Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 4 marca 2019

Mężczyzna, który nie znosił zwierząt

Pewien mężczyzna nie tolerował zwierząt. Nie cierpiał ich. Nie przejawiał wobec nich nawet okruchu sympatii. Było to problematyczne, ponieważ rodzina mężczyzny kochała wszystko, co miało futro i poruszało się na czterech nogach. Jego żona posiadała dwa koty, syn psa, a córka konia.
Pan domu nie zbliżał się do pupili i oczekiwał tego samego w zamian. Nie chciał ich dotykać, nie chciał na nie patrzeć, ani do nich mówić. Starał się udawać, że ich tam nie ma, mimo że codziennie mijał psie miski, kocie zabawki i końskie siano. Rodzina musiała zaakceptować taki stan rzeczy i unikać konfliktów o podłożu zwierzęcym. Czworonogi instynktownie omijały mężczyznę, czując jego wrogość i będąc przepędzane w przeszłości.
Pewnego dnia rodzina dostała informację o pogrzebie bliskiej osoby. Jedno z nich musiało zostać, by pilnować dobytku i zwierząt. Po długich dyskusjach i wielu kłótniach wyznaczona została głowa rodziny. Zmarł ktoś od strony żony, a dzieci nie mogły zostać same, więc wybór był oczywisty.
- Będę je karmił, ale nie oczekujcie, że będę wokół nich biegał. Dostaną jedzenie, to wszystko ode mnie. Żadnego głaskania, rzucania patyczków, ani mówienia jak do dziecka. Pies dostanie miskę i otwarte drzwi. Koty tak samo. Konia mogę wyprowadzić na padok, ale nie będę na nim jeździł. Te trzy dni wytrzyma i to nie podlega negocjacjom - zaznaczył mężczyzna, kiedy jego bliscy wsiadali do samochodu. Rodzina martwiła się o zwierzęta, ale nie miała wyboru. Wszyscy liczyli, że przez te trzy dni nie zdarzy się nic strasznego. Każde z nich dzwoniło do domu, by dowiedzieć się co ze zwierzętami, ale otrzymywali tylko zdawkowe "żyją" i to musiało im wystarczyć.
Kiedy po trzech dniach samochód z kobietą i dziećmi zaparkował na podjeździe, radości nie było końca. Zwierzęta skakały wokół właścicieli i ocierały się o ich nogi, dzieci głaskały je i przytulały, jakby nie widziały ich od lat. Mężczyzna spoglądał na to z dezaprobatą i kiwał głową.
Kilka dni później zauważyłam znajomego psa. Nie było z nim jednak nastoletniego chłopca, a dorosły mężczyzna. Przypominał nieco ojca nastolatka, ale to było niemożliwe. Nie z jego podejściem do zwierząt. Przez późną porę i ograniczoną widoczność mogłam pomylić psy, a nawet ludzi, jednak mimo to przy najbliższej okazji opowiedziałam o tym rodzinie. Na początku mi nie wierzyli, ale potem spojrzeli po sobie i zaczęli przyznawać, że ojciec faktycznie zachowywał się ostatnio dziwacznie. Był przyłapywany na karmieniu konia marchewką, mimo że nie musiał tego robić. Złapany na gorącym uczynku odpowiadał z wyrzutem, że "marchew jest już stara i i tak się do niczego nie nada więc zamiast wyrzucać dał ją zwierzęciu". Córka sprawdziła warzywa i były zupełnie świeże. Żona mężczyzny wyznała, że kiedy nikt nie widział mąż przesiadywał na schodach, jak to miał w zwyczaju kiedy wychodził zapalić, lecz wokół niego kręcił się pies. Mogłaby przysiąc, że raz nawet mężczyzna go pogłaskał, ale wmówiła sobie że wszystko jej się przywidziało. Koty również zasypiały bliżej fotela, zajmowanego przez głowę rodziny, mimo że nie robiły tego nigdy wcześniej. Za każdym razem przyłapany mężczyzna peszył się i odpychał zwierzęta, jednak sytuacje się powtarzały.
W końcu rodzina spytała go otwarcie, czy wychodził w nocy z psem na spacer. Ojciec odpowiedział tylko oschle jak zwykle "Usłyszałem coś na zewnątrz, więc poszedłem sprawdzić czy się ktoś nie kręci. Wziąłem kundla w razie czego, żeby darmozjad się na coś przydał". Z mojej perspektywy wyglądało to na zwykły spacer i mężczyzna sam chyba nie wierzył w swoje usprawiedliwienia. Nie miał zamiaru jednak przyznać, że polubił zwierzęta. Nie chciał też rozmawiać o tych trzech dniach, kiedy był z nimi sam. Jedyną odpowiedzią, jaką udawało się uzyskać było: "Dawałem im żreć i wody. Jak coś potrzebowały to szły na podwórko, co jeszcze chcecie usłyszeć?".
Okazało się jednak, że jednej nocy zerwała się nawałnica, a deszcz zalewał całe podwórko. Sąsiedzi twierdzili, że mężczyzna uspokajał konia, który wystraszył się hałasu, nakrył go derką i wpuścił psa z kotami do domu. Zwierzaki były przemoczone i brudne, dlatego takie zachowanie było zadziwiające.
Pan domu oczywiście wyparł się wszystkiego, twierdząc, że sąsiad wymyślił zdarzenie.
Kiedy syn przyszedł do ojca z prośbą o przygarnięcie drugiego psa ze schroniska i aprobatą matki, był w niemałym szoku, gdy usłyszał: "Ale Ty się będziesz nim zajmował. Ma się do mnie nie zbliżać i niczego nie zafajdać. Ponosisz pełną odpowiedzialność". Nikt nawet nie podejrzewał pozytywnego rozpatrzenia wniosku i chłopak ulotnił się nim ojciec zdążył zmienić zdanie.
Do tej pory nie wiadomo jakie wydarzenia doprowadziły do tak diametralnej zmiany mężczyzny wobec zwierząt, ale coraz częściej przyłapywano go na spoufalaniu się z psem, czy koniem. Rodzina przestała pytać i udawała, że niczego nie dostrzega, żeby nie niszczyć tej delikatnej więzi.
Taki stan rzeczy trwa do dziś i głowa rodziny coraz mniej się z tym ukrywa.
Wychodzi na to, że czasem wystarczy dać komuś więcej przestrzeni i nie naciskać tak mocno, żeby osiągnąć coś czego nie dało się osiągnąć latami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz