Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 4 listopada 2018

Czipujcie zwierzęta...

Dzisiaj opowiem Wam o potędze i mocy pewnych małych, magicznych, elektronicznych ziarenek zwanych... czipami.
Jako że Morfina niedawno dostała przyzwolenie na harce, które były zakazane po operacji postanowiłyśmy wybrać się na pola, po których pies mógł ganiać i patatajać bez ryzyka wpadnięcia na jakiegoś człowieka czy innego psa. Dookoła rozciągała się czysta, niezakłócona infrastrukturą przestrzeń. Jedyną formą wpływu człowieka w okolicy była ulica, oddalona o ładny kawałek i odpływy deszczówki, stanowiące małe i duże rury kanalizacyjne, które ułożone były lekko poniżej poziomu gleby.




Pies ganiał za badylami i własnym ogonem, lecz jakiś dźwięk wydobywał się z którejś z rur i odwracał moją uwagę. Byłby niesłyszalny, gdyby budowa tuby nie zwiększała głośności wszystkiego co się w niej znajdowało. Dźwięk zidentyfikowałam początkowo jako odgłosy szczurów, które zapewne przebywały w kanalizacji, ale z minuty na minutę coraz mniej przypominało to piski szczurów, a coraz bardziej jakieś większe zwierzę. Postanowiłam zajrzeć do kanału i w razie problemów wycofać się z powrotem na pola.
Oczom moim ukazał się worek na śmieci, z którego wystawały jakieś szmaty i psia głowa. Głowa poruszała się i węszyła, ale reszta ciałka była utkwiona w worku, który w połowie znajdował się w spływającej wodzie. Byłam w takim szoku że nie dowierzałam temu widokowi. Kiedy oprzytomniałam wyciągnęłam psa z odpływu. Zwierzak okazał się bardzo łagodnym psim seniorem, który wyciągnięty z worka trząsł się i niezdolny do ruchu siedział w miejscu w którym go posadzono. Podejrzewałam najgorsze: uszkodzenie kręgosłupa lub łap, niedowład, porażenie rdzenia. Pies trafił do weterynarza. Ten obejrzał go, podał kroplówkę i schował pod kocem. Na szczęście paraliż łap spowodowany był długotrwałym przebywaniem w jednej pozycji i zmarznięciem od siedzenia w lodowatej wodzie i kiedy pies zagrzał się i rozprostował, łapki znowu zaczęły pracować. Lekarz zeskanował psa i choć nie liczyliśmy na wiele okazało się, że zwierzę posiada czip. Postanowiłam zabrać psa do domu. W międzyczasie zarówno ja, jak i weterynarz usiłowaliśmy skontaktować się z właścicielami. Pies nie posiadał śladów znęcania się, czy głodzenia więc było wysoce prawdopodobne że to nie właściciele zostawili go w tym kanale. Pół godziny później ktoś w końcu odebrał telefon. Pies należał do przemiłych staruszków, którym zwierzę zostało ukradzione z posesji tydzień temu. Podejrzanymi o porwanie byli sąsiedzi, którzy byli bardzo wrażliwi na szczekanie i najwidoczniej postanowili uciszyć zwierzę wywożąc je do innego miasta. Właścicielka psa kiedy usłyszała jak odnalazł się jej pupilek wpadła w histerię i zmuszona była przekazać słuchawkę swojemu mężowi, który poprosił o przenocowanie psa, jako że było już późno a on ze względu na swój wiek i słaby wzrok źle podróżował nocą. Kobieta płakała i przekrzykiwała mężczyznę, zadając coraz więcej pytań: Kto go porwał? Dlaczego to zrobił? Czy wszystko z nim w porządku? Gdzie przebywał ten cały czas? Jak można tak postąpić? Nie miałam jednak odpowiedzi na te pytania. Jedyne co mogłam powiedzieć to to, że psiak przeleżał jakiś czas w worku na śmieci, w odpływie. Po jakimś czasie udało się chociaż na chwilę uspokoić kobietę i umówić miejsce i godzinę przekazania psa. Morfina postanowiła być dobrą siostrą dla nowego braciszka i zaczęła znosić mu swoje zabawki, które jednak psiak zignorował ze względu na lekki szok w jakim się znajdował i swój podeszły wiek. Suka udostępniła mu swoje legowisko, a sama przeniosła się na panele, z których mogła obserwować przybysza jednocześnie nie zakłócając jego spokoju. Psi dziadzio był bardzo ułożony i w kontakcie z ludźmi, innymi psami i podekscytowaną Morfiną okazał duży spokój. Po przespanej nocy trafił w objęcia właścicieli i mój Boże gdyby tylko merdający ogon mógł unieść psa do góry ten poleciałby jak mały helikopter. Przytulanie, buziaczki, głaski i ogólna histeria odbywała się zarówno ze strony psa jak i jego właścicieli. Psi senior usilnie próbował wejść na głowę swojej klęczącej i zapłakanej pani, a mężczyzna usiłował wcisnąć mi pieniądze za opiekę nad psem, która sprowadzała się do nakarmienia go i położenia spać. Ostatecznie udało mi się przekonać go że pokrycie kosztów weterynaryjnych w zupełności wystarczy i szczęśliwy pies wrócił na rękach swoich ludzi do samochodu.
Ta historia skończyła się happy endem, jednak mogła zakończyć się dużo gorzej. Czip nie zapobiegłby porwaniu, jednak dzięki niemu udało nam się w szybkim tempie odnaleźć właścicieli, którzy mimo podjętych kroków tracili już nadzieję na odnalezienie swojego przyjaciela.
Nawet jeśli wydaje Wam się, że Wasze zwierzę jest bezpieczne i nigdy się nie zgubi możecie się mylić. Zdarzają się sytuacje których nie jesteście w stanie przewidzieć. Strata przyjaciela nie jest warta oszczędzeniu kilkudziesięciu złotych. Czip nie boli, jest niewyczuwalny i w żaden sposób nie utrudnia psu życia. Może natomiast uratować go od samotności i tułaczki.
Proszę więc z całego serca.
Czipujcie swoje zwierzęta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz