Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 13 marca 2019

Problem techniczny pana bez biletu

Wsiadam do autobusu i zajmuję strategiczne miejsce przy oknie. Udostępniam siedzisko obok siebie, lokując na kolanach przytłaczającą ilość rzeczy. Laptop, fartuch, notatki, próbki gleb, a w środku ja - zmęczona całodniowymi zajęciami klucha, która marzy już tylko o poduszce.
Ktoś siada obok mnie. Przez stos gratów, które dzielnie dzierżę widzę tylko, że to osobnik płci męskiej. Wiek i torba wypchana po brzegi wskazują, że również może być studentem. Autobus rusza, a ja walczę z prawami fizyki i staram się stabilizować krzywą wieżę tak, żeby nie zsypała się lawiną na mojego sąsiada.
Chłopak kręci się niemiłosiernie, jego nogi tańczą, a oczy spoglądają co chwila na zegarek. Jego RLS wpływa na stabilność moich przedmiotów, więc przesuwam się bliżej szyby tak, że właściwie robię już glonojadka. Zastanawiam się jak długo potrwa jeszcze ta Samba i kiedy będę zmuszona żonglować swoim dobytkiem, żeby utrzymać go przy sobie. Odrywam twarz od szyby i spoglądam na perkusistę. Chłopak jest sino-fioletowy i przechodzi powoli w kredowy odcień twarzy. Nie wiem czy za chwilę padnie i trzeba będzie przeprowadzić reanimację, czy zacznie haftować. Nieszczęście wisi w powietrzu, to nie są zdrowe kolory. Zanim decyduję się na pytanie "czy wszystko w porządku?", słyszę dziarskie:
- Bileciki do kontroli.
Głos dobiega gdzieś zza ściany stworzonej z mojego niezbędnika małego studenta. Kontroler nachyla się nade mną i moim bladym sąsiadem i szykując swój notesik zagłady wyczekuje naszej reakcji. Manewrując jedna ręką w kieszeni staram się przekopać przez dobytek w poszukiwaniu małej, zielonej karteczki. Kolega obok siedzi, zwiększając tempo wybijane nogą i oddychając głęboko. Podaję kanarowi wymięty bilet i z niepokojem przyglądam się chłopakowi. Będzie rodzić, jak nic zaraz mu odejdą wody.
- A pan? - pyta kontroler, oddając mi papierek.
- Ja nie mam - odpowiada rodzący i bierze kilka płytkich wdechów. Mówi to z taką nonszalancją, jakby był właścicielem tego autobusu.
- No to będzie mandacik - odpowiada z uśmiechem mężczyzna, zapisując coś w swoim kajeciku - Dowód poproszę.
- Nie da się jakoś bez tego? To był jednorazowy przypadek, przysięgam.
- Ja to nawet panu wierzę, ale mnie obowiązują procedury, dowodzik.
Chłopak podaje drżącą ręką dowód i rozglądając się dookoła czeka na wypisanie czeku o wartości minus 200 zł.
- A czemuż to bez bileciku co?
- Spieszyłem się.
- No tak, spieszył się pan.
- Można szybciej? Zaraz wysiadam.
- Pan wysiądzie jak ja skończę wypisywać. Możemy to załatwić na przystanku, ale i tak pan będzie musiał poczekać.
- Proszę, mi się naprawdę spieszy.
Podróżujący na gapę ma już właściwie łzy w oczach. Cokolwiek mu jest, wygląda jakby nie mogło dłużej czekać.
- Pan się dobrze czuje? Coś bladziutki pan.
- Nie.
- Nie?
- Nie. Muszę natychmiast znaleźć się w domu.
- Chory pan na coś?
- Teraz tak, nawet bardzo.
- Ale co panu jest?
- Nie będę przy innych pasażerach się spowiadał.
- Dobra to mnie pan szepnij.
Umierający ostatkiem sił nachyla się do kontrolera i coś do niego mówi, na co ten uśmiecha się, kończy wypisywać mandat i wypuszcza cierpiącego na przystanku docelowym. Chłopak wybiega z autobusu, przeskakując wszystkie stopnie i z prędkością geparda na polowaniu przedziera się przez samochody. Właściwie szybuje w powietrzu.
- A temu co tak spieszno? - pyta drugi kontroler, podchodząc i wyciągając rękę w moją stronę.
- Nie, tą panią już sprawdziłem.
- A to przepraszam. To co mu było?
Kanar numer jeden rozgląda się konspiracyjnie i nawet nie próbując ściszać głosu odpowiada:
- Ostry przypadek biegunki. Było nie jeść na mieście. Tak go pocisnęło, że nawet biletu nie kupił.
- Patrz, a myślałem że to Redbull dodaje skrzydeł, a to starego kebsa trzeba opchnąć.
- Sraczka nie wybacza, nie?
- Ciekawe, czy orzeł doleciał do gniazda.
- I czy po drodze go nie odwiedziła kawka.
Mimo dobrych humorów kontrolerów i ich żarcików sprawa wyglądała poważnie i mam nadzieję, że chłopak wygrał ten wyścig o przetrwanie.
Walczył bardzo dzielnie...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz