Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 11 września 2019

Czterech szczurzych jeźdźców Apokalipsy

Pewna młoda, lecz doświadczona w opiece nad gryzoniami dziewczyna o imieniu Dominika, przeglądała oferty kupna i sprzedaży zwierząt w internecie. 
Lubiła to robić. 
Chociaż w tamtym czasie nie posiadała w domu żadnego gryzonia, posiadała je w przeszłości. Opiekowała się już chomikami, myszkami, szczurkami, a w pewnym momencie nawet świnkami morskimi. Uwielbiała patrzeć na szczęśliwe futrzaki w nowych domach. Nie była w stanie pojąć co kieruje ludźmi w ofertach "Zamienię szynszylę na królika", lub "Oddam koszatniczkę za czekoladę". Dla niej każde zwierzę, duże czy małe, było członkiem rodziny, nie obiektem na wymianę, które można oddać kiedy się znudzi.

Tego dnia dziewczyna natrafiła na ogłoszenie, które zmroziło jej krew w żyłach.
Cztery dorosłe szczury, różnej płci, trzymane razem w malutkiej klatce, w której nie mogły się nawet dobrze obrócić. Poidło na zdjęciu było puste, a miska na jedzenie tonęła w trocinach. Klatka była doszczętnie zniszczona i zaniedbana, a gryzonie widocznie chore.

Treść ogłoszenia brzmiała:
"Oddam w dobre ręce cztery szczury. Mam je od dwóch miesięcy. Trzech chłopców i dziewczynka. Opieka nad nimi mnie przerosła i mam szkołę, więc nie mogę się nimi dłużej zajmować. Dorzucam trociny i jedzenie. Pilne"
Dominika widząc warunki w jakich przebywały zwierzęta, oraz stan w jakim prezentowały się na zdjęciach, bez wahania skontaktowała się z (jak się później okazało) dzieckiem i jeszcze tego samego dnia odebrała szczury.
- Miały być prezentem dla córki - powiedziała matka nieletniej przy oddawaniu gryzoni - Miała się nauczyć odpowiedzialności.
Dominice cisnęły się na usta bardzo niemiłe rzeczy. Przemilczała jednak fakt trzymania razem niewykastrowanej samicy z niewykastrowanymi samcami i jej potencjalną ciążę. Nie odezwała się słowem o warunkach w jakich przebywały zwierzęta, ani o braku odpowiedzialności rodziców.
- Zwierzęta nie służą do nauki, trzeba było kupić jej pluszaka, to był obowiązek dorosłego nadzorować opiekę nad szczurami - rzekła tylko - Mam nadzieję, że żadne zwierzę nie trafi już pod ten dach - dodała i opuściła mieszkanie, odmawiając przyjęcia słabej jakości karmy i pylących trocin.

Prosto od poprzednich właścicieli, Dominika udałą się do weterynarza, specjalizującego się w egzotyce. Czekała długo, ale wiedziała, że weterynarze ze specjalizacją w kotach i psach nie mieli potrzebnej wiedzy by zdiagnozować gryzonia. U nowych podopiecznych dziewczyny wykryto wszoły i ciążę u szczurzycy. Ze względu na stan ciężarnej, zdecydowano się na aborcję z kastracją. Zwierzę było młode i wyczerpane, poród mógłby zabić nie tylko potomstwo, ale również matkę. Domy tymczasowe i tak były przepełnione, a z klatek wylewały się młode, które były winą niedopatrzenia człowieka, lub celowego rozmnażania w celach zarobkowych. Były to oczywiście pseudohodowle, które rozmnażały osobniki bez jakiejkolwiek wiedzy z zakresu genetyki. Liczyły się głównie pieniądze, zbijane na ludzkiej naiwności.
Decyzja podjęta przez dziewczynę była kontrowersyjna, ale według niej słuszna.

Termin zabiegu został umówiony, a samicę odseparowano od reszty do momentu operacji i pełnej rekonwalescencji. Zabieg przebiegł pomyślnie i bez komplikacji, a szczurzyca wkrótce wróciła do pełnego zdrowia i po zdjęciu szwów, oraz ponownym łączeniu z braćmi, trafiła do klatki.

Dominika zastanawiała się nad imionami dla gromadki. Chciała żeby miały jakiś związek z ich odmiennymi charakterami, ale jednocześnie łączyły się w całość. Po dłuższej obserwacji stada i tego w jakim stanie szczury zostawiały klatkę, zdecydowała się na imiona czterech jeźdźców Apokalipsy.

Najgrubszego szczura w stadzie, który zawsze odbierał reszcie jedzenie i spał wtulony w skórki po jabłkach, nazwała Głód.
Szczur, zwany zdrobniale "głodomorkiem" nigdy nie miał dość i aktywnie sprzeciwiał się diecie. Kradł jedzenie ze stołu i potrafił znaleźć nawet najdrobniejszy okruch w dowolnym terenie.

Szczur, który wiecznie kichał i notorycznie lądował w chorobówce (mała klatka, służąca do odseparowania chorego szczura) z powodu swojego nawracającego zapalenia ucha, dostał na imię Zaraza.
Zaraza miał bardzo słaby układ odpornościowy i musiał być wynoszony z pomieszczenia podczas wietrzenia pokoju, nawet kiedy było ciepło. Nie potrafił wytrzymać miesiąca bez wizyty u weterynarza i przez częste problemy z uchem, zaczął przekrzywiać głowę na stałe.

Wykastrowana szczurzyca, która rozstawiała braci po kątach i niemiłosiernie się nad nimi znęcała, kiedy zaszli jej za skórę, dostała na imię Wojna.
Wojna nie znosiła sprzeciwu i regularnie walczyła nawet z alfą stada. W przeciwieństwie do panów, lubiła gryźć bez ostrzeżenia i rzucać się do ręki, kiedy ktoś zbliżył się do niej w trakcie snu.
Imię bardzo do niej pasowało, to nie budziło żadnych wątpliwości.

Ostatniego z braci Dominika nazwała Śmierć. Głównie dlatego, że takie imię nosił ostatni jeździec Apokalipsy i tylko ono zostało wolne. Żadne inne imię nie pasowało też do statecznego alfy, który nie ustępował swojego miejsca w hierarchii nawet buntowniczej siostrze.
Śmierć (zwana zdrobniale przez właścicielkę Śmierdzioszkiem) był wielkim pieszczochem i z całej gromadki to właśnie on uwielbiał wchodzić do kieszeni bluzy właścicielki, lub przesiadywać na jej ramieniu.

Stado żyło szczęśliwie, otoczone profesjonalną opieką i miłością przez dwa lata. Niestety zegar życia tych małych stworzeń tyka dużo szybciej niż ludzki i dużo szybciej zużywają się jego części. 

Jako pierwszy z gromady odszedł Zaraza. Jego późniejsze problemy z sercem i układem oddechowym doprowadziły do jego krytycznego stanu, pomimo stosowania leków i tlenoterapii. Dominika musiała podjąć bardzo trudną decyzję o eutanazji szczura. Były dla niej rodziną i właśnie dlatego chciała zachować się humanitarnie i ulżyć w cierpieniu swojego podopiecznego.

Wkrótce potem zupełnie niespodziewanie stado opuścił Śmierć. Dominika nie wiedziała co się stało, ale po powrocie do domu znalazła szczura zwiniętego w swoim ulubionym hamaku, zupełnie zimnego. Miała tylko nadzieję, że odszedł bez bólu, przez sen. Jego ciałko oddała do weterynarza, by po sekcji zwłok był w stanie określić co zabiło zwierzę.
To był bardzo rozległy wylew. Szczur nie miałby szans, nawet gdyby w porę dotarł do weterynarza.

W klatce została już tylko Wojna i Głód, a Dominika coraz bardziej niepokoiła się jak przeżyje stratę kolejnych podopiecznych. Było to jednak nieubłagane. Nie dało się zatrzymać czasu.

Pół roku później, do swoich braci dołączyła Wojna, długo walcząca z guzem przysadki. Pomimo podawania Kabergoliny, stan szczurzycy poprawiał się i pogarszał naprzemiennie, finalnie doprowadzając do jej śmierci.

Głód został w klatce sam. Dominika starała się poświęcać szczurowi jak najwięcej czasu, ale gryzoń marniał w oczach. Nie chciał jeść i był apatyczny.
Niestety, szczur jako zwierzę silnie stadne, z potrzebą tworzenia społeczności w obrębie własnego gatunku jest narażony na depresję po stracie stada. To właśnie działo się z Głodem i żadne ludzkie towarzystwo nie było mu w stanie zastąpić szczurzych braci.

Dominika, nie chcąc patrzyć na cierpienie szczurka, postąpiła jak odpowiedzialny właściciel i postanowiła wyadoptować ostatniego członka byłego stada. Nie chciała przygarniać więcej szczurów, ponieważ trudno było jej się pozbierać po stracie poprzednich.
Było to więc jedynym, dobrym rozwiązaniem sytuacji.
Dziewczyna stworzyła ogłoszenie i umieszczając w nim wszelkie niezbędne informacje, dołączyła zdjęcie Głodu. Spośród kilku zainteresowanych, wybrała dziewczynę w swoim wieku, która zaimponowała jej wiedzą o tych zwierzętach. Sama posiadała stadko starszych panów, którym przydałby się jeszcze jeden braciszek. Nowa właścicielka zgodziła się na wizytę przedadopcyjną, oraz umowę, w której zawarty był obowiązek informowania poprzedniej właścicielki o aktualnym stanie zdrowotnym szczura przynajmniej raz w miesiącu.
Dominika zaoferowała pokrycie wszelkich kosztów związanych z utrzymaniem gryzonia, oraz jego ewentualnym leczeniem i Głód przeniósł się do nowego domu.

Nowa właścicielka zdawała poprzedniej relację z łączenia. Codziennie wysyłała też zdjęcia szczura, który bardzo szybko się zaaklimatyzował. Gryzoń odżył już w kilka dni po zaakceptowaniu nowych braci i wrócił do swojego zwyczaju odbierania jedzenia towarzyszom.
Dominika była bardzo szczęśliwa, że jej zwierzę jest szczęśliwe i kochane w nowym stadzie i bez żadnych oporów przelewała pieniądze na karmę dla gryzonia.

Kilka tygodni później dziewczyna dostała informację o problemach zdrowotnych Głodu, więc bez chwili zwłoki opłaciła jego leczenie, udokumentowane paragonami i fakturami. Nie miała powodu by nie ufać dziewczynie, szczur miał już swoje lata.

Kolejne miesiące przynosiły jednak coraz więcej faktur i diagnoz, a coraz mniej zdjęć szczura. Nowa właścicielka dalej zdawała relacje z wizyt, więc wszystko wyglądało bardzo profesjonalnie.

Dominika zaczęła odczuwać wątpliwości kiedy dziewczyna zaczęła ją ignorować. Niektóre faktury wydawały się podejrzane, a choroby pojawiały się bardzo szybko. Według dokumentacji szczur w jednym miesiącu był leczony na zapalenie ucha trzykrotnie, miał też guza przysadki i zbliżającą się operację wycięcia guza na karku. Do tego dochodziły liczne przeziębienia i preparaty na nie, o których Dominika nigdy nie słyszała.
Dziewczyna od dawna nie widziała też zdjęć swojego szczura. Wymówki sprowadzały się do "nie ma mnie teraz w domu", lub "szczurek śpi teraz zakopany w domku, nie będzie go widać".
Próby kontaktu kończyły się porażką.

Dominika dała dziewczynie miesiąc na ogarnięcie sytuacji i zażądała zdjęcia swojego szczura, pod groźbą zaprzestania płacenia za jego leczenie. Zdjęcie otrzymała, ale było one zmodyfikowaną kopią fotografii, która została do niej wysłana wcześniej. Była właścicielka pojechała więc na miejsce. Liczyła się z tym, że nie zostanie wpuszczona do mieszkania, ale oczekiwała konfrontacji. Nie wiedziała dlaczego dziewczyna kłamała i czy Głód jeszcze żył.

Na miejscu, po dłuższej kłótni, druga właścicielka w końcu pękła i przyznała się do wszystkiego.
Głód zmarł dwa miesiące po adopcji, z nieznanej nikomu przyczyny. Dziewczyna zakopała go w ogródku, a poprzedniej właścicielce wysyłała faktury od weterynarza, wystawione na leczenie reszty szczurów, jak i te znalezione w internecie. Żadne jednak nie dotyczyły Głodu. Nie mogły go dotyczyć, ponieważ w tamtym momencie szczur tkwił już pod ziemią.
Dominika zalała się łzami, a na pytanie "dlaczego?" uzyskała dokładnie taką odpowiedź, jakiej się spodziewała.
- Potrzebowałam pieniędzy.
Dziewczyna wyglądała na skruszoną i spanikowaną, ale Dominika postanowiła zgłosić sprawę wyłudzenia pieniędzy na policję.
Tylko tyle mogła zrobić.

Niestety nie wiem jak kończy się ta historia. Dziewczyna która zaadoptowała szczura, jakiś czas później wylądowała na czarnej liście adoptujących. Okazało się, że nie był to pierwszy przypadek w którym pobierane były pieniądze na zmarłego już szczura i pozostaje mieć nadzieję, że wszystkie ogonki umarły śmiercią naturalną.

Pierwsze wrażenie bywa mylące, a konsekwencje tej pomyłki można ponosić bardzo długo. Niestety nie wszystko może być tak oczywiste i proste, jak wydaje się na pierwszy rzut oka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz