Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Zaklinacz kotów

Większość pewnie i tak nie uwierzy ale muszę się tym z Wami podzielić. Mieszka w naszym mieście Pan uważany powszechnie za dziwaka, przez niektórych nazywany poskramiaczem kotów. Nie bez powodu. Pan ten posiada swoją 6 letnią kotkę - Milkę, która przemierza całe miasto, czasem zahaczając o sąsiednie i jest ogólnie swobodnie żyjąca. Ma obróżkę i adresówkę ale właściciel nie ogranicza jej wolności. Wychodzi kiedy chce i na ile chce i nikt nie zaprząta sobie głowy żeby ją dostarczać do domu bo sama wie gdzie mieszka. Zachowuje się normalnie, jak to kot czasem przyjdzie się pogłaskać czasem poprycha na psa. Pan ma takie hobby że dużo jeździ na rowerze po pracy i zazwyczaj podjeżdża pod Milkę gdziekolwiek jest i wracają na obiad. Tylko, że to kot i nigdy nie wiadomo gdzie akurat się znajduje tym bardziej że widziałam ją już wszędzie, podróżuje kilometrami. Najciekawsze jest to że właściciel zawsze wie gdzie ją znaleźć. Gdziekolwiek by nie była nie ukryje się przed nim. Kiedyś spotkałam go jadącego na rowerze właśnie, zatrzymał się jak zwykle żeby pogłaskać mojego psa i wyszło że jedzie po kotka. Zdziwiona spytałam skąd wie gdzie akurat jest a on na to że w tamtym buszu (trawa po pas swojego olbrzyma bym tam nie zauważyła), uśmiechnęłam się z grzeczności, Pan podjechał zagwizdał, kot wyskoczył z krzaków wskoczył do koszyka w rowerze i razem odjechali. Zbierałam szczękę przez dobre 5 minut. Jednak Pan nie przestawał mnie zaskakiwać. Jego kot zachowywał się jak pies (ale tylko przy nim). Przychodził na gwizdanie, szedł bez smyczy koło nogi, przy właścicielu witał się z psami itp. To jeszcze jestem w stanie zrozumieć może po prostu wychowywała się z psami i jest bardzo przywiązana do właściciela. Jednak kotka zadawała się z innymi, dzikimi, przypadkowo spotkanymi kotami, które były strasznie płochliwe. Nie dawały się podejść nawet babciom które codziennie podkarmiały je obiadkami. Kiedyś Milka siedziała akurat na płocie przedszkola z innymi kotami i grzały się na słońcu. Kiedy podjechał jej właściciel nawet nie zdążył jej zawołać ona już podbiegła a za nią reszta dzikiej bandy, pogadał do nich, pomiział za uchem i odjechał. Nawet kiedy jedzie bez Milki Pan zatrzymuje się przy każdym dzikim kocie a one o dziwo nie dość że nie uciekają jak przed każdym, to nie wabione jedzeniem tylko słowem podchodzą do niego i się łaszą jakby były jego od lat. Nigdy nie widziałam go podrapanego, nigdy też nie widziałam kota nawet najbardziej zaciętego na co dzień który nie przyszedłby się z nim przywitać. Szłam kiedyś z psem na dość daleki spacer, właściwie było to już obrzeże miasta, jegomość siedział sobie na ławeczce i rozmawiał do siebie. Pomyślałam że pewnie ma słuchawki i rozmawia przez telefon ale kiedy podeszłam zobaczyłam że na kolanach ma mruczącego na full volume kota i sobie do niego rozmawia, chyba opowiadał mu co w pracy robił (też gadam do psa publicznie nie uważam więc tego za dziwactwo). Nie chciałam psem spłoszyć kotka więc tylko z daleka spytałam czy to jego nowy podopieczny na co on że pierwszy raz go widzi ale sobie rozmawiają. Kot wywęszył psa i zaczął się jeżyć, przez co mi zrobiło się przykro, że zepsułam sielankę ale Pan posmyrał kotka i powiedział : ale ty się pieska nie bój ten piesek Ci nic nie zrobi, po czym kot ponownie zaczął się relaksować mimo tego że moja psica zaczęła coraz bliżej nosem podchodzić. Takie sytuacje zdarzały się wielokrotnie i w końcu nie wytrzymałam i zapytałam jak on to robi, że te koty się zachowują jakby go znały od lat. Powiedział tylko, że każde zwierze jest bardzo mądre tylko nie trzeba go traktować jak głupka. Nic więcej nie udało mi się wyciągnąć, podejrzewałam nawet że smaruje się codziennie kocimiętką czy czymś w tym rodzaju. Nawet moja najlepsza przyjaciółka mi w to nie wierzyła kiedy jej opowiadałam aż do czasu kiedy byłyśmy razem na spacerze i na własne oczy zobaczyła że to prawda. Pan wracał właśnie jak zwykle na rowerku z Milką tym razem w plecaku bo tak też podróżowała. Jako że wiosna zawitała, od kilku godzin nieustannie dało się słyszeć pomruki walki dwóch kocich samców koło samochodów na parkingu. Kilka osób próbowało je przegonić kiełbasą i miotłą na przemian ale koty nie dawały za wygraną. Powiedziałam do przyjaciółki żeby się teraz przyjrzała. Przewróciła oczami ale postanowiła się przekonać. Pan słysząc koty zawrócił rower, zszedł z niego, stanął pomiędzy kotami i powiedział: no wiecie co panowie, bijecie się normalnie wstyd, nie wypada idźcie sobie, nie ładnie się tak zachowywać. Koty spojrzały na niego prychnęły na siebie i się rozeszły. Z dumą patrzyłam na przyjaciółkę jak tym razem ona zbiera szczękę. Pan wsiadł na rower i powiedział do Milki cały czas siedzącej w plecaku: widzisz łobuzów testosteron im uderzył na wiosnę... a Ty nie udawaj takiej świętej bo widziałem że się z tą białą biłaś kiedyś... a to pokojowo trzeba nie trzeba się bić zaraz. Po czym odjechał i dalej rozmawiał do kota. Dodam że samce już nie wróciły, żeby się dalej naparzać. Brzmi jak niezłe Sci-fi zdaję sobie z tego sprawę ale zagadka tego Pana jest w dalszym ciągu przeze mnie nie do rozwiązania. Gdyby wtedy moja przyjaciółka nie stała ze mną nie wierzyłaby mi do tej pory. Pan dalej jeździ i poskramia koty. Co o tym myślicie? Ludzie mają go za wariata bo rozmawia do zwierząt jak do ludzi ale ja mam do niego olbrzymi szacunek i szczerze zazdroszczę mu umiejętności.

2 komentarze:

  1. Ten Pan powiedział Bardzo Mądrze. Nie należy ich traktować jak głupka. Zwierzątki są jak dzieci - rozumieją więcej, niż się "Dorosłym" wydaje. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja ze swoim Dzekim też rozmawiam :)

    OdpowiedzUsuń