Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

sobota, 30 marca 2019

Bursztynowa gorączka

Inwazja kleszczy!
Sama na szczęście jeszcze jej nie zauważyłam, ale jako że niespecjalnie mi na tym zależało przeleciałam waniliowej wacie cukrowej polecanym środkiem przeciw kleszczom wzdłuż kręgosłupa. Operacja przebiegła pomyślnie i nakropiona Świnka udała się na legowisko celem konsumpcji tego ciacha, co to je dostała za bycie dzielnym pacjentem.

Kilka minut później moich uszu doszło rytmiczne skrobanie. Rozejrzałam się by znaleźć źródło dźwięku i ujrzałam Morfinę, próbującą wydrapać sobie całe futro z karku. Intensywne użycie pazurów świadczyło o reakcji alergicznej na podany lek. Takie rzeczy się zdarzają i dopóki brak poważniejszych objawów jak ślinotok, czy drgawki nie ma powodu do paniki.
Łapa trafiła do skarpetki, pies dostał wapno w syropie którego większą dawkę próbował wyżebrać przez następne pół godziny i został wykonany telefon do weterynarza jako, że każdy taki przypadek należałoby zgłosić.
Miałam obserwować lekko zaróżowione miejsce i przyjść na zastrzyk jeśli wapno nie pomogłoby zwalczyć silnej potrzeby drapania. Morświn wpatrując się z uporem maniaka w butelkę z syropem i miziając zaskarpetowaną łapą po pleckach utwierdził mnie w przekonaniu, że igła w dupsku będzie dobrym rozwiązaniem.
Zabrałam więc futro do weterynarza.
W poczekalni zastałam mężczyznę z dość sporym psem, który mógł być mieszanką Bernardyna i niedźwiedzia brunatnego. Przywitałam się jak psiarz z psiarzem i po opowiedzeniu z jakim problemem przyszłam mężczyzna podzielił się swoim przypadkiem.
- Wiesz pani, a ja chciałem naturalnie go zabezpieczyć na kleszcze. Bez żadnej chemii. Przeczytałem, że bursztyny są dobre, więc kupiłem mu bursztynową obrożę.
- O, i co? Sprawdza się?
- A gdzie tam pani, właśnie dlatego tu dzisiaj jestem.
- Zaszkodziło mu? Przecież to bezpieczne.
- Ja zapomniałem, że na moim psie nic nie jest bezpieczne. Zeżarł to.
- Zjadł bursztynową obrożę?
- Pani, calutką! Jak cukierki wciął. Jak przyszedłem to ostatniego kamyka memlosił, no nie zdążyłem go powstrzymać. Nawet ten pasek z zapięciem pożarł dureń jeden.
- No ładnie.
- Nawet nie wiem jak on to sobie z szyi zdjął. Jeszcze żebym ja go nie karmił, ale takich rzeczy co on dostaje to nawet ja nie jem. Ale przecież smaczniejsze kamyki, nie?
Spojrzałam wymownie na Morfinę, której na każdym spacerze udaje się znaleźć coś smakowitego i wartego skonsumowania. Muszę takie zdobycze wymieniać na ciastka, albo wyławiać z jej gardła ręcznie.
- I jak ja mam teraz powiedzieć weterynarzowi, aż mi głupio.
- Niech pan się nie martwi. Weterynarze naprawdę nie takie rzeczy widzieli już w psich żołądkach, proszę mi zaufać.
Podczas kiedy mężczyzna zastanawiał się jak wytłumaczyć lekarzowi, że w jelitach jego psa znajduje się złoto Bałtyku, psiska zdążyły już obślinić sobie nawzajem całe głowy.
Po chwili z gabinetu wyszła kobieta z kotem i duży miś wszedł z właścicielem do środka. Jako, że siedziałam właściwie przy samych drzwiach słyszałam częściowo rozmowę po drugiej stronie.
- Słucham, co dolega?
- Wie pan, bo psy czasem zjadają różne rzeczy.
- Co zjadł?
- Obrożę...
- Dużo jej zjadł? Jaka to była obroża, skórzana, parciana, plastikowa?
- Bursztynowa... cała... nawet klamrę zeżarł.
Po dłuższej chwili i ustaleniu planu działania mężczyzna opuścił gabinet i z zażenowaniem odparł:
- Mam poczekać aż wszystko wyjdzie drugą stroną, bo kamyczki były małe i klamra też, a to wielkie bydlę jest. Jeśli do jutra nie wyjdzie, to będą wyciągać inaczej.
Pokiwałam głową, życzyłam powodzenia i weszłam do gabinetu, gdzie Morświn z głową schowaną w kieszeni fartucha przyjął mężnie zastrzyk, merdając cały czas ogonem. W kieszeni przed wejściem Morfiny było pełno ciastek, natomiast po jej wyjściu była ona pusta. Magiczna sztuczka. Znikanie premium.
Wracając jednak do bursztynowego psa. 
Tak musiała w rzeczywistości wyglądać legenda o osiołku który dawał złoto.
Wszystko nabiera teraz sensu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz