Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 9 sierpnia 2017

Psie demony

Macie tak czasem, że budzi Was w środku nocy silne napieranie na pęcherz i macie wewnętrzny dylemat, czy dacie radę wytrzymać do rana czy raczej musicie iść teraz? Taka walka pomiędzy lenistwem i chęcią zostania w łóżku, a obawą że puszczą zawory? Miałam ostatnio takie rozterki o 3 w nocy. Po szybkiej kalkulacji okazało się, że jednak muszę się zwlec z łóżka, więc z wielkim niezadowoleniem zaczęłam wygrzebywać się z kokonu stworzonego z kołdry i prześcieradła. W domu byłam tylko ja i pies, bo reszta towarzystwa wybrała się na parę dni do rodziny. Położyłam nogi na ziemi i postanowiłam poczekać, aż uzyskają połączenie z głównym centrum dowodzenia w mózgu i dotrze informacja, że wybieramy się w podróż do łazienki. Pies podniósł leniwie łeb z legowiska ale widząc że nic się specjalnego nie dzieje wrócił do spania i zaczął ordynarnie pochrapywać. Ustabilizowałam podwozie i podjęłam próbę wzbicia ciała w powietrze. Misja zakończyła się powodzeniem, pozycja dwunożna została osiągnięta. Zdecydowałam się na przemarsz po omacku. Porażenie oczu światłem było mi teraz nie na rękę. Otworzyłam drzwi, przeszłam przez pokój przechodni, ostatnia prosta przez korytarz i byłam już prawie u celu. Moja noga zahaczyła o coś futrzanego. Pewnie pies jak zwykle rozwalił się na przedpokoju i trzeba będzie go obejść, żeby się dostać do łazienki… chwila… Pies spał w pokoju. Jego pochrapywanie słychać było wyraźnie nawet tam, gdzie obecnie stałam. Czułam, że kawy już nie będę potrzebować. Zaczęłam się rozmyślać w kwestii toalety ale racjonalna część mnie kazała mi się uspokoić i poszukać jakiś argumentów, że nie oszalałam. Postawiłam na półsen i zmęczenie i ignorując całą sytuację poszłam załatwić co miałam do załatwienia, w drodze powrotnej skręcając do kuchni, żeby się zaopatrzyć w coś do picia. Udało mi się wymacać dzbanek i nalać sobie wody. Zastygłam. Coś otarło się o moją nogę. Z pokoju wciąż było słychać pochrapywanie. Szybka kalkulacja…to nie pies. Bardzo nie chciałam spojrzeć w dół ale oczy same tam powędrowały. Ujrzałam parę błyszczących ślepi wlepionych we mnie. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się na blacie stołu. Przed oczami przemknęły mi przypadkowe sceny mojego życia. Okno. Mogłam uciec oknem ale co z psem. Nie mogłam go zostawić na pożarcie jakiegoś demona. Ślepia na dole zbliżyły się. Cokolwiek to było zaczęło sapać i powarkiwać. Rozejrzałam się za bronią. Chwyciłam za szklankę z wodą i chlusnęłam na zjawę. (Nie wiem na co liczyłam. Może, że się rozpuści albo zniknie? Była 3 rano, to nie jest najlepsza pora na logiczne myślenie.) Usłyszałam fuknięcie i odgłos otrzepywania się. Dźwięki z kuchni zbudziły psa, który teraz człapał zobaczyć o co całe zamieszanie. O nie! Potwór, czy cokolwiek to jest zaraz pożre mojego futrzaka. Ześlizgnęłam się z blatu i w akcie desperacji rzuciłam się na włącznik światła. Jak już zginąć to chociaż wiedzieć przez co. Pstryk. Zostałam oślepiona. Postanowiłam nie otwierać już oczu i modlić się o bezbolesną śmierć. Nic się jednak nie działo. Ostrożnie rozchyliłam powieki. Moim oczom ukazały się dwa goldeny, z tym że jeden z nich był mokry. Procesy myślowe spadły do zera. W mojej głowie nastąpiła seria errorów i raportów o błędach. Trochę mi zeszło zanim przetrawiłam, to co widziały oczy i rozpoznałam drugiego psa. To pies sąsiadów ale co on tu robił w środku nocy i czemu ja o tym nic nie wiedziałam. Na stole dojrzałam karteczkę: „ Sąsiadka podrzuciła Baffa, bo wyjeżdża na dwa dni w delegację. Karma jest w szafce, nie chciałam Cię budzić. Mama”. Spojrzałam w dół. Dwie pary oczu, dwa merdające ogony, dwa zaciesze na pyskach. Tętno zaczęło mi powoli wracać do normy, więc wzięłam się za osuszanie psa, który nie spodziewał się nagłej kąpieli o 3 w nocy ale też nie wyglądał na bardzo obrażonego z tego powodu. Ciastko rozwiązało ewentualne niedopowiedzenia i wymazało zdarzenie z pamięci. Całą trójką wróciliśmy do pokoju. Chcąc się zreflektować pozwoliłam futrzakom spać ze mną w łóżku, w drodze wyjątku. Ponownie zawinęłam się w burrito z kołdry ale o zaśnięciu nie było już mowy.

Lekcja nr 1: nigdy nie pić dużo przed snem.


1 komentarz:

  1. Jedna z najlepszych historii jakie kiedykolwiek przeczytalam - i jaka prawdziwa :)

    OdpowiedzUsuń