Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 6 marca 2019

Sztuka Mariana i Katarzyny

Przystanek autobusowy. Oczekujący ludzie nie spodziewają się przedstawienia, jakie zaraz urządzi tutaj amatorska trupa teatralna "Pijane węgorze". Publiczność wgapiona w telefony nieoczekiwanie odwraca wzrok od urządzeń, gdy na scenę wychodzi Marian - główny aktor ulicznego pokazu. Marian chwieje się i przesączonym procentami głosem rzuca za kulisy:
- Zostaw mnie ku*wo, idź se do niego!
Nie widzimy jeszcze drugiego aktora, ale ta zapowiedź przyciąga spojrzenia ludzi na oświetlony reflektorami samochodów sklepowy róg. Stoi tam ona - Katarzyna, aktorka drugiego planu. Cała zapłakana krzyczy do Mariana:
- Czekaj, no gdzie jedziesz, nie puszczę Cię samego Marian!
Rozpoczyna się akt pierwszy. Kobieta podbiega do mężczyzny i chwyta go za ubrania. Ten odpycha ją i aktorka ląduje na ziemi, wczepiając się w brudne gacie Mariana. Nie wiemy, jakie są między nimi relacje. Zaczyna być budowane napięcie.
- Puszczaj szmato! - rzecze postać pierwszoplanowa.
- Nie puszczę - odpowiada Katarzyna, przytulając się mocniej do nogi.
Cóż za gra aktorska, cóż za emocje. Publika jest coraz bardziej zaaferowana.
- Kaśka ku*wa puszczaj! Ja i tak pojadę.
- Nie! Nigdzie nie pojedziesz!
- Pojadę!
- Nie pojedziesz!
Nie wiemy czy pojedzie, oraz gdzie pojedzie, ale jak się zaraz nie przesunie to autobus zrobi z trupy najpłastszy teatr świata. Marian zauważa jednak niebezpieczeństwo w porę i z Katarzyną u nogi przesuwa się bliżej przystanku. Teraz można nie tylko podziwiać przedstawienie z bliska, ale również sztachnąć się czystym aktorstwem o zapachu Żubrówki, gdyż pokaz okazuje się być w 4D.
Część publiczności opuszcza swoje miejsca. Być może nie mogą znieść narastającego napięcia, lub też zbyt mocno zaciągnęli się esencją sztuki.
Akt drugi - "Romeo i Julia".
Marian usiłuje uwolnić nogę, jednak Katarzyna wczepiona jak koala w drzewko nie pozwala mu na ten manewr.
- Niech pani go puści! - krzyczy ktoś z publiczności. Aktorzy w swoim pełnym profesjonalizmie nie zwracają uwagi na hecklera i kontynuują przedstawienie.
Dwoje ludzi. Mężczyzna, próbujący odzyskać wolność i wirująca wokół niego kobieta, potrzebująca bliskości. Jakież to symboliczne.
Akt trzeci rozpoczyna się wjazdem na przystanek straży miejskiej, której znudziło się patrolowanie pustych ulic i postanowiła interweniować w niecodziennej sytuacji. Okazuje się, że mają oni znaczącą rolę w przedstawieniu i stanowią tło pod przyszłe zdarzenia.
- Proszę puścić tego pana - mówi jeden z funkcjonariuszy do zapłakanej Katarzyny.
- Nie ja go nie puszczę!
- Co się tu dzieje? - pyta drugi strażnik, opuszczając samochód.
- Odczepcie ją - krzyczy Marian i usiłuje przekuśtykać do nadjeżdżającego autobusu. Trzech panów próbuje przekonać jedną kobietę do opuszczenia nogi, lecz ona tylko mocniej zaciska uścisk. Spodnie zaczynają zsuwać się z właściciela i wkrótce Marian zostaje w bokserkach. Opanowanie mężczyzny mówi nam, że wszystko przebiega zgodnie ze scenariuszem. Czy w ślad za spodniami pójdą również bokserki i okaże się, że to teatr dla dorosłych? Wszyscy czekają w napięciu. W końcu Kasia słabnie i puszcza nogę.
- Nie! Marian wracaj! - krzyczy pełna rozpaczy do mężczyzny, wsiadającego w samej bieliźnie i opuszczonych spodniach do autobusu. Tragedia większa, niż w końcowej scenie "Titanica". Ma się wrażenie, że to już koniec, że porzucenie będzie napisem kończącym sztukę, jednak funkcjonariusz wyciąga mężczyznę z autobusu.
- Najpierw sobie wszystko wyjaśnimy - mówi do zszokowanego Mariana. Katarzyna wygląda na szczęśliwszą, jej twarz jaśnieje. Marian ma za to zamiar przyłożyć strażnikowi, jednak rezygnuje w ostatniej chwili. Cóż za plot twist.
Przedstawienie kończy się cliffhangerem. Strażnicy odprowadzają dwójkę bohaterów do samochodu i w całym tym przejęciu, nawet nie kłaniają się publiczności.
Najwidoczniej zapomnieli wyjść z roli, bo nie skasowali nawet za bilety.
Dobrze oceniam to przedstawienie, mimo że aktorom w mundurach zabrakło dramatyzmu to ciekawie uzupełniali scenę. Mam nadzieję na kontynuację i więcej takich ulicznych improwizacji. Wersja demo bardzo mnie przekonała.

4 komentarze: