Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 1 września 2019

Agnieszki ciąg dalszy

Mówią, że człowiek uczy się na własnych błędach i nie wchodzi dwa razy do tej samej rzeki.
Czemu więc spędziłam kolejną noc jako opiekunka Agnieszki?
Ciekawość. Ciekawość, która kiedyś zaprowadzi mnie w bardzo złe miejsca, oraz racjonalność na której staram się opierać wszystkie decyzje.

Jeśli nie znacie historii pięcioletniej Agnieszki zapraszam tutaj:



Bez poprzedniej części nie będziecie niestety wiedzieli o co chodzi.

Kilka dni temu zadzwoniła do mnie Róża - mama dziewczynki i oświadczyła, że wybierają się z mężem na imprezę przeznaczoną tylko dla dorosłych. Po raz kolejny poszukiwali niani i wybór był dla nich oczywisty. Agnieszka ponoć bardzo nalegała, żebym to była ja.
Moje ego zostało połechtane, ale w tym samym momencie mój instynkt samozachowawczy zaczął wysyłać sygnały alarmowe do całego organizmu.
- Aga jest w Tobie zakochana - usłyszałam w słuchawce telefonu - Nie wiem jak to zrobiłaś, ale czuję się nawet trochę zazdrosna.
- Ojej, to bardzo miłe - odparłam, zwalczając irracjonalną chęć rozłączenia się - Kiedy by to miało być?
- Najbliższa sobota. Wieczorem. Czyli właściwie do niedzieli rano, bo nie wiem o której wrócimy, może już w nocy. To co, zgadzasz się?
- Spojrzę w kalendarz i dam Ci znać dobrze? Mam teraz tak dużo rzeczy, że sama już nie pamiętam które dni mam zajęte - odparłam, bo moje dwie półkule mózgu walczyły ze sobą na miecze.
"Głupiaś" - wołała lewa, odpowiedzialna za myślenie logiczne - "Roi Ci się w głowie, jak tej małej dziewczynce. Dziecko ma za dużą wyobraźnię, czego się boisz? Chwilowej przerwy w dostawie prądu? Ile Ty masz lat?"
"AAAA" - wrzeszczała prawa, która odpowiadała za kreatywność i wyobraźnię - "Absolutnie nie, życie Ci niemiłe? Nie pamiętasz już co było ostatnio? Nie zgadzaj się na to!"
- Jasne - wybił mnie z rozmyślań głos Róży - Nie ma problemu. Daj znać jak coś ustalisz - dodała kobieta i rozłączyła się, a ja zostałam z tą decyzją sama.

Jak to zwykle bywa w moich wewnętrznych konfliktach, wygrała półkula lewa, dekapitując rywala i pozbawiając go prawa głosu. Racjonalne myślenie i uciszanie emocji sprawdzało się w 80% przypadków. Statystycznie nie miałam szansy przegrać, więc zadzwoniłam do matki dziewczynki, zanim zdążyłam się rozmyślić.
- Róża? Sprawdziłam kalendarz. Mam wolne. O której mam u Was być? - spytałam i sprzedałam swą duszę bladej pięciolatce z gromadką niewidzialnych znajomych.

Na miejsce zajechałam w okolicach 19:00. Przywitałam się z Różą i poczułam, że coś wpada we mnie z impetem. To była Agnieszka.
- Przyjechałaś! - krzyknęła dziewczynka, oplatając mnie chudymi rączkami. Nie spodziewałam się z jej strony tak ciepłego powitania, mając na uwadze jak wyglądało to pierwsze. Odwzajemniłam uścisk i dopiero po chwili ujrzałam w dłoni dziewczynki Matyldę. Tym razem lalka miała na sobie inną sukienkę i buciki. Zdaje się, że Agnieszka nie rozstawała się z nią ani na chwilę.
- Ale się będziemy świetnie bawić! - podskakiwała podekscytowana dziewczynka.
- No, no - odparła matka dziecka - Tylko grzecznie, proszę nie męczyć Pauliny i spać przed 21. Pamiętaj.
- Jasne mamo.
- Anastazja już jest? - spytałam dziewczynki i ta odparła niemal natychmiast:
- Nie, ale pewnie przyjdzie na kolację. Ona też się bardzo cieszyła, że przyjdziesz.
- Nie wątpię - odpowiedziałam.
- Ty już wszystko wiesz, to Ci nie będę mówić co i jak. Chyba, że czegoś nie pamiętasz? - wtrąciła Róża.
- Kolacja, kakałko, Nickelodeon, ząbki, piżamka i spać. Czasem nawala prąd, główny przełącznik jest w piwnicy. Kawa i herbata w szafce nad zlewem, baterie do niani w szufladzie pod jelonkami, numery kontaktowe na lodówce.
- Masz pamięć.
- Nie ma tego aż tyle. Co na kolację?
- Potrafisz robić omlet?
- Jasne.
- Jakbyś mogła małej zrobić. Z jednego jajka. Z rukolą.
- Nie ma problemu.
- Mniam, rukola - odparła dziewczynka, wspinając się na krzesło. Była dzisiaj nad wyraz aktywna.
Jeśli jednak potrzebowałam potwierdzenia, że to dziecko jest niezwykłe, to już je miałam. Który normalny pięciolatek lubi rukolę?

Podczas kiedy mama dziewczynki przygotowywała się do wyjścia, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że coś zmieniło się w jej wyglądzie i stylu poruszania. Była też jakby... większa objętościowo. Starałam się nie gapić, ale było to dość zauważalne. Tak jakby spuchła i miała problemy żołądkowe.
- Ja to się chyba jednak podzielę tą nowiną, bo widzę, że tak mi się przyglądasz - rzuciła w końcu, jakby z ulgą.
- Nie, ja to nie...
- Będziemy mieli drugie dziecko - zapiała radośnie Róża.
- Łał, co za wieści, gratulacje - odparłam lekko zszokowana taką informacją.
- To dopiero trzeci miesiąc, ale tak strasznie się cieszę. Wszystkim mówię, dosłownie wszystkim. Ja wiem, że się nie powinno, no ale ja się nie mogę powstrzymać.
- To świetne nowiny, naprawdę gratuluję. Będziesz się miała z kim bawić Aga - zwróciłam się do dziewczynki.
- Mhm - odpowiedziała, przywdziewając nieśmiały uśmiech.
Wzięłam to za normalną reakcję. Też nie wiedziałam jak zareagować na wieści o tym, że będę miała siostrzyczkę, a byłam od niej starsza o kilka lat. Nie wiedziałam po co rodzicom drugie dziecko i co to dla mnie oznaczało. Do tego wizualnie wyglądała średnio, ciągle płakała, jadła i robiła kupy. Gorzej niż Tamagotchi.
- Pokochasz ją jak ją zobaczysz - rzekła Róża - Albo jego.
Nie wiem jakie oczekiwania miała Agnieszka, ale małego, beczącego ziemniaka się raczej nie spodziewała, więc nie byłam co do tego aż tak przekonana.

Kiedy rodzice dziewczynki opuścili dom, machając nam na do widzenia, zbliżała się właściwie pora kolacji.
- Dla ilu osób? - spytałam, sięgając po jajka.
- Tylko dla mnie i Matyldy - odparła Agnieszka - Zjemy na pół.
- No tak, Anastazja nie je.
- Nie ma jej jeszcze. Coś dzisiaj długo jej schodzi, a mówiłam jej, że przyjdziesz.
- Wiesz, pewnie ma coś do załatwienia - odparłam, wbijając jajko do miski - Na pewno jeszcze wpadnie.
- Pewnie tak.

Podałam kolację i kakao na stół, włączyłam ulubiony kanał dziewczynki i wróciłam do kuchni by umyć patelnię po jajku. Nie lubię zostawiać po sobie bałaganu, zwłaszcza w obcym domu.
- Możemy się po kolacji pobawić raz w chowanego? - spytała Agnieszka.
- Możemy, a nie chcesz poczekać na Anastazję?
- Martwię się, obiecała, że przyjdzie. Może przyjdzie jak się zaczniemy bawić.
- Zgaduję, że ja szukam?
- Tak.
- Tak też myślałam.

Zabawa trwała dłużej niż sądziłam, ponieważ tym razem dziewczynka siedziała cicho i wybrała sobie bardzo dobrą kryjówkę. Nie to co Matylda, którą znalazłam niemal od razu, za koszem na śmieci.
W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać czy nie zacząć nawoływać dziecka. Nie podobało mi się, że tak długo znajduje się poza zasięgiem moich oczu. Szukałam jej zarówno na parterze, jak i na piętrze. Pomyślałam nawet, że może Agnieszka schowała się na dworze, ale chwilę potem udało mi się znaleźć ją za kurtyną w łazience. Przysięgam, że zaglądałam tam wcześniej.
- Mam Cię! - powiedziałam, lecz odnaleziona nie wyglądała jakby dobrze się bawiła.
- Nie smuć się. Ta kryjówka była świetna, już miałam się poddać - dodałam, opuszczając z dziewczynką łazienkę - Matyldę znalazłam już dawno.
- Nie dlatego mi smutno, tylko, że Anastazja nie przyszła. Przecież mówiła, że przyjdzie, ona nigdy nie omija zabawy w chowanego.
- Coś ważnego musiało ją zatrzymać, nie smuć się. Na pewno to nadrobi. Przecież gdyby mogła to by przyszła, racja?
- Tak, pewnie tak. 
Nastała chwila ciszy, więc żeby ją przerwać spytałam wesoło:
- Cieszysz się pewnie, że będziesz miała braciszka albo siostrzyczkę.
- Ja to chyba tak, chociaż wolałabym żeby to była dziewczynka.
- Może będzie.
- Nie, to będzie chłopiec.
- Skąd wiesz?
- Anastazja mi powiedziała, ona wie takie rzeczy.
- Ale z chłopcem też się można fajnie bawić.
- Anastazja nie lubi chłopców. Dokuczali jej zawsze.
- Teraz jej nie dokuczają?
- Nie.
- Czemu? Co się zmieniło?
- Nie żyją już.
- Och...
- Nie polubią się jak to będzie chłopiec.
- No, czas na Ciebie młoda damo. Poradzisz sobie sama w łazience, czy mam Ci pomóc? - przerwałam dziewczynce, bo rozmowa zaczynała zmierzać w dziwnym kierunku.
- Poradzę sobie - westchnęła Agnieszka, biorąc w dłoń lalkę, którą jej podałam - Chodź Matylda, dzisiaj się musimy same uszykować.

Koło 21 dziewczynka leżała już w łóżku, pod swoim różowym kocykiem w jednorożce. Kiedy do niej podeszłam, zauważyłam, że spoczywa koło niej małe lusterko.
- Będziesz sprawdzać czy ładnie wyglądasz jak śpisz? - spytałam w żartach.
- Nie. Czasem łatwiej zobaczyć Anastazję w lusterku. Może jeszcze przyjdzie.
- Aha... no może.
- Nie wiem czemu jeszcze jej nie ma.
- Poczytać Ci coś?
- No... zazwyczaj Anastazja coś mi opowiada, ale skoro jej teraz nie ma, to chyba się nie obrazi.
- Jasne, że nie. "Martynka"? - zaproponowałam, przeglądając dziecięcą kolekcję książek.
- Znam to.
- Piesek Szafir?
- To dla dzieci.
- Kubuś Puchatek?
- Może być Kubuś Puchatek.
No tak - pomyślałam. Kubuś to już poważna literatura. Co tam Szafirek i jego psie przygody. Posłuchajmy o niedźwiedziu z nadwagą i o jego ekipie z najróżniejszymi problemami psychicznymi.



Wbiłam się obok Agnieszki i zapalając małą lampkę, zaczęłam młodej czytać.
Starałam się nie spoglądać w plastikowe oczy demonów śmierci, odzianych w kolorowe sukienki, które otaczały mnie z każdej strony. W razie potrzeby miałam zamiar je staranować i dobiec do drzwi.
Ich niewinne miny i rączki ułożone na stoliku, tuż obok małego, różowego serwisu do niewidzialnej kawy, wcale mnie nie przekonywały. Nie ze mną te numery.
Dziecko zasnęło w połowie opowieści, więc wyślizgnęłam się delikatnie spod koca, położyłam na moje miejsce Matyldę i obserwując lalki kątem oka opuściłam pokój.
- No to z głowy - powiedziałam do siebie i zeszłam po schodach, oglądając się za siebie i upewniając się, że nikt (i nic) za mną nie podąża.

Zrobiłam sobie herbaty, usiadłam na kanapie i przełączyłam kanał.
Żadnej burzy, żadnej przerwy w dostawie prądu, żadnych spadających z łóżka lalek. Tylko elektroniczna niania jak zwykle dawała koncert imienia Geigera.
Skierowałam się w stronę szuflady, wyjęłam z niej baterie i wymieniłam je w pyrczącym urządzeniu. Niestety, niczego to nie zmieniło. Spodziewałam się tego.



Kontrolki urządzenia również robiły co chciały. Mimo dźwięków dobiegających z niani, światełka informowały mnie o trybie spoczynku, co nie miało najmniejszego sensu. Powinna być na czuwaniu, jeśli nie było całkowitej ciszy.
Najwidoczniej lata świetności aparacik miał już za sobą i przyszedł czas na jego wymianę. Postanowiłam poinformować o tym rodziców po powrocie. Skoro spodziewali się drugiego dziecka, pewnie i tak planowali zakup drugiej niani.

Gapiąc się na jakiś program o wytapianiu mieczy, przeglądałam telefon. Niania wydawała z siebie dźwięki i milczała na zmianę. Odpisałam też na wiadomość zatroskanej mamy.




Moje powieki zaczynały być coraz cięższe. Owinęłam się kocem i wbiłam w róg kanapy. Ekran telewizora stawał się coraz mniejszy, aż w końcu zniknął całkowicie. Byłam już w półśnie kiedy zdecydowałam, że otworzę na chwilę oczy żeby spojrzeć dla pewności na schody.
Na rogu kanapy coś siedziało i patrzyło na mnie z mroku, rozświetlanego tylko przez ekran telewizora, na którym trwał już inny program. Czarna postać przesunęła się i podskoczyłam, odsuwając się od widma.
- Jezus Maria, Aga? - spytałam, zagłuszając galopujące serce i poświeciłam na dziewczynkę światłem telefonu. Dziecko siedziało w rogu, trzymając na kolanach swoją lalkę. Już nie trzeba mi było kawy.
- Nie chciałam Cię budzić - odparła nieśmiało dziewczynka w kremowej koszuli nocnej.
- Ale co się stało? Miałaś zły sen? Która godzina? - spytałam bardziej samą siebie niż Agnieszkę i spojrzałam na komórkę. Ekran poraził moje oczy światłem i ujrzałam na nim 2:45.
- Chyba się zdrzemnęłam - dodałam - Długo już tu siedzisz? Trzeba mnie było obudzić, albo zawołać przez nianię.
- Nie. Właściwie dopiero przyszłam. Spałam, ale potem się obudziłam i nie mogłam już zasnąć. Anastazji dalej nie ma. Coś się musiało stać.
- No, ale co my możemy z tym faktem zrobić?
- Wiem gdzie może być. Tylko potrzebne mi moje pudełko.
- Aha, no te je weź. Gdzie ono jest?
- Na górze.
- Przecież stamtąd wróciłaś.
- Na strychu.
- Że co proszę?
- No to pudełko jest na strychu, bo dawno go nie używałam, a mama mówi, że żeby nie zagracać pokoju rzeczy których się używa rzadko powinny być na strychu. Musimy po nie pójść. Pójdziesz ze mną? Ja nie dosięgam do drabinki.
To dziecko albo żartowało i nieźle jej to szło, albo poważnie myślało, że o 3 nad ranem będę z nią chodzić po strychu.
- Inaczej nie zasnę. Anastazja musi przyjść - powiedziała dziewczynka z taką powagą, że z niewiadomych mi przyczyn zaczęłam się nad tym zastanawiać.
Pomysł był poroniony, ale postanowiłam zagrać silną kartą.
- Aga, Twoja mama nie byłaby zachwycona jakby się dowiedziała, że myszkujemy na strychu o tak późnej porze.
- Możemy jej zapytać. Tam jest światło i wszystko, czasem się tam bawię sama.
- Bawisz się sama na strychu?
- Tak.
- Dobra, ja napiszę do Twojej mamy, ale jak się nie zgodzi to wracamy do łóżka i wymyślimy inny sposób, ok?
- Ok - odpowiedziała Agnieszka, a ja sięgnęłam po telefon.
Szczerze mówiąc, liczyłam na odpowiedź w stylu: "Pokopało Was? Natychmiast do łóżka, co ta za pomysły w środku nocy."
Zamiast tego dostałam jednak:




Dziewczynka zaglądała mi przez ramię i chociaż doskonale znała odpowiedź, spytała dla pewności:
- To, co? Możemy iść?
- Twoja mama mówi, że tak - westchnęłam.
- Zostań tu Matylda - powiedziała dziewczynka, kładąc lalkę na kanapie - Nie możesz iść z nami, bo nie masz jak się złapać.

Weszłyśmy po schodach na górę i stanęłam przed wrotami piekieł. O dziwo prowadziły w górę, nie na dół.
- Trzeba pociągnąć za to - powiedziała dziewczynka, zaciskając rączkę i orientując się, że nie ma przy niej lalki, którą zazwyczaj miętosiła.
Pociągnęłam za haczyk i oczom naszym ukazała się drabinka, prowadząca na strych.
- Ty pierwsza - powiedziałam do dziecka. Ktoś musiał je asekurować w razie upadku - Tylko uważaj i trzymaj się mocno.
- Dobrze - odparła Agnieszka i weszliśmy na górę. Kiedy dotarłam na szczyt, dziewczynka zapaliła światło i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Nie przypominało tradycyjnych strychów, a raczej uporządkowany pokój bez mebli. Stała tu choinka, bujane krzesło z dziurawym oparciem, wielki globus, stary rower i mnóstwo kartonów. Było tam nawet dość przyjemnie.
- Właściwie to jak to pudełko wygląda? - spytałam, obawiając się, że przy takiej ilości pudeł możemy nie znaleźć tego, czego szukałyśmy.
- Takie małe i ciemnobrązowe - odparła Agnieszka, przekopując metalowe półki - Gdzieś tu było.
- A co jest w środku?
- Rzeczy Anastazji. Nikomu nie pozwala ich ruszać. Dlatego są w pudełku.
- Aha - odparłam i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, szukając czegoś co mogłoby pasować do opisu dziewczynki. Kiedy obejrzałam się by sprawdzić co porabia Agnieszka, ujrzałam ją stojącą naprzeciw dużego obiektu zakrytego starym prześcieradłem.
- Co tam masz? - spytałam, podchodząc bliżej.
- Nasze stare lustro. Tata je tu dał, bo mówił, że jest za duże. Ja je lubiłam. Łatwiej się w nim widziało Anastazję. Czasem jak tu przychodzę, to przez nie sobie gadamy.
- Aha... znalazłaś już to pudełko?
- Nie, jeszcze nie. O, zobacz - powiedziała Agnieszka, odsłaniając część lustra - Patrz.
- Ale co? - odparłam, patrząc na swoje odbicie, pokryte warstwą kurzu.
- No tu, nie widzisz kto tu stoi?
- No my.
- Oprócz nas.
Ciarki chodziły mi po plecach z dołu do góry. Nie miałam zamiaru się odwracać, ale w lustrze widziałam tylko nas dwie, na tle kartonowych pudeł.
- Że Anastazja? - spytałam niepewnie. Lepszy swój wróg niż obcy.
- To nie jest Anastazja.
- Ok, Aga, jesteśmy tu po pudełko, pamiętasz? Nie możemy się tak dekoncentrować. Szukamy pudełka i wychodzimy.
- Tak, wiem. Powiesz Anastazji, że czekamy? - spytała dziewczynka nie do mnie, a do lustra, machając do niego na powitanie. Nie miałam zamiaru zostawać tu dłużej niż było to konieczne. Rozglądałam się dookoła, cały czas mając na oku wyjście. Pomacałam się odruchowo po kieszeni, ale razem z falą ciepła doszedł do mnie fakt, że komórka została na dole.
- To krzesło lubi Lusia - rzekła Agnieszka, zasłaniając lustro.
- Chyba lubiła? - poprawiłam ją.
- Nie, dalej lubi. Tylko jest już zniszczone.
- Wszystko fajnie, ale gdzie to pudełko?
- Na pewno tu jest. Zaraz je znajdziemy.
- Oby.
- Mam, zobacz! - krzyknęła Agnieszka, machając mi przed oczami drewnianą skrzyneczką.



- Taki to bardziej kuferek niż pudełko - odparłam, prowadząc dziecko do drabinki.
- No pudełko.
- Ja zejdę pierwsza i wezmę pudełko, a potem Ty ostrożnie zejdziesz i wrócisz spać, tak?
- Mhm.
Zeszłam na dół, przejęłam cenny skarb i pomogłam dziewczynce zejść po drabinie po tym jak zgasiła światło. Podniosłam haczyk do góry i wszystko wpełzło na swoje miejsce. Całe szczęście miałyśmy to już za sobą.
Zeszłyśmy na parter po Matyldę i zaskoczył mnie mrok, jaki panował na dole. Dałabym sobie uciąć rękę, że zostawiłam włączony telewizor, ale najwidoczniej wyłączył się on automatycznie. Wydawało mi się też, że Matylda siedziała w innej pozycji, kiedy ją tu zostawiałyśmy, ale pewnie była to pomyłka zaspanego mózgu.
- Masz wszystko? - spytałam, kiedy Agnieszka ponownie weszła na schody z lalką i pudełeczkiem w dłoni.
- Tak, lusterko mam w pokoju.
- Chcesz wody, albo do łazienki?
- Nie, nie trzeba.
- No to chodźmy. Jeszcze parę godzin do rana.

Zapakowałam Dziewczynkę do łóżka, opatuliłam kocykiem, podałam wszystkie niezbędne przedmioty i spytałam czy potrzebuje kolejnej bajki.
- Nie, dziękuję. Tylko zgaś światło. Anastazja nie lubi światła.
- Tak, pamiętam - odparłam i wstałam, kierując się do drzwi.
- O, możesz nam włączyć piosenkę - powiedziała dziewczynka, wskazując na mały boombox na półce.
- Jasne, co Ci włączyć?
- Tą niebieską - usłyszałam i sięgnęłam po pudełko z napisem "Śpij córeczko, spij syneczku. Najpiękniejsze polskie kołysanki". Włożyłam płytę do napędu i gasząc światło, opuściłam pokój.

Słysząc dobiegające zza drzwi "Na Wojtusia z popielnika" zeszłam po schodach na dół i usiadłam na kanapie, włączając ponownie telewizor.
Z elektronicznej niani dochodziły dźwięki piosenki i mogłam się dzięki temu dowiedzieć kto był z cukru, kto z piernika, a kto z marcepana.
W telewizji poprawiano komuś tatuaże, będące błędem młodości, kiedy mych uszu dobiegło:
- Anastazja! 
Siorbnęłam herbatkę, zerkając na nieoświetlone schody i mając nadzieję, że po rozmowie ze znajomą, Agnieszka zaśnie jeszcze na chwilę.
- Czemu tyle nie przychodziłaś? Czekałyśmy na Ciebie. - mówiła dziewczynka.
Zauważyłam, że nie zagłuszała jej już muzyka. Dziecko musiało wstać z łóżka i wyłączyć boomboxa, mimo że nie słyszałam na górze żadnych kroków. 
- No przyniosłam Twoje pudełko, tu jest. Paulina jest na dole - usłyszałam i odkręciłam głośniej telewizor. Nie chciałam słyszeć tej rozmowy. W końcu nieładnie jest podsłuchiwać.
- Idziesz do niej? Ale wrócisz zaraz? - padło z urządzenia i ruszyłam w stronę włączników światła. Zrobiłam to zupełnie przy okazji, przecież i tak szłam sobie nalać herbaty.
- Ok, ale przyjdź zaraz, nie opowiedziałaś mi dzisiaj historii - kontynuowała niania. Wróciłam więc na kanapę, wbiłam się w nią, opatulając kocem i starałam się nie rozglądać na boki. Zwłaszcza unikałam zerkania na schody. Nie żebym się bała, że coś tam zobaczę, po prostu na wszelki wypadek. Zaspany mózg potrafi nasyłać oczom różne projekcje.

Tatuażyści w programie robili co mogli, a mnie zaczęła przeszkadzać cisza urządzenia. Trwała ona może z piętnaście minut, ale dla mnie były to długie godziny. Kiedy myślałam już, że dziecko najzwyczajniej zasnęło, niania przemówiła ponownie.
- Nie śpi jeszcze? To chcesz jej to teraz dać?
Miałam dziwną ochotę wyjść się przewietrzyć, ale kiedy spojrzałam na czystą czerń za oknem, stwierdziłam, że to średni pomysł. Dookoła były tylko pola i drzewa. Nie było na czym zawiesić oka.
- No dobra, to rano. Teraz historia?
Odetchnęłam, chociaż nie byłam pewna o czym dziewczynka mówiła. To była tak naturalna reakcja organizmu, że aż sama się zdziwiłam.
Z urządzenia dobiegało sporadyczne "No coś Ty", albo "Ale jak to widłami?", lecz nie docierały do mnie pełne zdania.
Niania zamilkła dopiero kiedy słońce zaczynało już wychodzić zza drzew.

Rodzice dziewczynki przyjechali w okolicach 7:30. Pożegnałam się ładnie i kiedy już miałam wychodzić, podeszła do mnie Agnieszka i konspiracyjnie odciągnęła na bok.

- Poczekaj tu chwilę - powiedziała i poszła na górę.
Spojrzałam na Różę, ale ona tylko wzruszyła z uśmiechem ramionami. Dziecko chwilę później zeszło na dół, niosąc coś w rączkach poza Matyldą.
- To ode mnie. Zrobiłam na zajęciach z plastyki. Nazwałam go Stefan, jak w tej bajce - powiedziała Agnieszka, wręczając mi rekina na papierze. Nic mi nie mówiła bajka o rekinku Stefanku, ale prezent mi się spodobał.






Rekinek był słodki i robił omnomnomnom.
Drugi prezent spodobał mi się znacznie mniej. Była to lalka. Jedna z tych starszych, które się ruszają, ale pamiętają jeszcze czasy mojej babci i są z nieznanego mi materiału.
- To od Anastazji.
- Ale ja chyba nie mogę tego przyjąć - odpowiedziałam, spoglądając na Różę i szukając u niej ratunku. Matka mogła zabronić dziecku rozdawania zabawek, ale ona tylko uśmiechnęła się i stwierdziła:
- Cóż, to prezent. 
- Anastazja ją znalazła na torach. Mówi, że to ważne żebyś ją miała, bo w środku ktoś mieszka. Ma na imię Beatka.
- Aha? A nie będzie jej lepiej z koleżankami u Ciebie?
- Ona nie lubi być z innymi. Musi być sama, bo inaczej nigdy nie wyjdzie.
Nie chciałam tej lalki. Nie miałam nawet ochoty trzymać jej w dłoni, ale nie miałam pomysłu jak odmówić dziecku, więc przyjęłam prezent. Zostałam wyściskana i opuściłam dom.
Teraz pozostaje jeszcze kwestia co zrobić z Beatką. Z oczywistych względów nie może u mnie zostać i szczerze mówiąc nie jest w moim domu mile widziana. Chyba jednak nie wypada się jej pozbywać w brutalny sposób.
Tę sprawę muszę jeszcze przemyśleć, ale jeden fałszywy ruch tego demona i spłonie w ogniu. Nie dealuję z lalkami, zwłaszcza z takimi które nie są puste w środku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz