Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 22 listopada 2018

Bohater dnia codziennego

Pewnego dnia, wracając z zajęć pewien student usłyszał dziwne dźwięki dochodzące ze studzienki kanalizacyjnej. Była to jedna z tych większych, prostokątnych studzienek z kratownicą na wierzchu. Mężczyzna uznał, że to wiatr powodował takie jęki, bo dzień był mroźny i nieprzyjemny. Coś jednak nie dawało mu spokoju i zamiast spokojnie przejść obok otworu, pochylił się nad nim i poświecił światłem latarki z telefonu. Ujrzał dwa świecące punkty i niewielki ruch na samym dole głębokiej studzienki.
To było szczenię.

Chłopak spanikowany zwoływał ludzi, którzy przechodzili nieopodal, żeby pomogli mu ściągnąć kratę i wydobyć pieska.
Niektórzy się spieszyli i nie mieli czasu, inni udawali że nie słyszą, lecz znaleźli się i tacy którzy na szczęście się zatrzymali. Tak w grupie udało im się siłą przesunąć ciężką kratę. Piesek był jednak za głęboko. Nawet kiedy mężczyzna zwisał całkowicie głową w dół, a ludzie trzymali go za nogi, nie był w stanie dosięgnąć szczeniaka, który widząc nadzieję na ratunek piszczał coraz głośniej.
Nie było rady, trzeba było wezwać pomoc.

Najbliżej znajdowała się jednostka straży pożarnej, bo ich budynek ulokowany był tuż przy uczelni. Kiedy student tam zadzwonił okazało się jednak że chwilowo nie mają wolnych jednostek i musi poczekać, bo sprawa nie jest tak pilna jak inne. Zadzwonił więc na straż miejską, która powiedziała mu że oni nie zajmują się takimi sprawami i mogą kogoś wysłać ale niewiele pomoże, bo nie dysponują odpowiednim sprzętem. Ostatnia była policja, która uznała że to sprawa dla straży pożarnej i oni nie mogą za wiele zrobić.
Było jednak coraz zimniej, a szczeniak siedział w wilgotnym miejscu i piszczał żałośnie. Kiedy po dziesięciu minutach nikt się nie zjawił, chłopak ściągnął z siebie plecak, podał go koledze razem z telefonem i powiedział:

- Masz, dzwoń to nich i powiedz, że w studzience jest człowiek i nie może wyjść -
- Ale to będzie kłamstwo, za nieuzasadnione wezwanie są jakieś paragrafy. Przecież tam nie ma człowieka, tylko pies -
- Jeszcze nie ma - odparł student i nim ktokolwiek zdążył go powstrzymać usiadł na skraju studzienki i zeskoczył na dół, celując w róg, gdzie nie było pieska, żeby nie zrobić mu krzywdy.
Zebrani ludzie usłyszeli ciężki dźwięk upadku, chlupot i głos, który echem odbijał się od ścian głębokiego otworu:
- Nic mi nie jest, tu jest trochę wody, a teraz dzwońcie -
Telefon w ręku miał już nie tylko kolega skoczka, lecz połowa zebranych ludzi, których dodatkowo przybywało. Ci, którzy nie mieli czasu pomóc mieli czas żeby popatrzeć.
- Wariat - mówili między sobą - Kompletny oszołom -

Na dole mężczyzna wziął zmarznięte, trzęsące się szczenię i schował je pod płaszcz, czekając na ratunek.Straż nie miała wyboru, rozdzwonione telefony zmusiły ich do znalezienia wolnej jednostki. Chodziło przecież o człowieka.
Już po kilku minutach z daleka niósł się dźwięk syreny który przybliżał się z każdą chwilą.
Strażacy wydobyli mężczyznę, razem z pieskiem ukrytym pod płaszczem.
Z tego co wiem szczeniak wyrósł na sporego psa i mieszka razem ze swoim wybawcą już kilka szczęśliwych lat. Chłopak skończył studia, przeniósł się do innego miasta i rozpoczął pracę. Postanowił nie oddawać psiaka i mimo wszystko znaleźć czas dla przyjaciela.
Podczas gdy inni ludzie nie mieli pięciu minut, by pomóc wydobyć go ze studzienki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz