Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 14 listopada 2018

Lolek poszedł z nami

Chyba znalazłam rozwiązanie na nieodwoływane, biegające luzem i obskakujące nas na spacerze psy.
Szłam z Morfiną na smyczy (regulowana, parciana, z dwoma karabińczykami - istotne dla dalszej części historii), a w oddali słychać było dwóch starszych wiekiem jegomości, rozprawiających o czymś zawzięcie na środku chodnika. Pies jednego z mężczyzn (mały, biały, w typie Jack Russell) biegał luzem miedzy ich nogami. Kiedy trochę się zbliżyliśmy jego zainteresowanie padło na sukę i z prędkością torpedy wyparował w naszą stronę. Wyglądał przyjaźnie, więc dałam się psiakom obwąchać i ruszyliśmy dalej. 
Niestety pies nie zamierzał nas opuścić. Obskakiwał sukę, podgryzał jej nogi (w celach zabawy), plątał się pod moimi. Musiałam bardzo uważać żeby go nie nadepnąć, krzyknęłam więc do właściciela:
- Przepraszam, mógłby Pan zawołać psa? My już musimy iść -
Mężczyzna był bardzo niezadowolony, że musiał przerwać rozmowę z kolegą i sprawiał wrażenie nieświadomego, że jego pies zniknął spod jego nóg. Usłyszałam:
- Niech się pobawią trochę -
- Wie Pan chętnie, tylko że nie mamy teraz czasu. Przywitały się i miło by było gdyby zabrał Pan pieska. Prościej nam będzie odejść -
Nastąpiła seria: "Lolek chodź tu, Lolek do nogi".
Niestety Lolek miał właściciela tam skąd niedawno wyszło mu śniadanie i nawet nie odwrócił głowy. Mężczyzna wzruszył ramionami i wrócił do rozmowy. Wzięłam dwa wdechy, złapałam psa za obrożę (na szczęście jakąś posiadał) i wzięłam na ręce celem odniesienia go właścicielowi. Kładąc Lolka przy nogach starszego pana spytałam, czy ma jakąś smycz. Oburzony odparł, że ma i że trochę przesadzam ale zapiął psa, który co prawda dalej się wyrywał ale teraz przynajmniej mogłam iść dalej. 
Zdążyliśmy przejść z Morfiną przez ulicę, kiedy poczułam szarpnięcie i okazało się, że suka ponownie wita się z Lolkiem, który spuszczony ze smyczy teleportował się obok nas, przebiegając przez dość ruchliwą ulicę. Nie było mi na rękę znowu się wracać, więc krzyknęłam:
- Mógłby Pan mieć go na smyczy przynajmniej do momentu aż nie znikniemy mu z oczu? -
Mężczyzna usłyszał, bo jego kolega odwrócił głowę i wskazał na mnie palcem, jednak właściciel psa postanowił udawać głuchego.
- Pana pies przed chwilą przebiegł przez ulicę -
Cisza.
- Proszę zabrać psa -
Żadnej odpowiedzi.
Doszłam do wniosku, że tylko zdzieram struny głosowe. Jeśli tak chciał się bawić, proszę bardzo. Zapięłam psa karabińczykiem na drugim końcu smyczy mojej suki i rozdzielając psy sobą zaczęłam odchodzić w kierunku bloków. Miałam zamiar zatrzymać się za rogiem jednego z nich i obserwować kiedy właściciel się zorientuje że zniknął mu pies. Zdążyłam ujść ładny kawałek, kiedy usłyszałam:
- Adam! Adam, psa Ci porywają! -
A następnie drugi głos:
- Ej, stój! Dokąd to, stój! -
Zatrzymałam się skoro tak ładnie prosił ale nie ruszyłam mężczyźnie naprzeciw. Właściciel psa zostawił kolegę za sobą i przetruchtał do nas, z oburzeniem mamrocząc coś o policji i że jestem nienormalna, oraz żebym natychmiast oddała mu psa. Odpowiedziałam tylko, że do tej pory specjalnie nie przejmował się jego losem, więc uznałam że mu na nim nie zależy, po czym odpięłam psa i oddałam go właścicielowi. Tym razem Lolek szedł na smyczy i nie został z niej spuszczony, przynajmniej do momentu w którym zniknęliśmy mu z oczu.
Jest jakaś szansa, że następne "proszę zapiąć psa" zajmie mężczyźnie mniej niż 20 minut.

1 komentarz:

  1. Dobre posunięcie, niektorym ciężko się myśli nie tylko o własnym psie.

    OdpowiedzUsuń