Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 29 listopada 2018

Black Friday i waleczna czterdziestka

Black Friday. Ludzie zachowują się jak na promocji karpia w Lidlu. Jakby od tego zależało ich życie. Jakby byli ciężko chorzy, a market wyrzucił właśnie na sklep kilka dawek leków. Słowem zwierzyniec. Weszłam tu tylko po chleb i mleko, a zastanawiam się czy wyjdę stąd żywa. Wypchane wózki wjeżdżają we mnie, a ich właściciele obdarzają mnie spojrzeniem nienawiści. Widząc w moich rękach tylko dwa produkty dochodzą jednak do wniosku że nie stanowię zagrożenia i jadą dalej, pozwalając mi dotrzeć do kasy. Dwa otwarte okienka, a w każdym kolejka na piętnaście osób. Piętnaście wypchanych zakupami po czubki beretów osób. Postanawiam dać rodzinie znać, że wrócę na gwiazdkę i żeby zajęli się psem bo szybko stąd nie wyjdę. Sznurek ludzi właściwie stoi w miejscu, lub przesuwa się z prędkością dwóch kroków na godzinę, ponieważ jedna kobieta przy kasie zorientowała się że nie ma portfela, a druga zastanawia się czy wziąć zwykłe krówki czy łaciate. Czuję jak między palcami przecieka mi życie, z nudów zaczynam czytać etykietę mleka. "Mleko. Zawartość tłuszczu 2%. Produkt Polski, wolny od GMO". No to po czytaniu. Za mną do kolejki dołączają kolejni nieszczęśnicy. Wśród nich są mężowie, narzeczeni i chłopacy, którzy nie dowierzają że dali się namówić na tę drogę przez mękę, a ich ból maluje się na zmęczonych twarzach. Każdy jednak czeka i jest cierpliwy. Każdy poza nią. Do oczekujących dołącza kobieta koło czterdziestki. Fryzura na trwałą z lat 80-tych, półmetrowe paznokcie, służące zapewne do wydrapywania oczu swoim ofiarom i szpilki kolor krwista czerwień, żeby ludzie od razu widzieli kto tu jest samicą alfa. Tuż za nią wlecze się wyliniały samiec, który może kiedyś był alfa, ale teraz to już mu wszystko jedno byle by się stąd wydostać. Kobieta przepycha się ze swoim koszykiem przed resztę ludzi i wzbudza zamieszanie.
- Hej, pani była za nami! - odzywa się młodsza stażem para 
- Nie wiesz, że starszym się ustępuje? - cedzi czterdziestolatka i błyska piorunami z oczu - Boli mnie kręgosłup -
- Może ściągnięcie tych szpilek by pomogło -
- Nie pyskuj gówniaro. Co za bezczelność. Marek a Ty nie zareagujesz? - pyta swojego męża waleczna żmija, wciskając się dwa miejsca do przodu.
Marek jednak patrzy przepraszająco na ludzi przed którymi wepchnęli się w kolejce. Jego oczy wzywają pomocy.
- Marek, ja do Ciebie mówię. Widzisz z Tobą to tak zawsze, taka melepeta z Ciebie. Ktoś mnie obraża, a Ty nawet nie reagujesz. Z ciebie jest mężczyzna? Ty się nazywasz mężczyzną ja się pytam? I co Ty za ser wziąłeś, leć no wymień szybko, przecież wiesz jaki ser jem -
Mężczyzna przeciska się z powrotem przez tabuny ludzi i leci żonie po ser. Wraca chwilę później i znowu przepraszając każdą kolejną osobę wraca do swojego koszyka.
- No w końcu, zajęło Ci to wieczność. Jeszcze trochę, a musiałabym sama płacić. Taki z Ciebie mąż. Ja swoje obowiązki wypełniam, a Ty oczywiście jak zwykle się wymigujesz, żadna nowość. -
Mam ochotę zakleić czymś usta kobiety i przytulić jej męża, bo autentycznie jest mi go żal. Człowiek o anielskiej cierpliwości stoi jednak jak głaz. Przez te wszystkie lata małżeństwa zapewne nauczył się wyłączać dźwięk i teraz mentalnie znajduje się w jakimś miłym miejscu, gdzie nikt głosem wiertarki udarowej nie wrzeszczy na niego w kolejce do marketowej kasy.
Czasem włącza się i półprzytomnym głosem rzuca znudzone "tak", albo "oczywiście", lecz poza tym żadnej reakcji.
- Mogłaby nas pani przepuścić? Mamy mało zakupów i trochę się spieszymy - mówi do mnie kobieta demon.
Obdarzam ją spojrzeniem politowania, pokazując dwa produkty i zerkając na jej wyładowany do połowy koszyk.
- Yhh - sapie z niezadowoleniem i zwraca się do swojego worka treningowego, zwanego mężem - Zrób coś, bądź że raz mężczyzną - 
Człowiek cuci się, spogląda na mnie, na swoją... ukochaną i odpowiada po raz pierwszy pełnym zdaniem:
- Ale kochanie, pani ma tylko dwa produkty, szybko pójdzie -
Nieświadomie uruchamia cyklon.
- Co? Ja widzę jak to jest, stoisz za każdym tylko nie za swoją żoną. Bo co, bo młodsze są tutaj tak? A popatrz sobie, proszę, stara żona już Ci nie wystarcza. Młodsze stoją w kolejce, tylko że one na takiego starego pryka to nawet nie spojrzą. Możesz robić maślane oczy ile chcesz, możesz się ślinić a one wycyckają Cię z kasy i kopną w dupę. I wiesz co ci jeszcze powiem? Nie spodziewałam się tego po Tobie. Kompletnie się tego po Tobie nie spodziewałam Marek. Albo w sumie się spodziewałam, wiesz? Ale to tak zawsze jest, jak tylko... -
- Sernik! - nie wytrzymuje i krzyczy nagle mężczyzna tak głośno, że głowy ostatnich osób w kolejce obracają się w jego stronę.
- Ale co? -
- Z rodzynkami! - rzuca ponownie mężczyzna.
Jego żona spogląda na niego z niepokojem, podobnie jak reszta otaczających ich ludzi.
- I borsuk na brązowym dachu - dodaje na koniec i wraca do swojej dawnej taktyki stania jak statua. 
Kobieta milczy, nie wie co powiedzieć, rozgląda się dookoła, otwiera i zamyka usta, nie wiedząc o co mężowi może chodzić i co znaczy ten ciąg wyrazów. W sklepie panuje cisza. Rozkminiająca samica alfa siedzi cicho i przetrawia, procesy myślowe widać na jej twarzy gołym okiem.
Zwariował - myśli pewnie, tak jak i połowa osób w kolejce. Ja jednak wiem, że zrobił to specjalnie. On wiedział. Wiedział, że musi wziąć ją z zaskoczenia czymś kompletnie bezsensownym, żeby chociaż na chwilę zamilkła. Teraz ona się zastanawia, a on cieszy się ciszą. Przychodzi moja kolej. Płacę, zabieram produkty i wychodzę, spoglądając na mężczyznę.
Geniusz. Prawdziwy geniusz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz