Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 20 marca 2019

Judo dla niezdecydowanych

Kiedy byłam jeszcze na poprzednim kierunku studiów, obowiązkowy w-f należało zaliczyć już w pierwszym semestrze (obecnie drugi i trzeci). 
Jako, że grupa słabo się jeszcze znała i ciężko było nam złapać kontakt wybór obieralnej dziedziny sportu nie był łatwy. Część dziewczyn poszła na koszykówkę, część na siatkówkę, a część na piłkę nożną.
Na środku hali w której odbywały się zapisy stało również kilka niezdecydowanych osób, spoglądających na przydziałowe plakietki. Nie czułam się dobrze w żadnej dziedzinie, więc krążyłam razem z nimi od stanowiska do stanowiska. Byliśmy zdezorientowani i przytłoczeni wyborami, które nie zadowoliłyby nikogo. Ani nas, ani drużyn dla których bylibyśmy utrapieniem. Jedyne opcje, które nie wydawały się torturą (szachy i tenis stołowy) miały już komplet chętnych.
Snuliśmy się po hali w nadziei na odnalezienie czegokolwiek, w czym nie bylibyśmy beznadziejni. Właściwie traciliśmy już nadzieję, lecz wtedy ktoś zauważył machającego do nas niskiego mężczyznę, stojącego w rogu ze swoim małym stoliczkiem. Wyglądał przyjaźnie, więc uznając zgodnie brak zagrożenia zdecydowaliśmy się podejść bliżej i zobaczyć co jegomość miał do zaoferowania.
Okazało się, że niski człowieczek wykładał judo i mieszane techniki walki. Zdziwił nas tym, bo wyglądał raczej na gracza krykieta.
- To co, zapisać Was? - spytał uświadamiając nas, że byłybyśmy jego pierwszą dziewczęcą grupą od wielu lat, nie licząc kilku chłopaków ze starszych roczników. Był bardzo przekonywujący i wyglądał na miłego, spokojnego człowieka więc podpisałyśmy dokument, który w późniejszym czasie okazał się być naszym cyrografem z szatanem w czarnym Kimonie.
Już po pierwszych zajęciach zrozumiałyśmy, że popełniłyśmy potworny błąd. Sama rozgrzewka wywołała w grupie napady astmy i bóle mięśni z których posiadania nikt nie zdawał sobie nawet sprawy. Mała sala była obita materacami aż po sam sufit i szybko zorientowaliśmy się dlaczego. Ludzkie ciała, duże i małe fruwały po pomieszczeniu jak motylki, kiedy uśmiechnięty mężczyzna prezentował rzuty i dźwignie. Bardzo szybko załapaliśmy podstawy, a przede wszystkim jak się poddawać i upadać. Dotarło do nas również, że z mistrzem nie ma dyskusji.
Nie umiałeś przewrotu? Dwa ruchy ręki i już byłeś po salcie. Wchodzenie na linę było problemem? Dzięki drobnej pomocy prowadzącego okazywało się, że jednak się dało. Coś Cię bolało? Dopóki kość nie wystawała z jakiegoś znaczącego miejsca na ciele, lub nie wylewał się z Ciebie wodospad krwi nie było nawet mowy o taryfie ulgowej.
W pierwszym tygodniu składaliśmy się z jednego, wielkiego, fioletowego siniaka i mieliśmy problem z podstawowymi ruchami. Nie mogliśmy się sami ubrać, uczesać, czy wejść po schodach. Nie wiem jak to się stało, ale zakwasy miałam nawet na szczęce.
Mimo swojej pulchności wykonywałam wszystkie polecenia mężczyzny, bez względu na własne ograniczenia. Wiedziałam, że albo zrobię to sama, albo on mi w tym pomoże. Wolałam pierwszą opcję.
Pamiętam jak podszedł do mnie na któryś ćwiczeniach i odbierając mi koleżankę z którą ćwiczyłam nakazał trenowanie na nim. Gość był jak wykuty z metalu, w ogóle nie czuł bólu. Można było go tłuc i łamać kości dźwignią, a on nawet nie westchnął. Mogłam spokojnie robić swoje bez obaw, że stanie mu się krzywda.
- Twoje gabaryty dają Ci przewagę - usłyszałam, usiłując przydusić go kolanem podczas kiedy on przyglądał się nitkom w swoim szlafroczku.
Myślałam wtedy, że się nabija, jednak on kontynuował.
- Im więcej ktoś musi nosić tym silniejsze ma mięśnie, chyba że całymi dniami siedzi. To Ci daje dużą przewagę i efekt zaskoczenia, bo zazwyczaj atakujący nie spodziewa się oporu ze strony kobiety, która nie wygląda na wysportowaną.
- Ale przecież w judo nie chodzi o siłę, tylko o technikę - odparłam, naciskając mocniej.
- Nie chodzi, ale to nie znaczy, że nie możesz tego wykorzystać.
Zastanawiałam się właśnie czy ten facet w ogóle posiada gardło, ale zanim zdążyłam to odkryć leżałam już obezwładniona, badając z bliska strukturę materaca. Zdążyłam odklepać przegraną zanim połamał mi resztę kości i przyjęłam do wiadomości, że od tego momentu będę w parze z facetami ze względu na moją domniemaną krzepę. Nie byłam z tego powodu najszczęśliwsza, ale wszystko było lepsze niż trenowanie z nim.
Okazało się, że uśmiechnięty gremlin miał rację.
Byłam wolniejsza i miałam nieco opóźnione reakcje, ale kiedy udało mi się kogoś powalić, albo zablokować to było to bezpowrotne. Uwolnienie się było niemożliwe i udawało się tylko prowadzącemu, który techniką węża w kilka sekund był w stanie oswobodzić się z każdej dźwigni.
Mężczyzna przechadzał się po salce, obserwując działania każdej osoby i czasem zabierał kogoś na bok, żeby pokazać mu czym może się wyróżnić. Drobne osoby zyskiwały na szybkości i unikach, a także łatwiej im się było wywinąć. Te wyższe nadrabiały zasięgiem, a cięższe siłą. Żeby zaliczyć przedmiot musieliśmy się bardzo wysilić i brać uwagi mistrza do serca, ponieważ walka zaliczająca odbywała się właśnie z nim.
Po pierwszym semestrze zmieniłam dyscyplinę na coś spokojniejszego i mniej bolesnego, a za mną podążyła znaczna część ćwiczących, ale każdy wyniósł z tych zajęć poza bólem kręgosłupa jakąś ważną informację.
Przede wszystkim zrozumieliśmy, że każdą słabość można zamienić w atut tylko trzeba ją najpierw zaakceptować.
Niby banalne, ale takie rzeczy wychodzą dopiero w praktyce w pakiecie z siniakami i wstrząśnieniem mózgu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz