubił psów, ale kiedy zwierzak już w domu zagościł, to od razu go pokochał"
"Mój tata powiedział, że jak się pojawię w domu z chomikiem, to wyleci przez balkon, ale go zaakceptował i właśnie oliwi mu kółeczko do biegania"
"Moi współlokatorzy nie chcieli widzieć w domu żadnego zwierzaka, ale oczarował ich mój kot i teraz z nim śpią. Są nierozłączni."
You get the point.

Takie historie są bardzo sympatyczne i dają nadzieję nowym właścicielom na to, że mimo wcześniejszego sprzeciwu zwierzę w domu zostanie zaakceptowane i pokochane.

Jednak nie zawsze tak bywa.

Wśród tych wszystkich historii o pięknej przyjaźni, znajdują się też takie, w których pojawienie się zwierzaka w domu niczego nie zmieniło. Nikt nie poczuł nagłej więzi ze stworzeniem, ani potrzeby opieki, nie mówiąc o wielkiej miłości.
Tych historii jest mniej i często są one pomijane jako wyjątek od reguły. Kiedy jednak przydarzą się osobie, która po nasłuchaniu się tych cukrowych opowieści jest pełna nadziei i bierze taki finał za pewnik, nagle pojawia się rozczarowanie.
No bo jak to? Przecież wszyscy opisywali, że zdanie mamy/taty/chłopaka/kuzynki szwagra się zmieni i to diametralnie, a tu coś takiego?

Niestety, nie zawsze bywa kolorowo.

Co, jeśli rodzic czy inna bliska osoba nie zgadza się na zwierzę w domu?

Najgorszą możliwą poradą jest: 
"Postaw ich przed faktem dokonanym. Przyprowadź go pomimo to. Jak go zobaczą to pokochają, nie ma innej opcji."
Otóż jest inna opcja i nie należy się dziwić kiedy zwierz wyląduje w schronisku, na ulicy, w lesie czy wróci tam skąd przyszedł.
Jeśli nie mieszkamy "na swoim" musimy liczyć się ze zdaniem rodziców, czy współlokatorów, ponieważ są oni właścicielami, lub współwłaścicielami mieszkania. Ich zdanie jest tak samo ważne, a często nawet ważniejsze jeśli sami nie opłacamy rachunków, ani czynszu.
Zwierzę to bardzo poważna decyzja i obowiązek na lata. Obowiązek, którym nie można obarczać innych. 
Jeśli ktoś wyraża jawny sprzeciw w sprawie zwierzęcia, należy z nim porozmawiać i przedstawić swój punkt widzenia. Próbować uświadomić taką osobę, przekonać ją, że jest to dla nas bardzo ważne i że nowy lokator nie będzie sprawiał problemów, ani zakłócał spokoju domowników. Należy zaznaczyć, że wszystkie obowiązki związane ze zwierzęciem będzie się wykonywało samemu. 
Musimy też zaakceptować argumenty przeciwne i dowiedzieć się co warunkuje niechęć drugiej strony. Jakie są jej obawy i opinie.

Jeśli nie uda się dojść do kompromisu, nie należy przyprowadzać zwierzęcia pomimo to, wbrew woli innych mieszkańców. Może to mieć przykre konsekwencje, głównie dla zwierzęcia, a tego przecież nikt nie chce.
Może kiedyś zmieni się zdanie osób z którymi mieszkamy, lub przeprowadzimy się w miejsce bardziej przyjazne zwierzętom.

Cierpliwość jest bardzo zalecana. Decyzje odnośnie zwierząt, podejmowane pod wpływem chwili, zazwyczaj nie są dobrymi decyzjami. Trzymanie podopiecznego w ukryciu jest jeszcze gorszym pomysłem. Prędzej czy później nowy lokator zostanie odkryty, a jego stres związany z mieszkaniem w pudełku czy pod łóżkiem nie jest tego warty.

Mieszkańcy się zgodzili, ale nikt się zwierzakiem nie zajmuje.

Jeśli nie był ustalany jasny podział obowiązków między lokatorami, to nie ma się czemu dziwić. Zwierzęciem powinien zajmować się jego opiekun i reszta wcale nie musi mu w tym pomagać, jeśli nie ma takiej ochoty.

Zwierzę jest w domu akceptowane, ale nikt nie chce nawiązać z nim żadnej więzi.

To jest właśnie przykład, w którym słodkie, cukierkowe love story po przyprowadzeniu zwierzęcia nie występuje. Może się to mijać z naszymi oczekiwaniami, ale nie każdy kto akceptuje zwierzę, musi je od razu lubić.
Istnieją osoby, które akceptują alkohol w domu, chociaż same nie piją.
Należy zrozumieć, że zwierzę jest przede wszystkim nasze. To my musimy o nie dbać, bawić się z nim, wyprowadzać w razie potrzeby i finansować wizyty u weterynarza. Darzenie go uczuciem i poczucie więzi to również nasze zadanie. Nasze, nie naszego otoczenia. Ludzie wokół mogą, lecz nie muszą czuć przywiązania do zwierzaka i nie należy z tym walczyć. Nie da się nikogo zmusić do miłości. To, że my czujemy potrzebę okazywania podopiecznemu uczuć, nie oznacza, że inni czują to samo i nie ma w tym niczego złego czy dziwnego.
Każdy ma inny stosunek do zwierzęcia i nie należy narzucać drugiej osobie swojego zdania, ani sposobu zachowania, bo "ja go kocham, dlaczego Ty nie możesz?".
Nic na siłę. Czasem trzeba zaakceptować fakt, że jedynymi osobami w domu, które mają ze zwierzęciem silną więź jesteśmy my.

Taka sytuacja ma miejsce również u mnie.
Morfina i spożywczaki są tylko i wyłącznie moimi zwierzętami. To ja się nimi opiekuję, wyprowadzam na spacery, zajmuję im czas, płacę za jedzenie, zabawki, weterynarza, ja rozdzielam i podaję leki. Kiedy są chore, to ja nie śpię po nocach. Jestem jedyną osobą, którą tak naprawdę obchodzą.
Kiedy długo jestem poza domem, mogę prosić rodzicielkę o jednorazowe, szybkie wyjście z psem, lub o pożyczenie niedużej sumy pieniędzy na kilka dni, ale na tym się kończy. Jestem wdzięczna, że mogę liczyć chociaż na taką pomoc, ponieważ są właściciele którzy nie mają nawet tego.
Nikt nie wyjdzie jednak na spacer z psem z dobrej woli, nikt go nie będzie głaskał, ani się z nim bawił. Nie mam co liczyć na to, ze ktoś wypuści szczury na wybieg, nakarmi któreś ze zwierząt, poda im leki, czy wyjdzie do weterynarza. To moje zadania i ani siostra, ani mama nie są do tego zobowiązane.
Żadna z nich nie czuje nic do tych zwierząt i puchatki są traktowane jako obiekty, które poruszają się po domu, jedzą i linieją. Są akceptowane, ale nie są uwielbiane.
Wiem, że gdyby mnie zabrakło żadna z tych osób nie zajęłaby się ani Morfiną, ani trojaczkami. Takie są fakty i są one znane wszystkim domownikom.
Takie scenariusze też występują i nie należy mieć pretensji do członków rodziny czy otoczenia, jeśli nie wzięło się tego pod uwagę, lub liczyło na cudowną przemianę.

Podsumowując:

  • Nie każdy musi uwielbiać Wasze zwierzęta, nawet jeśli znajduje się w bliskim otoczeniu,
  • Nie da się nikogo zmusić do miłości, bo już przekonanie do akceptacji bywa nie lada wyczynem,
  • Nasze wyobrażenie pewnej sytuacji nie zawsze pokrywa się z prawdą i należy brać to pod uwagę,
  • Każdy ma prawo do własnej reakcji,
  • Przekonać nie znaczy zmusić,
  • Nie bierzmy zwierząt wbrew woli reszty domowników na litość boską. Najbardziej cierpią na tym niewinni. Zwierzę to nie zabawka, którą można zwrócić. Kierujmy się rozwagą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz