Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 17 września 2019

O człowieku, który przyprowadzał zoo

Kiedy pracowałam jeszcze jako technik, w małym gabinecie weterynaryjnym, w małej wiosce, gdzie dojechać dało się tylko rowerem, mieliśmy pewnego ciekawego klienta.

Młody mężczyzna, koło trzydziestki, który odwiedzał nasz gabinet co kilka dni, za każdym razem przyprowadzając inne zwierzę. Gość był lekko niepełnosprawny. Nie chwalił się tym, ale można było to stwierdzić z obserwacji i rozmowy. W niczym mu to nie przeszkadzało, a jego pamięć spokojnie załatwiłaby mu robotę w NASA.

Pierwszego dnia mężczyzna przyprowadził do szczepienia trzy szczeniaki w typie Jack Russell Terrier. Opowiedział o ich mamie (ojciec nieznany) i jak przebiegł poród, oraz, że młodzież wkrótce zostanie wydana do nowych domów.
Pieski zostały zaszczepione, otrzymały medaliki i zaświadczenia, po czym opuściły gabinet.

Kilka dni później ten sam człowiek przyszedł z czarnym kotkiem, który utykał na łapę. Okazało się, że przyczyną był kawałek drutu, który wbił się zwierzakowi w poduszkę. Po krótkiej walce z kotem i odkażeniu rany, pacjent został odesłany do domu.

Z końcem tygodnia mężczyzna znowu pojawił się w gabinecie, tym razem prowadząc na smyczy wielkiego Berneńczyka na kroplówkę uzupełniającą. Kroplówka skapywała przez dobrą godzinę, ale pies wykazał się spokojem i ogromną cierpliwością. Tak samo jak człowiek, z którym przyszedł.

W następnym tygodniu mężczyzna przyprowadził nam chorą klacz, małe koźlątko z brakiem łaknienia i kilka kotów. Wielokrotnie przychodził też po najróżniejsze specyfiki i witaminy dla kur. Trafiało do nas wszystko, od pisklaków po buhaje, a mężczyzna stał się najczęściej odwiedzającym nasz gabinet człowiekiem w historii.
Zawsze uśmiechnięty, zawsze uważny i stosujący się do zaleceń.
Do tego gość miał niewyobrażalną pamięć i potrafił przypomnieć sobie co i kiedy dostało każde zwierzę jakie do nas przyprowadził, w ciągu ostatniego roku.
Osobiście go podziwiałam.

Pewnego dnia nie wytrzymałam i spytałam szefową o tego zagadkowego człowieka. Wiedziałam, że przychodził tutaj jeszcze przed moją kadencją, więc liczyłam, że lekarka będzie w stanie odpowiedzieć mi na pytanie: Skąd mężczyzna ma takie zoo i dlaczego zajmuje się samotnie tak dużą ilością różnych zwierząt?
- To nie są jego zwierzęta. On nie ma żadnych - odpowiedziała szefowa.
- Ale jak to? - spytałam - To on pracuje dla jakiejś fundacji czy coś takiego?
- A gdzie tam. Jak skończy pomagać ojcu na swoim podwórku, to chodzi po całej wsi i pyta czy ktoś nie potrzebuje wysłać zwierzaka to weterynarza, bo "akurat idzie". Ludzie już go tu znają, więc mu ufają. Dają pieniądze i zwierzaka, a on wraca do nich z rachunkiem i resztą. To są wszystko zwierzęta obcych ludzi.
- On za to coś dostaje?
- Nie. Tak sam z siebie to robi. Chyba bardzo lubi zwierzęta i to dlatego. Swoich mieć nie może, bo jego rodzice już w takim wieku, że nie mają siły, a uważają, że on sam sobie nie poradzi. Jak dla mnie to on właśnie jest bardzo odpowiedzialny. Nie dość, że się rodzicami zajmuje, po zakupy biega, w polu pracuje, to jeszcze przez to, że tu przychodzi ma dużo informacji i niemałą wiedzę na daną chwilę. Jak go kiedyś spytałam czemu nie powie tym ludziom żeby sami przyszli do gabinetu, bo w końcu daleko nie mają, to mi powiedział, że oni nie mają czasu i są zajęci, a dla niego to żaden problem, bo on tak lubi. No to mu przecież nie zabronię.

Widywałam tego człowieka przez cały mój pobyt w tym gabinecie i z tego co wiem, odwiedza go nadal. Deszcz, śnieg, wiatr, czy uparte zwierzę nie były dla niego żadnym problemem. Kilkukrotnie przyprowadzał osłoniętego derką konia, czy schowane pod kurtką koty, samemu moknąc w strugach wody, lejącej się z nieba.
Spytany dlaczego nie zabrał płaszcza, albo parasola, ale koń ma na sobie derkę, odpowiedział tylko:
- Bo on nie może zmoknąć. Jest pacjentem, ja nie jestem. Ja go tylko przyprowadziłem, bo sam nie znał drogi.

Cenię takich ludzi i życzę im jak najlepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz