Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 29 sierpnia 2017

Schronisko

Każde schronisko ma swojego weterynarza wewnętrznego, który sprawdza zwierzęta, szczepi je i w razie potrzeby leczy. Zdarzyła się jednak taka sytuacja, że w związku z pilnym wezwaniem weterynarza schroniskowego w teren, zadzwoniono do naszego gabinetu żebyśmy wykonali rutynowe szczepienia. Jako że w związku z nowymi podopiecznymi na terenie schroniska panowało lekkie zamieszanie, byłam często wysyłana do samochodu po sprzęt albo szczepionki. Stałam przy aucie i szukałam igieł odpowiedniej wielkości, kiedy udało mi się podsłuchać rozmowę mężczyzny odwiedzającego schronisko, z wolontariuszką:
- Proszę Pani, chciałem zaadoptować psa –
- To świetnie, ma Pan jakieś oczekiwania co do pieska, czy woli Pan się przejść między klatkami i sam wybrać –
- Właściwie wiem czego chcę. Mam duży dom, pieniądze na ewentualne leczenie. Pracuję w domu, mam dużo czasu. Nie mam dzieci. Proszę mi pokazać psa, który ma najmniejsze szanse na adopcję.  –
Czułam jak rozpuszcza mi się serce. Wolontariuszka chyba poczuła to samo, bo spytała tylko czy jest pewien swojej decyzji, na co mężczyzna odpowiedział że myślał nad tym pół roku i jest całkowicie pewny i świadomy odpowiedzialności jaką na siebie bierze. Zniknęli gdzieś w głębi schroniska a ja wróciłam z igłami do lekarki. Miałam okazję podziwiać przez okno jak mężczyzna wraca ze swoim nowym przyjacielem i pomaga psu wsiąść do samochodu. Zaadoptował Ryśka – ślepego na jedno oko, ośmioletniego mieszańca bernardyna z kaukazem. Rysiek wymagał stałego przyjmowania leków na serce, miał astmę, cukrzycę i padaczkę. Do tego pies miał zaawansowaną dysplazję oraz problemy z kręgosłupem po wypadku. W schronisku był już drugi rok i jego szanse na adopcję drastycznie malały, wraz z wykrywaniem kolejnych chorób. Nowy właściciel oczywiście musiał być poinformowany o kosztach związanych z leczeniem psa oraz jego częściową niepełnosprawnością. Dostał listę leków jakie przyjmował Rysiek, wraz z rozpiską godzin ich podawania.
Wolontariuszka powiedziała nam, że trudno było jej powstrzymać łzy, kiedy mężczyzna zaczął głaskać psa i szeptać mu to ucha, że teraz już będzie dobrze, że zabierze go teraz do domu i że jest najlepszym psiakiem na świecie.

Nie wiem kim jest ten człowiek ale mam nadzieję, że wiedzie mu się w życiu jak najlepiej.

2 komentarze:

  1. Człowiek z wielkim sercem, dobrze że jeszcze tacy są na świecie

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdybym takie coś usłyszała chyba bym się rozpłynęła i nie wiedziała który jest taki najbardziej potrzebujący. Wielki człowiek o wielkim sercu, oby więcej takich było!

    OdpowiedzUsuń