Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

sobota, 17 listopada 2018

Becia

Kiedy miałam pięć lat mój wujek zabrał mnie na wakacje do rodziny. Musieliśmy pokonać dobre 600 km, przejeżdżając końcową trasą przez tereny górzyste. Nie pamiętam większości drogi, bo jak to typowy pięciolatek ma w zwyczaju podczas długiej podróży - zasnęłam i przespałam właściwie większość czasu. Jedną rzecz pamiętam jednak bardzo dobrze.
Wieczór w którym spotkaliśmy Becię.

Ze słodkiego, niewinnego snu na tylnym siedzeniu samochodu wyrwało mnie głośne trąbienie. To wujek dusił klakson, jakby ten był mu winny spore pieniądze. Chwyciłam miśka i zaczęłam zaspanym wzrokiem rozglądać się za źródłem zdenerwowania mojego kierowcy. Na środku drogi, tuż przed maską samochodu stała owca. Zwierzę nic nie robiło sobie z głośnych dźwięków i wpatrywało się swoimi małymi oczkami prosto w kierowcę.
- No co za durne zwierzę! No złaź! - wykrzykiwał wujek - Złaź z drogi bo Cię rozjadę -
- Nie! Zaprotestowałam z tylnego siedzenia - Nie rozjedziemy owieczki, prawda? -
- Nie, nie rozjedziemy - westchnął mój opiekun - Ale stanęła na środku drogi i nie chce się ruszyć. Głucha, czy co? -
- Może jest głodna? -
- A co jedzą owce? -
- No... trawę -
- A co leży dookoła? -
- No... trawa -
- No właśnie -
Wujek jeszcze kilka razy agresywnie wcisnął klakson i postanowił skonfrontować się z niewzruszoną owcą.
- Zostań tu, nigdzie nie wyłaź - rozkazał, wysiadając z auta i zamykając za sobą drzwi. Patrzyłam rozemocjonowana przez przednią szybę samochodu jak dorosły, silny, stu kilowy mężczyzna podchodzi do owcy i próbuje ruchem rąk namówić ją do zejścia z drogi. Zwierzę patrzyło na człowieka, który intensywnie gestykulował ale nie ruszyło się o krok. Wujek obszedł owcę dookoła, złapał za wełniany zadek i usiłował siłą ściągnąć ją z ulicy. Wełenka, choć zapewne lżejsza od wujka zaparła się jednak raciczkami i nie miała zamiaru ustąpić.
- No i czego Ty chcesz głupia poducho?! - usłyszałam stłumiony szybami głos walczącego mężczyzny
- Beee - odpowiedziała owca
- Nie będę tu stał cały wieczór, dopóki Ty łaskawie nie ruszysz się z drogi. Na pastwisko, ale już! -
- Bee eeee -
Cała sytuacja wydała mi się bardzo zabawna, jednak kiedy zdenerwowany wujek wrócił do samochodu postanowiłam ukryć uśmiech, żeby bardziej go już nie irytować.
- Nie ruszy się, zapinaj pasy, objedziemy ją -
Wykonałam polecenie i obserwowałam jak Audi wujka skręca z ulicy i przejeżdża na trawnik, porastający drogę dookoła. Owca jednak nie odpuszczała, przetruptała szybko przed maskę i znowu stanęła na wprost samochodu.
- No nie wierzę... jednak ją rozjadę -
- Nie! - krzyknęłam, rzucając się do przodu, żeby mieć lepszą widoczność i pewność że owieczce nic się nie stanie.
- Siadaj tam, żartuję tylko, chociaż kotlety byłyby dobre -
Wujek wykonywał manewry i slalomy niczym na kopercie podczas nauki jazdy, ale wymijana owca za każdym razem znajdowała się ponownie przed maską.
- Nosz kurwa mać - zaklął wujcio i zatrzymał samochód - Nie mów matce - dodał po chwili, oglądając się na tylne siedzenie i uświadamiając sobie że jedzie z nim dziecko
- Nie powiem -
- Idę zajarać, nie przejedziemy przez to bydlę, a już się ściemnia -
Przytaknęłam, chociaż nie wiedziałam co papieros mógłby zdziałać w tej sytuacji. Kiedy ktoś z rodziny szedł zapalić, mówił zwykle że musi pomyśleć. Stwierdziłam więc, że jest to forma przywoływania jakiś dobrych pomysłów i usadowiłam misia na kolanach, czekając na powrót opiekuna.
- I co się gapisz, tępa dzido? - głośno rozmawiał z owcą wujek - Przejechać musimy, mamy Cię zabrać ze sobą? -
- Bee -
- Co mam zrobić, żebyś przepuściła samochód he? -
- Beee -
Negocjacje nie przebiegały najlepiej, kiedy z lasu do którego prowadziła droga wyszedł człowiek i zaczął zbliżać się w naszą stronę. Wujek widząc, że mężczyzna ubrany jest po góralsku zgasił peta i zajrzał do samochodu mówiąc:
- Nie wyłaź, pogadam z panem, bo to chyba jego owca. Może w końcu przejedziemy. Zostawię Ci uchylone szyby, bo tu duszno - po czym wyszedł mężczyźnie naprzeciw.
- Pilnujcie swojej trzody baco - zakrzyknął wujek, podając góralowi rękę
- A witojcie - odpowiedział człowiek ściskając wyciągniętą dłoń.
- Pana owca? -
- A no moja byrka, moja. Becia do chałpy naganiaj. Bojno hurnawica ło kwile bydzie -
- Yyyy... - wujek zaczął rozglądać się dookoła, jednak nie mógł liczyć na moją pomoc. Nie władałam tym językiem.
- Miastowe? - spytał góral widząc niepewność na twarzy rozmówcy
- No tak... -
- A to inacyj trza do wos opdować. Ale ja umim, słuchaj. Co to auto na tej trawie robi? Zrozumiał? -
- Tak, zrozumiał - oburzył się wujek - Pana owca nam blokowała drogę! Chciałem ją objechać, ale to bydle zachodziło przed maskę cały czas -
- Tam przez las żeśta kcieli co? -
- No tak, tylko tam droga prowadzi -
- No to ni dziwne nic, że Becia przyszło. A spoziera na niebo i gada co widzi. No uniesie łyb i popatrzy -
Wujek wykonał polecenie i spojrzał niepewnie w niebo. 
- No ciemne jest, chmury idą. Do tego robi się późno, gdyby nie ta pana owca to byśmy już byli w połowie drogi -
- Eh gupie to Becia, gupie. Nic nie myślące. Byśta byli ale w środku lasa. Jak to po waszymu bydzie.... burza. Burza wielko i łogromno tam za chwila bydzie panować. A las stary, drzewa stare, łamio się od byle wiatru. Becia wom auto ocaliła, a może i skórę -
- I co, mam uwierzyć, że ta owca nas blokowała, bo nie chciała żebyśmy w burzę w lesie jeździli? Pan mnie za barana ma? -
- A nie paniocku, rogów pan nie ma. Łowce durne są, to przyznaję. Wlezie taka czasem gdzie i wylyźć nie umie, ale instynkt to swój ma. Mnie w kościach łomie tak żem tu ledwo dolazł, to takie zwirze nie wyczuje? -
- Dobra to bierz pan to swoje cudowne zwierzę, bo my musimy jechać -
- Gdzie lezie? Jak kce się ze śmiercią przywitać to na cmyntarz lyzie. Do lasu się nie włazi w takie hurnawice -
- To co mamy zrobić? Żeby ten wielki las objechać musiałbym całą noc kierować! -
- Nagła bydzie ta burza ale przejdzie rychło. Za godzine, dwie już bydziecie mogli jechać. Ale i tak na okryntke. Tu drzewa powalone bydom i tak nie przejedziecie. Idźta kawałek do Gazdówki. Zjecie cusik, wypijecie i pojedziecie - odpowiedział góral, szturchając owcę laską.
- Daleko to? -
- A troszku trza iść. Autem nie dojedziecie. Nie takim. Tam wertepy so -
- A samochód? -
- Tu zostawcie -
- Ukradną albo zdemolują! -
- A kto tu ma przyleźć? Nikt takie durny nie jest co by się w taką pogodę do lasu pakować. Tylko miastowe takie pomysły majo. Na drodze nie stoi, nikomu wadzić nie bydzie -
Wujek westchnął, spojrzał ponownie na wędrujące chmury i otworzył drzwi samochodu.
- Idziemy coś zjeść młoda, wysiadaj -
Opuściłam samochód, ściskając pluszowego misia i potruptałam za wujkiem.
- Ładne dziewcze. Córeczka? - odrzekł mężczyzna, popychając owcę laską. Zwierzę powoli i opornie przesuwało się do przodu.
- To nie moja córka - odparł wujek, zabezpieczając samochód
- Porwone? Ja ta nic nie mom do nieformalnyj adopcji -
- Nie, no co pan. To moja siostrzenica -
- A kce się na łowieczce przejechać? -
- Co pan, krzywdę sobie zrobi -
- Ubezpiecoł byde, co by Becia nie wyrwała do przodka -
Spojrzałam z nadzieją na wujka, który tylko machnął rękami. 
- Dobra, ale jak coś Ci się stanie to ja przed matką oczami świecił nie będę -
Góral podniósł mnie do góry i posadził na owcy mówiąc:
- Wuja niedźwiedzio potrzymo. Ty się chwytaj łapkami za wełne, co byś nie spodła -
Oddałam misia i chwyciłam ze wełenkę. Owca nie protestowała, chyba nie byłam pierwszą osobą która na niej jeździła.
- Często tak ta owca tu przychodzi zatrzymywać samochody? - zagadał wujek
- A no cały czos. Odchodzi od stada jak wicher albo burzo idzie i tak lyzie z tej strony lasu albo drugij, żeby takich ciamcioków hamowoć. Myślał żem ze po drugiej stronie dziś bydzie, ale tu była. -
- A po co ona tak ostrzega niby? Nauczył ją pan? -
- A gdzi tam. A czemu to ni wim, może ją do baranów ciągni? -
Tuż pod samą gazdówką zsiadłam ze zwierza, odzyskałam przytulankę i rozdzieliliśmy się z góralem. 

Burza była straszna. Odcinało prąd, wiatr porywał wszystko co znajdowało się poza wnętrzem chatki, zacinał grad a grzmoty były tak głośne jakby sam Thor dawał koncert perkusji. Kiedy po wszystkim opuściliśmy przybytek i skierowaliśmy się do auta wujek rzekł:
- Sprawdzimy, może przez ten las jednak da się przejechać -
Nie dało się. W środku korek samochodów poinformował nas o przewaleniu się sporej ilości drzew. Wszyscy próbowali zawrócić i znaleźć inną drogę.
- Dobrze że nas ten góral ostrzegł. Byśmy się nieźle wpakowali - powiedział wujek, wracając do samochodu po rozmowie z kierowcą przed nami.
Jednak ja wiedziałam, że się mylił, lub po prostu nie chciał tego przyznać. To nie góral nas wtedy ostrzegł. 
Zrobiła to Becia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz