Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 16 listopada 2018

Waleczna królowa promocji

Mam wrażenie, że komunikacja miejska nie ma pojęcia, że autobusami podróżują też ludzie powyżej metra sześćdziesiąt.
Nie jestem olbrzymem, jednak mimo to muszę niejednokrotnie wykazać się niemałą elastycznością, żeby moje nogi zmieściły się miedzy mój fotel, a fotel osoby siedzącej przede mną.
Rozumiem skąd to podejście. Miejsca w autobusie jest niewiele i żeby zmaksymalizować powierzchnie siedzące projektanci musieli ograniczyć miejsce na nogi do minimum. Tym sposobem wygodnie siedzą tylko dzieci i osoby drobne. Jeśli ktoś nie wpasowuje się w te parametry, ma problem.
Żeby zniwelować ból uciskanych kolan i nóg pozwijanych w precelka, jeśli tylko miałam taką możliwość siadałam od zewnętrznej strony, gdzie była większa szansa że do moich kończyn dopłynie chociaż minimalna dawka natlenionej krwi.
Jako że tego dnia miejsc wolnych było sporo, usiadłam po zewnętrznej stronie, separując sobą wolne miejsce przy szybie, które było dopasowane do osoby mniejszych gabarytów. W razie potrzeby mogłam zawsze wstać i przepuścić osobę chcąca usiąść.






Do miejsca docelowego zostały mi jeszcze cztery przystanki, a foteli ubywało proporcjonalnie do fali napływających ludzi, zmierzających do pracy.
Wtedy do autobusu wsiadła ONA. Królowa promocji. Cesarzowa siatuni. Stanęła, rozejrzała się dokoła i ugodzona faktem, że ludzie nie poznali jej majestatu i nie zaczęli klękać jak antylopy w "Królu Lwie" przed nowo narodzonym Simbą, zaczęła wypatrywać ofiary.
Trafiło na mnie.
- Możesz mi ustąpić? -
- Jasne, proszę - odpowiedziałam i wstałam, żeby przepuścić kobietę z torbami na sąsiednie miejsce, które odpowiadałoby jej drobnemu formatowi.
- No to weź usiądź tam dalej, nie widzisz, że mam siatki? -
Przyznam, że proces logiczny tej pani zbił mnie trochę z tropu, więc po lekkim zawieszeniu odparłam:
- Ja za chwilę wysiadam, będzie wygodniej jeśli siądę od zewnątrz -
Miarka się przebrała. Obraziłam królową. Tryb walki został aktywowany.
- No chyba Ci korona z dupy nie spadnie jak się przesuniesz nie? Chyba mam torby nie? Chyba mogę tu usiąść i Cię potem przepuszczę nie? -
To "nie?" miało chyba dodać 10 punktów do zadawanych obrażeń. Prawie mnie zniszczyła, więc postanowiłam nie wykłócać się z rana i ustąpić. Lokując swoje kolana pod brodą i przytulając je do szyby zaczęłam zastanawiać się czy normalnie ludzie noszą koronę na tyłku, bo jeśli tak to źle podchodziłam do tematu. Bałam się pomyśleć gdzie waleczne metr pięćdziesiąt zakładało szalik. Złożona jak klocek Tetrisa siedziałam więc na swoim miejscu i siłą woli próbowałam przywrócić krążenie w kończynach.
Kierowca autobusu nie zauważył zmieniających się świateł i wcisnął hamulec tak nagle, że pasażerowie stojący przy poręczach zmienili swoje miejsca o trzy metry do przodu. Spojrzałam w bok, na kobietę z siatkami, lecz nie było jej przy mnie. Miejsce było puste, a niewiasta frunęła teraz środkiem autobusu, powiewając jednorazówką z Biedronki. Siła hamowania wyrzuciła ją do przodu jak pocisk i kobieta nie chcąc wypuścić z rąk toreb leciała z nimi w stronę przegubu pojazdu, próbując zatrzymać się, chwytając za rurki mijane po drodze. Siatki były jednak zbyt ciężkie a kobieta zbyt lekka i zamiast zatrzymać się na poręczach, wirowała wokół nich jak dziewczynka w teledysku "Chandelier". Po przebiegnięciu połowy autobusu władczyni okazji zatrzymała się w końcu na plecach jakiegoś mężczyzny, który z kolei zatrzymał się na innym mężczyźnie, który przyklejony twarzą do szyby kabiny kierowcy próbował złapać oddech.

Ja natomiast siedziałam cały czas w tej samej pozycji, ponieważ szyba zatrzymała moje pozwijane nogi i wygięty korpus.
Kiedy każdy odzyskał już władzę w kończynach, ludzie zaczęli rozlokowywać się na swoje dawne pozycje, wyklinając kierowcę i składając mu bardzo nieprzyzwoite propozycje. Młoda lwica nie chciała jednak odejść bez walki i powiedzenia kierowcy co o nim myśli. Stanęła więc przy kabinie i wciskając głowę w małe okienko do wydawania biletów sączyła jad, licząc że zdoła przecisnąć się przez szparę i dostać do wnętrza kabiny.
Zaczęłam pomalutku przesuwać się na swoje dawne, wygodne miejsce. Nikt nie zauważył, księżniczka lotów ze spadochronem po ziemi była zajęta.

Ktoś szturchał ją właśnie w ramię. Princessa baletu i autobusowego pole dance'u odwróciła się tak zamaszyście, jakby chciała strącić siatką pomarańczy głowę osoby która odważyła się przerwać jej wodospad nienawiści.
- Bileciki do kontroli - usłyszała kiedy już złapała kontakt wzrokowy z mężczyzną za nią.
Bileciku jednak nie było, bo w pośpiechu szukania miejsca kobieta zapomniała go skasować. Wystawiony został mandacik, za okazaniem dowodziku i kobieta wzrokiem żądnym mordu spoglądała na mnie, usadowioną na swoim dawnym miejscu. Kiedy proces wystawiania kolorowej karteczki dobiegł końca i wściekła zawodniczka wagi piórkowej ruszyła by odebrać swoje wywalczone miejsce ja wysiadałam już z autobusu. Przez zamykane drzwi czułam czystą, niezmącaną niczym nienawiść kobiety, jednak mało mnie to teraz obchodziło.
Karma to potężna rzecz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz