Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 21 czerwca 2019

Mały psi terrorysta

Wchodzimy na psią górkę. Ja, smycz i mój narkotyk na jej drugim końcu. Czworonogi biegają, taranują się nawzajem i ślinią jeden drugiego. Spuszczam więc moje futro jako, że wszystkie psy hasają sobie wesoło na waleta bez smyczy. Podczas kiedy Morfina zapoznaje się z towarzystwem, ja stoję między innymi właścicielami. 
Świniak kroczy ze swoim maleńkim kijkiem za jakimś Owczarkiem który znalazł chyba największą kłodę w okolicy. W skrócie - psy świetnie się bawią.
Na pole wchodzi nowy obywatel czworonożnej społeczności wraz ze swoim panem, wlekącym się za nim 500 metrów dalej. Młode gniewne, którego tatusiem mógł być Jamnik, a mamusią coś kudłatego już na starcie drze paszczu na wszystko co się rusza. Psy przyglądają mu się jak zjawisku z innej planety i odskakują zaskoczone kiedy zamiast z kulturalnym powąchaniem tyłka, spotykają się z zębami i warkotem małej kosiarki.
Chcąc pokazać kto tu jest prawdziwym bossem imitacja Jamnika podbiega do Morfiny w trybie diabła tasmańskiego. Pełna furia. Moja trzydziestokilowa ciapa nie wie co robić. Patrzy na to małe, wściekłe stworzenie z góry i będąc hipisem i pacyfistą jakim jest, usiłuje merdaniem i uśmiechem przekonać wroga do przejścia na dobrą stronę mocy.
Osobisty urok suczy nie robi jednak na psiaku wrażenia i wywijając wargi po same czoło próbuje on przestraszyć przeciwnika kłami wielkości wykałaczki. To przerażające widowisko robi wrażenie tylko na Morfinie. Widzę jak mój pies kładzie się na ziemi i nie przestając merdać usiłuje uspokoić natręta, obdarowując mnie spojrzeniem pt. "Matka, to na mnie szczeka, interweniuj". Kwestią czasu jest jej pisk i chowanie się za moimi nogami, jak to ma w zwyczaju robić żeby uniknąć starcia.
- Może pan zabrać psa, albo go uspokoić? - pytam mężczyznę któremu udaje się w końcu wpakować na górkę - Terroryzuje mi sukę.
- He he he. Przecież on taki mały. To tak słodko wygląda - słyszę w odpowiedzi i już wiem, że będzie ciężko.
- No mój pies nie wygląda jakby się świetnie bawił. Proszę go zabrać.
- Przecież nic jej nie zrobi. On tak tylko doskakuje, ale nie ugryzie.
- A skąd pan wie, że moja nie ugryzie?
Mężczyzna obdarowuje mnie przeciągłym spojrzeniem niedowierzania. Fakt. Patrząc na moją fokę, która zaraz sturla się z górki na sam dół żeby tylko uwolnić się od szczekacza raczej można mieć pewność co do jej zamiarów.
- Niech pan odwoła psa, albo ja go odwołam ręcznie - mówię do człowieka o szerokim uśmiechu, ale nie brzmi to chyba przekonująco, bo mężczyzna nawet nie patrzy w moją stronę.
Morfina w tym czasie przepycha swój patyk w stronę najeźdźcy, oferując mu drobną łapówkę za pokój. Warkot tylko przybiera na sile, więc suka wstaje i unikając kontaktu wzrokowego odchodzi powoli w moją stronę, zerkając co chwila na agresora z miną mówiącą: "W domu mam trzech małych braci. Rozniosą Cię. Jesteś u mamy". 
Wychodzę ptysiowi naprzeciw i rozdzielam nogą ujadacza który przykleił się mojemu psu do ogona. Nie kopię go, a jedynie blokuję mu dalsze podążanie za Morfiną bosą stopą, odzianą tylko w japonkę. Jeśli już ktoś ma być pogryziony to lepiej żebym to była ja.
- E, co robisz? - cuci się właściciel małej kluski - Zostaw go, bo ja Twojego kopnę.
- Nie kopię go, tylko oddzielam od mojego psa - mówię powoli i wyraźnie, pokazując nogę która nawet nie dotyka warczącej kosiarki. Przez ujadanie groźnej wydry mężczyzna chyba mnie nie słyszy i widzę, że podchodzi do kręcącej się na uboczu Morfiny.
Jeśli ją tknie, czeka go dekapitacja, oraz kończyny poskładane w żurawia origami.
Ruszam w jego stronę, zostawiając na chwilę małego natręta, jednak uprzedza mnie właściciel Owczarka.
- Ej. Bierz tego swojego ujadacza, bo mój mu zaraz zrobi sajgonki z wnętrzności - mówi mężczyzna, nie wyciągając peta z ust. Tuż po tym zdaniu następuje pisk. Odwracam się. Młode gniewne jest spanikowane i trybem zająca ucieka slalomami przed warczącym Owczarkiem. Najwidoczniej nie każdego psa da się zastraszyć jak mojego. Owczarkowi włącza się tryb pogoni i wymijając inne psy namierza małą parówę, zmniejszając dzielący ich dystans. Małe nóżki jamnikowatego stworzenia nie dają rady i goniący go pies właściwie siedzi mu już na ogonie.
- Milo! Milo do mnie, szybko - nawołuje mężczyzna, odpuszczając podążanie za moim psem. Ma teraz inne zmartwienie. Milo jednak nie słyszy i w panice biegnie w kierunku przeciwnym do swojego właściciela.
- K*wa mać, zabierz tego swojego potwora. Zagryzie go przecież - wrzeszczy spanikowany mężczyzna do właściciela Owczarka.
- Przecież oni się tylko bawią. Zobacz jak słodko. On mu nic nie zrobi, on tak tylko doskakuje - dostaje w odpowiedzi i na jego twarzy maluje się histeria połączona z niedowierzaniem. Futrzany parówek drze się wniebogłosy, Owczarek już prawie trąca go nosem, a Morfina wącha się z jakiś Dalmatyńczykiem, niezainteresowana całą sytuacją.
W ostatniej chwili kiedy każdy myśli, że cała trawa zbroczona będzie krwią traktorka, właściciel Owczarka gwiżdże i wołając "Wer, zostaw, do mnie!" odwołuje psa, który niechętnie przerywa pościg, patrzy chwilę za uciekającą ofiarą i wraca truchtem do opiekuna.
- Nienormalni wszyscy jesteście! Znęcać się nad najmniejszym! Nieodpowiedzialność! - pokrzykuje właściciel uciekającego psiaka i próbuje dogonić swoje zwierzę skręcające właśnie w pełnym pędzie na drugi trawnik.
Kiedy mężczyzna znika nam z oczu, na górce ponownie robi się cicho, Wer wraca do porzuconej kłody i przechadza się z nią pomiędzy innymi psami. Nic nie warczy i nie ujada. Psy wracają do zabawy.
Teraz należy odpowiedzieć sobie na pytanie: kto tu był właściwie nieodpowiedzialny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz