Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

sobota, 29 czerwca 2019

Praca w sklepie zoologicznym

Jakiś czas temu zgłosiłam się do sklepu zoologicznego jako dorywcza pomoc przy zwierzętach. Praca na ćwierć etatu, bo tylko tyle jest się w stanie z siebie dać na studiach dziennych, kiedy na uczelnię wychodzi się o siódmej, a wraca z niej o siedemnastej.

CV, dyplom potwierdzający zawód, rozmowa kwalifikacyjna. Wypadłam nieźle i szczerze mówiąc miałam wielką nadzieję na tę pracę. Uwielbiam zwierzęta, a jeśli mogę się nimi zajmować i do tego trochę dorobić, to jest to dla mnie wygrana na loterii.

Kilka tygodni później zadzwoniła kierowniczka sklepu i składając mi gratulacje odparła, że mogę przyjść na okres próbny jako, że musieli zwolnić poprzedniego pracownika. Nie dowiedziałam się z tej rozmowy co dokładnie miało należeć do moich obowiązków, ale wszystko miało mi zostać wytłumaczone na miejscu.

Po dotarciu do sklepu oprowadzono mnie po nim, wyjaśniono gdzie co leży, pokazano jakie towary oraz zwierzęta były obecnie w ofercie i jakiej opieki potrzebowało każde z nich. Miałam robić wszystko po trochu: obsługiwać klientów, doradzać im, czyścić klatki i terraria, dbać żeby zwierzęta miały jedzenie i wodę, donosić towar którego brakowało na półkach, przemywać podłogę. 

Jako, że byłam na okresie próbnym, przydzielono mi pracownika który był tam na stałe. Miał nadzorować moją prace i zgłaszać wszelkie nieprawidłowości.

Pierwszy dzień zszedł mi na rozkładaniu towaru, ale już drugiego dnia miałam okazję podejść do zagubionej kobiety i spytać czy mogę w czymś pomóc.
- Szukam dla pieska dobrej karmy. Czy ta jest dobra? - zapytała kobieta wskazując na Pedigree. Dlaczego sklep miał to w ogóle w ofercie? Ciężko zgadnąć, ale udało mi się przekonać panią, że ta karma nie ma w sobie niczego wartościowego mimo, że na opakowaniu był piesek i informacja o "zaspokojeniu wszystkich psich potrzeb i zbilansowanym składzie". Po dłuższej rozmowie kobieta przyznała, że lepiej faktycznie czytać etykiety i wzięła opakowanie Brit Care.

Punkt dla mnie, dla pani, dla sklepu i dla pieska. Tak mi się przynajmniej zdawało.

Mój opiekun zmiany po obsłużeniu kobiety i życzeniu jej miłego dnia, podszedł do mnie i kazał "zbytnio się nie wychylać". Kiedy spytałam czy oznacza to, że powinnam wciskać nieświadomym ludziom paszę dla psa, odpowiedział, że mam być miła i polecać to co aktualnie zalega na magazynie.

To było moje pierwsze ostrzeżenie. Drugie dostałam za "zbyt częste zmienianie ściółki gryzoniom". Wydało mi się oczywistym, że jeśli widzę chomika, czy myszy kroczące we własnych odchodach, to czas na wyczyszczenie terrarium i zmianę żwirku. 
Byłam jednak w błędzie. Polityka sklepu i oszczędność powinna być zawsze na pierwszym miejscu.

Trzecie ostrzeżenie, kończące jednocześnie moją bardzo krótką karierę w tym sklepie było tym najpoważniejszym. 
"Zadziałałam wbrew interesowi klienta i sklepu jednocześnie".

Historia jest właściwie krótka. 
Do sklepu przyszła rodzina z dwójką dzieci, które chciały zakupić u nas chomiczka. A właściwie chomiczki - dwie sztuki. Dziewczynce spodobał się chomik Syryjski, a chłopcu Roborowskiego. Rodzice chcieli zakupić gryzonie, oraz klatkę i wszystkie akcesoria do nich. Zaczęłam pokazywać im odpowiedniej wielkości klatki, kiedy przerwali mi i dodali, że chodzi im o jedną klatkę, do tego małą, bo nie mają na nią miejsca.
Spytałam czy mają zamiar połączyć ze sobą dwa chomiki w jednej klatce.
Potwierdzili.
Wyjaśniłam, że nie jest to najlepszy pomysł, że chomiki (zwłaszcza różnych gatunków) zazwyczaj nie dogadują się ze sobą, przeprowadzają zacięte walki i jeden z nich może skończyć z ciężkimi obrażeniami lub nawet zakończyć żywot.
- Przecież w zoologicznych zawsze chomiczki są razem i nic się nie dzieje - skwitowała moją wypowiedź kobieta.
- Oczywiście, ale są to bardzo młode chomiczki. Walki zaczynają się kiedy oba chomiki podrosną i zaczną postrzegać się jako zagrożenie. 
- Dobrze, dobrze - usłyszałam i prosząc niebiosa o cierpliwość i zrozumienie tych ludzi, przeszłam do tłumaczenia dlaczego chomik nie może żyć w klatce wielkości pudełka po budach mimo, że na opakowaniu napisano iż może.
Powiedziałam, że jeśli chodzi o zaoszczędzenie pieniędzy, to taniej będzie kupić duże, przezroczyste, plastikowe pudło na zabawki, zrobić w nim dziurki w górnej części, wyciąć w pokrywie duży otwór i zamontować tam siatkę. Takie terrarium DIY. Bardzo tanie, proste do zrobienia i zapewniające zwierzątku przestrzeń jakiej potrzebuje. Można bez problemu wstawić odpowiedniej wielkości kołowrotek, domek, miseczki, zabawki, cokolwiek się chce. Takie pudełka mają też ten plus, że można wsypać do niego więcej podłoża w którym chomiki uwielbiają się zakopywać. Nie jest to możliwe w klatce z kratami.

Mój anioł stróż oczywiście usłyszał wywód i pojawił się koło mnie szybciej niż zdążyłam wyjaśnić im, że najmniejszy kołowrotek nie nada się dla każdego chomika i że taki błąd może poważnie uszkodzić kręgosłup ich zwierzątka. Odesłał mnie na magazyn, wręczył rodzinie dwa chomiki, najmniejszą klatkę jaką w życiu widziałam, najtańszą karmę i przechodząc z nimi do kasy opowiadał o tym jak to ciężko teraz upilnować pracowników żeby się nie wymądrzali na każdym kroku.

Sądziłam, że obsługa sklepu powinna służyć pomocą i informacją w trosce o dobro zwierząt. Jak widać się myliłam.

Gość nakablował na mnie do kierowniczki, ta odparła, że nie mogą trzymać pracownika który wchodzi im w szkodę i dostałam wypowiedzenie okresu próbnego.

Teraz już wiem dlaczego przyjęto mnie na miejsce innego pracownika. Całkiem możliwe, że on też dosypywał chomiczkom żwirku, odmawiał sprzedaży słabej jakości karm, za małych klatek i wykazywał się innym równie skandalicznym zachowaniem.

Szczerze mówiąc nie tak to sobie wyobrażałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz