Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 12 listopada 2018

Bezstresowy Damianek

Korzystając z ciepłej jesieni tego roku postanowiłam posiedzieć ze świnkiem na ławce. Niestety nie tylko ja wpadłam na ten pomysł i dookoła przewijało się mnóstwo, niekoniecznie pilnowanych dzieci. Dwójka z nich podeszła do nas i zaczęła rozmawiać między sobą, jakby przy ławce siedziała sama Morfina, bez właściciela.
Jedno z dzieci postanowiło bawić się w zaklinacza psów i popisywać się przed kolegą swoimi zdolnościami tresury zwierząt.
- Siad - usłyszałam od syna Cesara Millana. Morfina usiadła i zaczęła obwąchiwać dziecko, w nadziei na znalezienie ciastek.
- Widzisz? Już go nauczyłem jednej sztuczki - uśmiechnął się młodzieniec.
Cóż, nie jest trudne nauczenie psa komendy którą zna, ale postanowiłam nie przerywać dziecku jako że i tak traktowało mnie jak powietrze. Rozsądek nakazywałby spytać właściciela czy pies nie jest agresywny i czy w ogóle można do niego podejść, ale czego wymagać od dzieci, których matki mimo że siedzą pięć metrów dalej, nie przejawiają jakiegokolwiek zainteresowania swoim potomstwem.

- Łapa - usłyszałam kolejne polecenie, które Morfina wykonała - Widzisz? Z tym się trzeba urodzić - Kolega stojący obok był jednak niewzruszony. Mała męska duma tresera nakazała mu więc kontynuować.
- Waruj - rzekł do psa, który tylko przyglądał mu się brązowymi oczami.
Tutaj zaczynał się problem małego szkoleniowca. Morfina nie wie co oznacza słowo "waruj", zna odpowiednik "leżeć", ale chłopak nie mógł tego wiedzieć. Po siódmym "waruj" wykrzykiwanym coraz głośniej dziecko zaczęło się irytować.
- I co? Chyba Twój naturalny talent odleciał - dogryzał mu kolega

- Nieprawda, ten pies po prostu jest głupi, spróbujemy coś innego - odparł czerwony na twarzy szkoleniowiec.
Postanowiłam poczekać aż dziecko podniesie moje ciśnienie bardziej i przerwać tę szopkę.
- Daj głos - rzucił poleceniem treser.
Morfina zastanowiła się chwilę, spojrzała na mnie i kiedy nie uzyskała potwierdzenia tego o co chodzi, po prostu postanowiła siedzieć dalej i czekać na wskazówki.
Chłopak popełnił tutaj drugi błąd. Księżniczka uczona była komend werbalnych razem z niewerbalnymi. Słowem, każdej komendzie przypisany jest gest ręki, dzięki czemu można stosować polecenia zamiennie i nie muszą być one koniecznie słowne. Tego jednak chłopak również nie wiedział i rozkazując psu dać głos zaciskał pięść, która u nas oznacza "zdechł pies". Morfina dostając dwa sprzeczne polecenia, postanowiła nie wykonać żadnego, co poirytowało księcia kontroli jeszcze bardziej. Śmiejący się za jego plecami kolega nie pomagał.
- Skup się durny zwierzaku. Daj głos mówię, słyszysz? Daj głos -

Morfina jak każdy normalny pies nie lubi przemocy, więc kiedy wyczuła w krzyku dziecka gniew, postanowiła przerwać szkolenie i rozłożyć się plackiem na chodniku. Młodzieniec z purpurą na twarzy wycedził do kolegi:
- Ja go zmuszę do posłuszeństwa, psy się mnie słuchają. Niektóre wredne trzeba ustawić - po czym wyciągnął ręce w stronę psa. Małe dłonie nie dotarły jednak do celu i zatrzymały się tuż przed Morfinim futrem.
- Dotknij psa, a ja dotknę w ten sam sposób Ciebie - odparłam do chłopca, zanim ten dotarł do zwierzaka. Wielkie oczy małego tresera uświadomiły mi, że dopiero teraz dziecko mnie zauważyło, że jakimś cudem wyszłam ze swojej niewidzialności i do brzdąca dotarło, że pies nie leży tutaj sam, jak wcześniej mógł przypuszczać. Chłopak stał jeszcze chwilę w miejscu, przerzucając spojrzenie ze mnie, na psa i kolegę.
- Bo on się nie słucha! - zaczął się nagle bronic chłopczyk - Ma pani głupiego psa -
- A może to treser jest głupi? - sprostował jego kolega, którego całe to przedstawienie przestało bawić już dziesięć minut temu. Młody specjalista do szkolenia psów nie wytrzymał presji i uciekł do matki, która chwilę później podeszła do mnie zbulwersowana i czerwona na twarzy, co jeszcze bardziej upodabniało ją do syna.
- Pani jest nienormalna? - rzuciła, stojąc nade mną
- W jakim sensie? -
- Damian jest wychowywany bezstresowo, nie ma pani prawa na niego krzyczeć! -
- No tak, to wiele wyjaśnia. Pani syn przez sposób w jaki postępuje ze zwierzętami straci kiedyś rękę, jeśli będzie miał szczęście to tylko paluszki. Uchroniłam go przed popełnieniem takiego błędu, zatrzymując jego ręce wpół drogi. Nie krzyczałam, bo nie było nawet takiej potrzeby -
- Przecież grzecznie się bawił, widziałam -
- Nic pani jednak nie słyszała, mimo że dziecko krzyczało? -
- On po prostu ma bardzo donośny głos. To bez znaczenia, pani się znęca nad cudzymi dziećmi. Powinnam wezwać policję -
- Proszę bardzo, ja poczekam. Wybrać pani numer? -
- Pani jest bezczelna -
Dyskusja trwała jeszcze chwilę i musiałam niestety opuścić ławkę, ze względu na przewagę liczebną drugiej strony. Do walki o dobro dziecka dołączyła bowiem druga matka i płaczący wniebogłosy Damianek. Postanowiłam więc nie denerwować się bardziej i usunąć z miejsca.
Zastanawia mnie jak to traumatyczne zdarzenie odbiło się na psychice dziecka i jak trudne będzie ono miało życie, nie dopuszczając do siebie słowa "nie".
Podejrzewam, że bardzo trudne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz