Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

sobota, 1 czerwca 2019

Problemy z wymijaniem

Spacer nr 15 247. Morfina na smyczy, z pyskiem przy moim kolanie. Idziemy dość szybko, właściwie truchtem bo za godzinę powinnam być już na zajęciach z finansów. Z naprzeciwka, ku nam, noga za nogą kroczy starszy pan z rosłym, białym psem na smyczy, sięgającym mu do połowy uda. Na oko miks Cane Corso z Mastifem angielskim, ale to bez znaczenia.
Pierwsza zasada wymijania się dwóch psów mówi o tym, że zwierz ma iść możliwie jak najbliżej nogi opiekuna i po jego zewnętrznej stronie. Tak żeby psy odgrodzone ciałami nie miały ze sobą kontaktu.
Schematycznie powinno to wyglądać tak:


I na początku faktycznie wygląda, Morfina zmienia nogę z lewej na prawą płynniej niż znikają moje pieniądze z konta po wizycie u weterynarza, a biały Molos idzie już po właściwej stronie od początku.
Niestety kiedy tylko właściciel psa nas zauważa, harmonię szlag trafia i ręka dzierżąca smycz zostaje zmieniona. Człowiek cmokając do Świniaka krzyczy z daleka:
- Pies, czy suka?
Musi widzieć jakim tempem idziemy, nie ma opcji żeby nie widział. Odpowiadam jednak w biegu:
- Suka.
Jakby to miało w tym momencie jakieś znaczenie.
Słowo to okazuje się być zaklęciem zwalniającym uścisk mężczyzny i pozwalającym smyczy na opadnięcie na ziemię. Początkowo wydaje mi się, że smycz wyślizgnęła się człowiekowi z ręki, ale kiedy mężczyzna zachęca psa do pobiegnięcia w naszą stronę uświadamiam sobie, że to zabieg celowy.
Białe i wielkie toczy się ku nam. Jestem zmuszona przystanąć. Mój pośpiech na nic się teraz nie zda. Psy się zaraz spotkają.
Mężczyzna kroczy dumnie za pieszczoszkiem i z uśmiechem na twarzy rzecze:
- Dobrze, że nie pies, bo by się rzucił. Suki lubi.
Staram się oddychać głębiej i wypuścić pokłady nagromadzonej frustracji razem z powietrzem.
- No dobrze, a nie chce pan wiedzieć, czy moja lubi psy? Może jest agresywna, ma cieczkę, lub cokolwiek innego i naraża pan teraz swojego psa na pogryzienie.
- Pani, on to się obroni jak go ugryzie. Poza tym ta rasa to nie gryzie. Te Labradory to łagodne są.
Raz, dwa, trzy...
- Nie wie pan tego. Każdy pies jest inny, niezależnie od rasy.
- Przecież się grzecznie witają.
... dziesięć, jedenaście, dwanaście, trzynaście...
- A jakby miała cieczkę, to najwyżej by były szczeniaczki.
... sto czterdzieści sześć, sto czterdzieści siedem...
- Proszę pana. Normalnie nie mam nic przeciwko witaniu się psów. Teraz jednak mi się spieszy i widział pan to po tym, że skróciłam psa i krokiem Korzeniowskiego szłam w przeciwną stronę. Proszę więc wziąć psa na smycz.
- No niech się przywitają.
... tysiąc osiemset cztery, tysiąc osiemset pięć...
- Już się przywitały, mi się naprawdę teraz spieszy, więc pobawią się kiedy indziej. Jak go pan nie zabierze będzie za nami szedł i utrudniał odejście.
- Chodź no tu, bo pani jest jakaś nawiedzona - odpowiada człowiek z kwaśną miną podnosząc smycz z ziemi.
Odchodzimy. Pan jednak zmienia kierunek i podąża za nami. Idzie powoli, ale trudno mi skupić na sobie Morfinę, która ogląda się na szczekającego za nią psa.
Pozostaje liczyć do miliona i próbować zdążyć na ostatni autobus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz