Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 2 września 2019

"Zostaw", "Wypluj", Chodź" i "Nie" - czyli rodzeństwo idealne

Młodszy brat mojego sąsiada jest aktywistą. Działa na rzecz nielegalnego rozmnażania psów. Pomaga namierzać i rozwiązywać pseudohodowle, bierze udział w warsztatach uświadamiających przyszłych kupców i prowadzi dom tymczasowy dla futrzaków wszelkiej maści. Jest tym samym pośrednikiem między pseudohodowlami, a przyszłymi właścicielami.

Po rozwiązaniu pewnej "hodowli" w jego ręce trafiły cztery szczenięta, które miały być Beagle, ale przypominały bardziej Bassety. Matka zmarła przy porodzie i młode trzeba było odchować przy matce zastępczej, która akurat karmiła swoje szczenięta i zaakceptowała dodatkową czwórkę. Beaglo-Bassety były więc wychowywane przez Dalmatynkę i kotkę, która nadzorowała czy żadne z młodych nie zapuszcza się zbyt daleko od źródła mleka.
Kiedy maluchy podrosły, nadano im imiona na "B" (poczucie humoru właściciela psiej mamki, który stwierdził, że z miotu "B" szczeniaki co prawda nie pochodziły, ale skoro nie wiadomo jakiej dokładnie były rasy, to mogła to być jakaś rasa na "B"). 

Borys, Benia, Bryś i Basia zostali przetransportowani do domu tymczasowego i tam spędzili kilka kolejnych miesięcy, machając swoimi słodkimi, za dużymi na ich małe główki uszami. Szczeniaki były urocze, lecz z niewiadomych przyczyn nie przyciągały wielu chętnych, a Ci, którzy już pojawiali się na rozmowach, szybko z nich rezygnowali. Maluchy były niesforne i należało mieć je na oku przez całą dobę, inaczej niszczyły, demolowały i zjadały wszystko co znalazły na swojej drodze. Kilku kandydatów na właścicieli zostało odrzuconych, a kilku wycofało się samych.

Właściciel domu tymczasowego nie wiedział co robić. Reklamował szczeniaki najlepiej jak potrafił, ale psie rodzeństwo nie pomagało mu w tym trudnym zadaniu. Maluchy nie lubiły też być rozdzielane. Przestawały wtedy jeść i stawały się apatyczne, nawet kiedy znikał tylko jeden z braci. Jest bardzo mało osób, chcących zaadoptować na raz aż cztery psy, ale mężczyzna liczył na cud. Czekając na właściwego człowieka, starał się też utemperować trochę charakterek szczeniąt i ich destrukcyjne zapędy.
Kiedy wychodził z domu musiał zabierać pieski ze sobą, ponieważ wyrządzały w swoim otoczeniu niewyobrażalne szkody, oraz demoralizowały inne psy przebywające w tamtym czasie w domu tymczasowym.

Mijały miesiące i chociaż psiaki z dnia na dzień stawały się coraz grzeczniejsze, dalej nie było na nie chętnych.
Ich opiekun nadał im pseudonimy: "Zostaw", "Wypluj", "Chodź" i "Nie", ponieważ tych wyrazów używał najczęściej w odniesieniu do szczeniąt i z czasem zaczęły one zastępować poprzednio nadane im imiona.
Po kastracji całej czwórki, mężczyzna został postawiony przed decyzją - oddać pieski do schroniska, czy dalej próbować znaleźć im dom, w międzyczasie oferując swój własny. Zdecydował, że nie może pozbyć się sierotek i pełen nadziei, że ktoś w końcu się po nie zgłosi, zabrał je do domu.

Psy, jak większość podrzutków z pseudohodowli zaczęły przejawiać problemy zdrowotne.
"Nie", oraz "Chodź" miały problemy z nerkami, "Wypluj" miewał ciągłe problemy z przewodem słuchowym wewnętrznym, a u "Zostaw" wykryto dysplazję stawu łokciowego.
Podrostki zostały poddane leczeniu i rehabilitacji. Mężczyzna codziennie wnosił po schodach "Zostaw", kiedy przez zabieg kazano mu ograniczyć ruch, pilnował diety "Nie" i "Chodź", oraz wmasowywał w ucho "Wypluj" weterynaryjne specyfiki. Jeszcze nigdy nie miał u siebie tak wymagających drobiazgów, ale nie miał im tego za złe. Opiekun nie żalił się i nie skarżył, ponieważ wierzył, że pewnego dnia psy wyjdą na prostą i znajdą kochające domy.

Obecnie Beaglo-Bessety mają już cztery lata i zostały zaadoptowane przez swojego pierwotnego opiekuna. Ich dom tymczasowy stał się ich domem stałym. Mężczyźnie nie udało się znaleźć im nowych właścicieli, więc sam przejął tę funkcję i teraz nie wyobraża sobie życia bez wesołej gromadki z przerośniętymi uszami. Ich problemy zdrowotne nie zniknęły całkowicie, ale zostały opanowane i nie utrudniają psom życia.
Właściciel został przy nietypowych imionach by móc na spacerze, czy u weterynarza podziwiać zdezorientowanych ludzi, kiedy nawoływał wszystkie psy.
Za każdym razem brzmiało to tak, jakby miał rozdwojenie jaźni i zespół Tourette'a w jednym. Otoczenie miało go za wariata, lecz on sam się za niego uważał i nie próbował tego zmienić. W końcu kto normalny trzyma w domu taką ilość psów, wydając te zdrowe nowym właścicielom, a uszkodzone zostawiając sobie?
Imiona psów przypominały mu nie tylko o trudnej i wyboistej drodze jaką przeszły szczeniaki, ale i o progresie jaki zrobiły zwierzęta. To wszystko nie miałoby takiego finału, gdyby nie jego ciężka praca, wielkie serce i poświęcony czas. O przeszłości nie należało zapominać. Należało na nią spoglądać, analizować ją i doceniać to, co zrobiło się by przyszłość była od niej lepsza.

"Zostaw", "Wypluj", "Chodź" i "Nie" nie miały dobrego startu, ale ich historia dopiero się rozpoczynała, a ich właściciel robił wszystko, by została ona napisana jak najlepiej... odrobinę się przy tym bawiąc.
Z takimi imionami uszatki mogły być skazane już tylko na sukces.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz