Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 26 września 2019

Przedszkolne nasionko

Pilnowałam ostatnio rodzinnego pędraka w wieku przedszkolnym.
Panie przedszkolanki dały małym larwom po nasionku jakiejś bliżej nieokreślonej rośliny, ponieważ prowadziły akurat zajęcia o naturze i zmianie pór roku.
Roślinki raczej trujące nie były, bo część trolli swoje nasionka zjadła, lub wcisnęła je sobie do nosa, czy ucha bez widocznych efektów ubocznych. Szkrab będący pod moją opieką, swoje roślinne jajo przyniósł i oświadczył dumnie, że "Pani kazała zagrzebać", co w wolnym tłumaczeniu oznaczało konieczność zasadzenia nasionka w doniczce.

Skoro pani kazała, to zrobić trzeba było. Wzięłam więc młodocianego pod pachę i zgarniając po drodze psa, skierowaliśmy się do sklepu ogrodniczego celem nabycia worka ziemi i jakiejś doniczki.

Na drzwiach "Ogrodu jak marzenie" dostrzegłam znaną mi tabliczkę z pieskiem w zielonym kółeczku i napis "Zwierzęta mile widziane", więc wpakowałam się z puchatym i mniej puchatym do środka, grzecznie mówiąc "Dzień dobry" i dając o sobie znać starszej pani, zajętej układaniem kwiatów.
Rozejrzałam się dookoła i nie widząc nigdzie worków z glebą, podeszłam do lady pytając:
- Przepraszam, dostanę tutaj może mały worek z ziemią ogrodową?
Kobieta odklejając wzrok od kwiatków, skierowała na mnie swe udręczone życiem oblicze i patrząc na psa jak na karalucha, odparła:
- Z tym do środka nie wolno.
- Ale - zaczęłam lekko zdezorientowana - Na drzwiach jest tabliczka, że wolno.
- Z małymi wolno. Na rękach.
- A tam nie ma żadnej informacji, że tylko z małymi. Jest napisane o zwierzętach ogólnie.
- Bo to oczywiste chyba.
- Aha. No dobrze, będę wiedzieć na przyszłość. Dostaniemy ten woreczek ziemi?
- Nabrudzi - kontynuowała kobieta i nie wiedząc czy chodzi o ziemię, psa, czy dziecko, spytałam:
- Słucham?
- Pies nabrudzi, a myte było.
Przyjrzałam się Morfinie, siedzącej przy mojej nodze i podziwiającej róże, stojące na taborecie. Nie padało, pies nie przekopywał wcześniej ziemi i nie przemieszczał się po obiekcie. Już bardziej brudne były buty młodocianego, który po drodze musiał zahaczyć o pełne liści rynny.
- Mamy wyjść, czy jednak dostaniemy tę ziemię? - spytałam, bo w sumie nie wiedziałam czego ekspedientka od nas oczekuje.
- Jaką ziemię? - spytała, nie odrywając wzroku od Morfiny. Chyba obawiała się, że pies zmieni się w kozę i spałaszuje jej kwiaty na kolację.
- Do kwiatków. Najmniejszy worek.
- Ile?
- Nie wiem jakie są najmniejsze worki. Pięć, sześć litrów? Jak są mniejsze, to ten mniejszy.
- Jaką ziemię.
- Najzwyklejszą ogrodową, uniwersalną do kwiatków, mamy dosłownie jedno nasionko.
- Będziemy grzebać nasionko! - wypalił nagle młody, pokazując kobiecie kulkę wielkości pestki śliwki.
- Sadzić - poprawiłam gnoma i czekałam na kolejny zestaw pytań florystki. To nie mogło pójść zbyt łatwo.
- Jakie konkretnie nasionko? - spytała.
- Nie znam się. Tak z wyglądu ciężko powiedzieć co to jest.
- Każda roślina ma inną porę na sadzenie.
- Tak, wiem, ale ona i tak będzie stała w doniczce w domu.
- Nie wiem jaką ziemię do tego, skoro nie wiem jakie nasionko.
- Poprosimy uniwersalną.
- Na uniwersalnej może nie wyrosnąć prawidłowo, albo może potrzebować odżywek.
- Zaryzykujemy - odparłam i zdecydowałam, że jeśli w przeciągu kolejnej minuty nie dostaniemy worka z ziemią, wezmę do ręki łopatę i wykopię sobie ziemię z podwórka.
Kobieta przestała wpatrywać się w psa i rzucając krótkie "Czekać", wyszła na zaplecze. Po chwili wróciła z workiem ziemi uniwersalnej, skasowała go, zapłaciłam i z ulgą opuściliśmy budynek, dziarsko maszerując do domu.
- Doniczka - przypomniałam sobie w połowie drogi - Nie mamy doniczki.
- W domu też nie mamy - dodał młody i spojrzał na pokonaną przez nas trasę.
- Kupimy w innym sklepie - odparłam, ponieważ w głowie miałam już cały szereg pytań sprzedawczyni co do wielkości, pojemności, koloru, konsystencji i materiału żądanego pojemnika. Nie miałam zamiaru drugi raz przez to przechodzić.
- I pogrzebiemy nasionko? - spytał karzełek.
- Zasadzimy - odparłam - Co Ty z tym grzebaniem?
- Bo jak babcię pan wsadzał do ziemi, to mama mówiła, że ją grzebią. To nasionko też jak się wsadzi do ziemi to się grzebie.
- Nie... to się tak nazywa tylko jak się chowa zmarłego. Nasionka się sadzi, bo one potem wyrastają i robią się zielone.
- Z babci się tak nie zrobi?
- Nie, tak to nie działa.
- Szkoda. Byłoby fajnie, jakby tak ludzi można było pogrzebać jak nasionko i oni by wyrastali i robili się zieloni.

Doniczkę dostaliśmy i nasionko zostało posadzone.
Tylko jakim kosztem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz