Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 13 czerwca 2019

Zagrajmy w grę

Chciałabym żeby każdy z Was przyjął na moment pewien życiowy scenariusz i potraktował go jako własny na czas czytania tego postu.
Taka zabawa.
Gotowi?

Załóżmy, że masz przyjaciela. Zarówno wiek, jak i płeć jest tutaj bez znaczenia. Możesz mieć więcej przyjaciół, kumpli i znajomych, ale to jest Twój najlepszy przyjaciel.
Twój przyjaciel jest niemową. Nie jest głuchoniemy, po prostu nie mówi. W życiu nie wykrztusił z siebie dźwięku który znaczyłyby dla Ciebie cokolwiek. Słyszy za to świetnie.
Nie zna migowego, nie potrafi pisać i można powiedzieć, że jest lekko opóźniony. Nie jakoś szczególnie. Nie zrozumie o co chodzi w fizyce kwantowej, ale posiada podstawy.
Mimo utrudnień, rozumiesz co chce Ci przekazać. Macie świetny kontakt. Łączy Was nić porozumienia jakiej nie masz z nikim innym. 
Właściwie jest dla Ciebie jak rodzina.
Przyjaciel nie za bardzo ma się gdzie podziać, więc proponujesz mu by z Tobą zamieszkał. Miejsca jest dość. Twój przyjaciel jest Ci za to bardzo wdzięczny i stara się nie zakłócać domowego spokoju. Zachowuje się najlepiej jak tylko potrafi.
Ten przyjaciel jest znakomitym słuchaczem. Potrafi godzinami wpatrywać się w Ciebie kiedy opowiadasz mu o swoim dniu, o tym jak Cię wkurzył szef, czy jak bardzo nie znosisz oliwek na zapiekance. Temat nie ma znaczenia. Przyjaciel zawsze słucha i potakuje. Zawsze jest skupiony i chłonie każde Twoje słowo jak gąbka, niezależnie od tego czy jest w stanie zrozumieć treść wypowiedzi.
Zawsze jest przy Tobie, zawsze Cię wspiera i wczuwa się w wydarzenia jakie miały w miejsce. W sytuacje które Cię dotknęły.
Jest szczęśliwy, kiedy Ty jesteś szczęśliwy.
Jest zły, kiedy Ty jesteś zły.
Jest smutny i przygnębiony kiedy widzi, że coś Cię dręczy.
Stara się wtedy poprawić Ci nastrój. Próbuje wszystkiego i kiedy wszystko zawodzi, po prostu siedzi obok i jest.
Ponieważ czasem właśnie tego potrzeba.
Na co dzień świetnie się dogadujecie i dobrze bawicie we własnym towarzystwie. Łatwo przekonać go do odkrywania nowych rzeczy i testowania, czy jakaś aktywność i zabawa mu się spodoba. On też pokazuje Ci wiele ciekawych miejsc i sposobów na zabicie nudy, o których wcześniej nie miałeś pojęcia.
Czasem Cię drażni. 
Jak każdy przyjaciel. 
Miewacie spięcia o to, że nabałaganił, czy że kontakt jest z nim strasznie utrudniony. I chociaż to nie jego wina masz wrażenie, że wszystko byłoby prostsze gdyby po prostu powiedział o co mu chodzi.
Ale nie może.
Nie potrafi.
Jest taki od urodzenia, nie ma na to wpływu.
Przez większość czasu te braki i defekty nie stanowią żadnego problemu. 
Wiesz, że zawsze możesz polegać na swoim przyjacielu, że wyciągnie Cię z najgorszego doła i niejednych problemów. 
Spędza przy Tobie czas kiedy jesteś chory, zmartwiony, albo po prostu czujesz się źle. Opiekuje się Tobą i wspiera całym sobą. 
Wiesz, że gdybyś zrobił coś głupiego i wszyscy by się odwrócili, on by został. Zostałby nawet gdybyś dopuścił się wobec niego najgorszego.
To ten typ przyjaciela który kiedy dowie się, że zabiłeś człowieka, zacznie się zastanawiać gdzie go zakopać i na jak długo Cię ukryć.
Żyjesz tak sobie przez lata. Ze swoim niemym przyjacielem.
Pewnego dnia poznajesz dziewczynę / chłopaka. 
Zakochujesz się, uważasz, że jest to najwspanialsza osoba na świecie.
Twój przyjaciel nie jest zazdrosny. Wspiera Cię, w końcu to Twój wingman. Pragnie dla Ciebie jak najlepiej. Jeśli Ty jesteś szczęśliwy, on jest szczęśliwy.
Przyjaciel chce poznać wybrankę Twego serca i skomplementować jej gust, bo wybrała najfajniejszego człowieka na świecie.
Organizujesz spotkanie.
Coś jest nie tak.
Twój przyjaciel stara się jak może żeby tylko dobrze wypaść. Chce żeby Wam się udało.
To po drugiej stronie wyczuwasz napięcie.
Dziewczyna / chłopak nie są przekonani. Z jakiegoś powodu Twój przyjaciel nie przypadł do gustu światłu Twojego życia. Nie polubi go. Wiesz to już teraz.
Chcesz żeby się lubili. W końcu to dwie najważniejsze dla Ciebie istoty.
Jednak nic z tego. 
Pomimo starań nie ma nici porozumienia.
Nie wiesz czy brak przychylności dla przyjaciela wynika z tego, że nie mówi, czy może z tego, że z Tobą mieszka.
Twoje przyszłe fiancé chce żeby przyjaciel się wyprowadził.
Nie może z Wami mieszkać, nie przy takich relacjach.
Rozumiesz, że musisz mu to przekazać. Nie powinieneś czuć się winny, w końcu jest dorosły i na pewno zrozumie. Możecie się dalej spotykać, ale musi znaleźć sobie inne lokum. Przecież i tak już mu pomogłeś.
Potrzebujesz prywatności. To przecież nie robi z Ciebie jeszcze złego człowieka, prawda?
Zbierasz się w sobie i idziesz obgadać to z przyjacielem.
Nie jest zły. Nie gniewa się. W pełni rozumie sytuację i konieczność podjęcia przez Ciebie takiej decyzji.
Nie ma jednak gdzie się podziać. 
Oprócz Ciebie nie ma nikogo. 
Jest zupełnie sam.
Dociera do Ciebie, że sam sobie nie poradzi.
Chcesz mu pomóc, ale tu nie może zostać.
Proponujesz podwórko. Namiot, zapewniony ekwipunek. Wszystko co jest mu potrzebne.
Przyjaciel się zgadza i jest wdzięczny, że nie wyrzucasz go na ulicę. Obiecuje nie przeszkadzać i nie wchodzić w drogę nowemu mieszkańcowi.
To wystarcza jednak tylko na jakiś czas.
Twoja druga połówka uważa sytuację za absurdalną. Żąda pozbycia się przyjaciela. Nie jesteś w stanie wygrać argumentami, ani prośbą.
Musisz zdecydować.
Ponownie idziesz więc pogadać z przyjacielem i ponownie tłumaczysz mu sytuację. On nie chce być ciężarem, widzisz to w jego oczach. Jednak dalej nie ma się gdzie podziać.
Zastanawiasz się nad ośrodkiem dla bezdomnych. Mógłby tam zostać, a Ty mógłbyś go odwiedzać. Czy jednak byłbyś w stanie patrzeć mu po tym wszystkim w oczy?
Wybaczyłby Ci, nie masz co do tego wątpliwości. Jak byś się jednak z tym czuł? Jak zdrajca i ostatni kretyn.
Nie, to nie jest dobre rozwiązanie. Co jeśli spotkacie go przypadkiem na ulicy podczas rodzinnego spaceru? Będzie niezręcznie.
Boli Cię też myśl, że mógłby sobie znaleźć nowego przyjaciela. Być tym, kim był dla Ciebie, tylko dla kogoś innego.
To jest najgorsze. Tego byś nie zniósł.
Tej niepewności co u niego i co teraz robi.
Wymyślasz inny plan.
Pakujesz przyjaciela do samochodu i zabierasz go na przejażdżkę. Znowu jesteście tylko we dwóch, tak jak było kiedyś. Tęsknisz za tymi czasami, ale wiesz, że nigdy już nie wrócą. Musisz iść do przodu. Nie możesz oglądać się w przeszłość.
Spoglądasz na przyjaciela.
Jest szczęśliwy. Zawsze był kiedy gdzieś razem jechaliście.
Dopadają Cię wyrzuty sumienia, ale odganiasz je wizją przyszłości. Przecież i tak musiałbyś to zrobić. Jeśli nie teraz, to za kilka lat. Pewnie i tak Twoje dzieci by go nie polubiły, albo prędzej czy później zacząłby Ci działać na nerwy.
To jedyne wyjście.
Zatrzymujecie się w lesie, wysiadacie z samochodu i wchodzicie na ścieżkę. Mijacie krzaki z malinami i jeżynami. Twój przyjaciel uwielbia jeżyny.
Mówisz mu, że gdyby to zależało od Ciebie mógłby z Wami zostać.
Mówisz mu, że Ci przykro.
Przyjaciel przytakuje i nie przestaje się uśmiechać. Rozumie. Wie, że to nie Twoja wina, że tak po prostu wyszło.
Schodzicie ze ścieżki i wchodzicie głębiej w las. Tu nie ma już ludzi i wścibskich spojrzeń. Nikt tędy nie chodzi. Za dużo tu pokrzyw i pajęczyn.
Siadacie pod drzewem. W ciszy.
Nie możesz się teraz rozkleić, właśnie teraz musisz pokazać siłę i stanowczość.
Prosisz przyjaciela żeby podał Ci ręce i się nie ruszał.
Robi to. Ufa Ci. Dlaczego miałby Ci nie ufać? Jesteście najlepszymi przyjaciółmi.

Wyciągasz z plecaka łańcuch i oplatasz nim ciało przyjaciela. Najpierw ręce, potem korpus. Koniec przypinasz do drzewa kłódką. Jesteś stanowczy i precyzyjny. Nie może za Tobą pójść. Nie może się uwolnić.
Kładziesz butelkę wody u stóp przyjaciela. Sam nie wiesz po co. Żeby przedłużyć mu cierpienia i dać fałszywą nadzieję? A może widzisz cień szansy, że ktoś go jednak znajdzie?
Patrzysz mu po raz ostatni w oczy.
Widzisz w nich dezorientację, strach, ale i mały płomyk nadziei. Nadziei, że to tylko taki żart, zaraz odwiążesz go od drzewa i wrócicie razem do domu.
To się nie stanie. Teraz już nie możesz się wycofać.
Żegnasz się i odchodzisz.
Nie musisz zakładać mu knebla. Nawet gdyby potrafił mówić, nikt by go tu nie usłyszał.
Wsiadasz do samochodu i zastanawiasz się, czy gdyby ktoś go w porę ocalił, to kiedy spotkałbyś go na ulicy byłby w stanie Ci to wybaczyć?
Pewnie tak. Przecież zawsze Ci wszystko wybaczał.
Po jakim czasie skończy mu się woda? Umrze z przegrzania, czy odwodnienia?
Jak długo będzie cierpiał?
Musiałeś to zrobić. Jeśli będziesz sobie to powtarzać dostatecznie długo, to w końcu w to uwierzysz. Nie miałeś wyjścia. 
To była jedyna opcja.
Masz ochotę wrócić tu za jakiś czas i sprawdzić czy zastaniesz odpięty łańcuch, czy może wysuszone zwłoki.
Lepiej nie.
Czego nie widać, tego nie żal.
Z tyłu głowy kołacze Ci się słowo "morderca". Nie jesteś mordercą! Dobre sobie. Dałeś mu dom, wieloletnią przyjaźń i szansę na opuszczenie domu. Poza tym, był niemową i nie miał nikogo. Tak naprawdę wyświadczyłeś mu przysługę. Miałby się tłuc po tym świecie całkiem sam, bez nikogo? Przecież nie mógł być przy Tobie do końca życia, a sam by sobie w życiu nie poradził. Ograniczyłeś mu tylko zbędne cierpienie.
O, widzisz. Już myślisz o nim w kategoriach przeszłości. "Był", nie "jest". Było fajnie, ale wszystko kiedyś przemija.
Podjąłeś słuszną decyzję...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Co? 
Nie podoba się scenariusz? 
No dobra, to weźmiemy inny, nie ma problemu.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

(...) Wymyślasz inny plan.
Pakujesz przyjaciela do samochodu i zabierasz go na przejażdżkę. Znowu jesteście tylko we dwóch, tak jak było kiedyś. Tęsknisz za tymi czasami, ale wiesz, że nigdy już nie wrócą. Musisz iść do przodu. Nie możesz oglądać się w przeszłość.
Spoglądasz na przyjaciela.
Jest szczęśliwy. Zawsze był kiedy gdzieś razem jechaliście.
Dopadają Cię wyrzuty sumienia, ale odganiasz je wizją przyszłości. Przecież i tak musiałbyś to zrobić. Jeśli nie teraz, to za kilka lat. Pewnie i tak Twoje dzieci by go nie polubiły, albo prędzej czy później zacząłby Ci działać na nerwy.
To jedyne wyjście.
Zatrzymujecie się przed przejazdem kolejowym i wysiadacie z samochodu.
Twój przyjaciel nie wie dlaczego tu jesteście, ale nie wymaga od Ciebie wyjaśnień. 
Nie chce sobie psuć niespodzianki.
Światła i powolne opuszczanie się szlabanu sygnalizują, że za chwilę będzie tędy przejeżdżać 90-tonowa maszyna. 
Przechodzisz pod szlabanem i trzymając swojego przyjaciela za rękę prowadzisz go na tory. Stajecie na nich razem. Z daleka już widać pędzący pociąg.
Doskonale go stąd widać.
Maszynista za to nie widzi Was wcale.
Spoglądasz na przyjaciela.
W jego oczach widzisz dezorientację, strach, ale i mały płomyk nadziei. Nadziei, że to tylko taki żart i zaraz wrócicie razem do domu.
To się nie stanie. Teraz już nie możesz się wycofać.
Mocno ściskasz rękę przyjaciela, kiedy maszyna zbliża się do Was w zastraszającym tempie.
Przyjaciel nie ucieka, nie wyrywa się. Ufa Ci. Dlaczego miałby Ci nie ufać?
Maszynista w końcu Was zauważa. Próbuje wyhamować, ale wie, że mu się to nie uda. Pociąg z piskiem i iskrami usiłuje się zatrzymać. Jest już kilka metrów od Was.
Uskakujesz w ostatniej chwili.
Twój przyjaciel nie. 
Zostaje na torach. 
Jego ciało niesione jest na czele pociągu jak osobliwy transparent.
Wracasz do samochodu.
Zastanawiasz się czy zginął na miejscu, czy dopiero po chwili.
Co jeśli przeżył?
Nie. Nie mógł przeżyć. Siła uderzenia była tak wielka, że kropelki jego krwi wypływające zapewne z nowo powstałego otworu w czaszce ubrudziły Ci koszulę.
Nowiutka koszula. No trudno, może się spierze.
Ciekawe jak daleko pociąg wywlecze zwłoki Twojego przyjaciela? Czy kiedy maszyna się zatrzyma i jej kierowca odkryje na szybie rozciapane kawałki mięsa, które kiedyś może przypominały jakieś stworzenie, będzie bardziej zdegustowany, czy wystraszony?
Dobrze, że Ty nie będziesz musiał tego oglądać.
Jeszcze miałbyś koszmary.
Może kiedyś znajdziesz na spacerze z rodziną kawałek jego ubrania, albo oko na żyłce?
Z tyłu głowy kołacze Ci się słowo "morderca". Nie jesteś mordercą! Dobre sobie. Dałeś mu dom, wieloletnią przyjaźń i szansę na opuszczenie domu. Poza tym, był niemową i nie miał nikogo. Tak naprawdę wyświadczyłeś mu przysługę. Miałby się tłuc po tym świecie całkiem sam, bez nikogo? Przecież nie mógł być przy Tobie do końca życia, a sam by sobie w życiu nie poradził. Ograniczyłeś mu tylko zbędne cierpienie.
O, widzisz. Już myślisz o nim w kategoriach przeszłości. "Był", nie "jest". Było fajnie, ale wszystko kiedyś przemija.
Podjąłeś słuszną decyzję...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Co? Też nie?
No dobra...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

(...) Wymyślasz inny plan.
Jeśli staniecie na skraju jakiegoś wysokiego mostu i "przypadkiem" go z niego zrzucisz, to będzie po prostu nieszczęśliwy wypadek.
Jeśli nie zginie na miejscu, to może chociaż połamie sobie nogi i nie będzie mógł się za Tobą powlec.
Będzie cierpiał. 
Będzie przeraźliwie cierpiał, ale Ty będziesz cierpiał bardziej jeśli tego nie załatwisz.
Jest szansa, że ktoś go znajdzie. Może się nim zajmie. Będzie mu woził soczki do szpitala i zostaną najlepszymi przyjaciółmi.
Tego przecież byś nie przeżył...
Może wystarczy jak zrzucisz go głową w dół, dla pewności?
Kiedy jego czaszka roztrzaska się o jezdnię jak nabrzmiały arbuz i wypłynie z niej mózg z jakąś wodnistą cieczą, będziesz mieć pewność, że już nie wstanie.
Z tyłu głowy kołacze Ci się słowo "morderca". Nie jesteś mordercą! Dobre sobie. Dałeś mu dom...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

...
Nie no, taka wersja też odpada?
Niech Ci będzie...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

(...) Wymyślasz inny plan.
Gdzieś w piwnicy masz przecież siekierę.
Jest może trochę tępa, ale powinna sobie poradzić.
Wystarczy, że każesz mu położyć głowę na konarze i nie ruszać się przez chwilę.
Kilka cięć i po sprawie. Głowa i tak nie była mu do niczego potrzebna. 
Przecież nie mówił, racja?
Będzie trochę zamieszania i bałaganu. Trzeba będzie zmyć czymś krew z trawnika, ale to bardzo prosty i poręczny sposób.
Kaci istnieli od wieków, więc widocznie byli potrzebni.
Jak mocno hukniesz, to może nawet nie zacznie uciekać bez głowy po podwórku. Zawsze można najpierw odrąbać mu nogi w kolanach.
Na kikutkach nie pobiegnie.
Co jeśli nie trafisz?
Jeśli uderzysz w głowę, może zginie na miejscu, ale będzie strasznie dużo juchy i galarety. Jeśli dostanie w ramię, zacznie się wić i ciężko będzie przekonać go żeby był spokojny.
Można pożyczyć od kogoś broń.
Jest bardziej pewna. Jedna kulka i po sprawie. Dużo mniej sprzątania i zamieszania.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie? 
Ok, czekaj.
No to, to już Ci się musi spodobać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

(...) Wymyślasz inny plan.
Dużo cichszy i spokojniejszy.
Zwiążesz mu razem wszystkie kończyny, wybetonujesz butki i po prostu wrzucisz do rzeki.
Taka zabawa w chowanego pod wodą.
Łyknie to, jest za głupi żeby tego nie łyknął.
Może w przyszłym wcieleniu będzie syrenką. 
Gdzieś na pewno wypłynie, ale przy odrobinie szczęścia będzie to już z dala od Twojego domu.
Gdyby Cię z tym powiązali byłyby problemy.
Po co to wszystko? Po co Ci zabawy z policją?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~


(...) Wymyślasz inny plan.
Trucizna. Dodasz mu to do żarcia, to się nawet nie zorientuje.
Jasne, trochę się pomęczy zanim umrze, ale lekarzowi wmówisz, że nie masz pojęcia co się stało.
Może samobójstwo?
Był niemową w końcu...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Też nie pasuje?
Nie ma problemu. 
W tym scenariuszu opcji jest nieskończenie wiele.
 W końcu coś wybierzemy.
Hm?
Nigdy byś tego nie zrobił?
A gdyby się okazało...

... że ten przyjaciel od początku był psem?
Zwierzęciem po prostu.
Może być dowolnym.

No dalej, przecież to tylko kundel.
Nie mówi, nie myśli i nie czuje.
Do tego przeszkadza.

Jak można pozwolić, żeby pies zniszczył Ci życie?
Plany?
Marzenia?
Nie komponuje się w grafiku.
Nie ma dla niego miejsca.

To co? 
Która opcja?
Czemu go komuś nie oddać?
Nie zawieść do schroniska?


I patrzeć na te wszystkie ludzkie spojrzenia pełne pogardy?
Nie żartuj.
Czułbyś się fatalnie.
Ten cały oskarżycielski wzrok...
... ton głosu jakbyś kogoś zdradził.
Nie, nie.
Trzeba to załatwić na miejscu.

Po cichu i bez świadków.
Przecież i tak nikt by go nie chciał.
Ma już swoje lata.
A tak, kto wie?
Może trafi do psiego nieba?

Starczy?
Wiesz co jest najgorsze?
Najgorsze jest to, że dla niektórych to nie tylko durna zabawa.
Dla niektórych to życie.
Ludzie... znaczy...
"Ludzie" świadomie podejmują takie decyzje.
Te historie dzieją się codziennie.
Każdego dnia jakieś zwierzę ginie z rąk kogoś, kogo uważało za opiekuna i przyjaciela, tylko dlatego, że te osoby nie chcą borykać się z "oskarżycielskim spojrzeniem", czy patrzeć jak ich pupil jest szczęśliwy w innym domu.
Z jakiegoś powodu nie mogą tego znieść.
Decydują się więc na krok, za który nie powinni nigdy otrzymać przebaczenia. Od nikogo.
Decydują się zabić przyjaciela.
Nie jest istotne czy ma on łapy, ogon, kopyta, czy ręce. Z jakiegoś powodu dla nich ma to jednak znaczenie. Jeśli ktoś nie mówi, znaczy że nie odczuwa bólu i nie cierpi.
Morderstwo jest morderstwem.
(Nie mylić z eutanazją)
Mam dość patrzenia na ogłoszenia adopcyjne porzuconych w lesie psów, czy podtopionych kotów.
Za każdym razem czuję się jakbym dostawała w twarz. Chodzę całymi dniami i myślę co siedzi w głowach takich ludzi. 
Jakim cudem uznali to za najlepszą możliwą opcję?
Jak oni mogą w nocy spać?
Czy to jeszcze są ludzie?
I wiesz co?
Nie znajduję odpowiedzi.
Zalewa mnie fala nowych scenariuszy które jakiś anonimowy człowiek przetestował na swoim biednym towarzyszu, a ja dalej nie wiem.
Obojętność?
Desperacja?
Poczucie wstydu?
Strach?
Bezsilność?
Znieczulica?
Co to jest? 
Co to jest i dlaczego to się pojawia tak często?
Nie wiem już nawet co ja czuję widząc kolejne zdjęcia i czytając kolejne informacje. Już nawet nie czuję złości. Czuję pełną bezsilność.
Czuję się jak ktoś kto stoi na statku o którym wie, że zatonie i nie jest w stanie nic z tym zrobić. Może więcej nie wsiąść na żaden statek, ale to nie znaczy, że uratuje ten konkretny i że następne przestaną tonąć.
Wiem, że ten post ma już przekroczony limit słów, ale musiałam go napisać.
Musiałam, bo czuję się chora.
Każdy kto to przeczytał pewnie zastanawiał się co jest nie tak z psychiką autorki? Dokąd to prowadzi? Kto postąpiłby w ten sposób?
Każdy odpowiada "ja bym tego nigdy nie zrobił".
Skoro jednak nikt by tego nie zrobił...
...to skąd te wszystkie ofiary?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz