Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 5 czerwca 2019

Tężnia solankowa

Niedawno w naszym mieście postawiona została tężnia solankowa.



Dla nieświadomych jest to taka duża konstrukcja z drewna i gałęzi która obecnie służy jako olbrzymi inhalator, dookoła którego ustawione są ławki.
Pomimo tablicy z zasadami mówiącymi o przebywaniu w pobliżu tężni maksymalnie pół godziny dziennie ze względów zdrowotnych, zawsze znajdą się ludzie którzy nie posiedli umiejętności czytania ze zrozumieniem i w myśl "im więcej, tym lepiej" przebywają na ławkach całymi dniami. Od siódmej rano do siódmej wieczorem można spotkać ich z nosem przy samej ściance, wciągających aerozol z soli jak dobrą kokainę. Tacy ludzie uważają dobro publiczne za własne, a miejsce na ławce za prywatne, przyznane dożywotnio przez zasiedzenie.
Tężnia jest oblegana jak każda nowa atrakcja i z czasem ludzie się do niej po prostu przyzwyczają. Stoi ona jednak w centrum "pająka" którego odnogi prowadzą zarówno do sklepów, jak i parku, siłowni, oraz psiej górki. Chcąc, nie chcąc, żeby dostać się do tych miejsc trzeba przejść obok tężni, albo zasuwać zarośniętym trawnikiem.

Jako, że kleszcze tylko czekają na taką okazję w trawach po pas, decyduję się przejść chodnikiem w drodze do psiego pola. Tuż obok człapie Morświn na smyczy. 
Wokół tężni tłumy. Wszystkie ławki zajęte. Ludzie którzy się nie załapali stoją obok. Wszystko oblężone jest po obu stronach konstrukcji.
Na drewnianym ruszcie siedzą dzieci i usiłują wepchnąć coś w szpary podłogi którymi przepływa woda. Najwidoczniej rodzice w nosie mają wielki znak "Nie dotykać elementów urządzenia".
- Ej, wyjdź z tym psem - słyszę głos z tłumu. Rozglądam się dookoła szukając innych psów, ale zdanie wypowiedziane było chyba do mnie.
- Słucham? - pytam żeby zidentyfikować źródło głosu.
- No gdzie z tym psem leziesz? - odpowiada mężczyzna topless. Skóra pokryta dziarami w stylu "Tylko Bóg może mnie oceniać" i "Bóg, Honor, Ojczyzna", oraz pet w ręce uświadamiają mi, że nie powinnam wdawać się w polemikę.
Ktokolwiek pali papierosy pod samą tężnią przeczy zasadom logiki i zdrowego rozsądku.
- To chyba nie jest pana sprawa gdzie "z psem lezę" - odpowiadam i kontynuuję marsz. Mężczyzna nie daje mi jednak odejść. Ciumkając peta podchodzi bliżej (chyba myśli, że robi na mnie wrażenie jego kurczęca sylwetka) i rzuca:
- Moja sprawa właśnie. Regulamin czytała? Z psami nie wolno.
- Czytała - odpowiadam - Z psami nie wolno przebywać na terenie tężni. Terenie który obejmuje konstrukcję, ławki i określoną średnicę pająka. Chodnik którym się poruszam już się do tego terenu nie wlicza. 
- Ale tu się moje dzieci bawią!
- Właśnie widzę. W regulaminie zdaje się jest zapis o nie wrzucaniu niczego do odpływów tężni, jak również o zakazie dotykania elementów konstrukcji. Ten papieros zdaje się też jest wbrew zasadom, nie wspominając o tym, że przeszkadza pan osobom dookoła, włączając w to pana dzieci. Tu się ludzie przychodzą inhalować solanką, a nie Viceroyami.
Gość rzuca peta na ziemię, gasi go butem i podchodzi bliżej, stanowczo zaburzając już moją osobistą przestrzeń. Wygląda jakby chciał mi przyłożyć.
- Jednocześnie przypominam, że tuż za nami znajduje się monitoring i kamera na której dokładnie będzie widać zarówno pana twarz, jak i twarze pana pacholąt. Może pan pomachać do straży miejskiej - mówię zanim człowiek zdąży zrobić kolejny krok.



Mężczyzna mierzy mnie spojrzeniem, spogląda w oko miejskiej kamery i wraca do mnie.
- Wypier*alaj z tym psem, ale w podskokach.
- Zaraz jak tylko podniesie pan to co pan upuścił i zabierze dzieci z dala od tężni. Ławki są wystarczająco blisko urządzenia.
Nie wiem dlaczego to powiedziałam. Czuję jednak jak słowa same opuszczają moje gardło i nie mam nad nimi pełnej kontroli. Nie powinnam w ogóle dyskutować z tym człowiekiem. Powinnam odejść i dać spokój. Jednak stoję w jednym miejscu i mierzę się z mężczyzną spojrzeniem, trzymając psa lekko za sobą na wszelki wypadek.
- Pani ma trochę racji - odzywa się staruszek z laską, zajmujący jedno z ławeczkowych miejsc - Przy dzieciach pan w ogóle nie powinien palić. To niezdrowe jest.
Gość jest zmieszany. Teraz nie wie już na kogo patrzeć. Rzuca do staruszka:

- Zajmij się pan swoimi sprawami - po czym wraca do dzieci, oglądając się na mnie z miną godną teatralnego aktora.
Gdyby tylko spojrzenie mogło zabijać.

Nie ruszam się z miejsca. W jakiś sposób strasznie przeszkadza mi ten pet na ziemi i dzieci bawiące się w wodzie. Wcześniej nawet nie zwróciłabym na to uwagi, ale teraz mnie to drażni.
- Czego tam jeszcze stoisz? - woła mistrz gołej klaty, więc odpowiadam z uśmiechem.
- Czekam aż pan to podniesie i zabierze dzieci z rusztu.

- To się ku*wa nie doczekasz. Wypier*alaj.
- Ej, ale jak się pan odzywa do kobiety? - kontynuuje staruszek. Nie znam go, ale czuję, że jesteśmy w tej samej drużynie. 
- A bo mnie wku*wia.
Czas mija. Dzieci dalej się pluskają, gość szpera po kieszeniach, wyciągając i chowając paczkę papierosów, a ja dalej stoję w tym samym miejscu, patrząc na niego. Wiem, że to co robię może podpadać pod prowokację, ale trafił na mój gorszy dzień. Jestem uparta. Będę tu stać choćby do wieczora.
Mężczyzna ma wielką ochotę zapalić. Widzę to po chodzących nogach, nerwowości i pocieraniu rękami o spodnie. Przebywam w otoczeniu palaczy, widziałam to miliony razy.
- Czego tam stoisz? - słyszę po raz szósty i przypomina mi się fragment odcinka "Miodowych lat" który widziałam wielokrotnie w przeszłości.



Mimowolnie się uśmiecham i prawdopodobnie wyglądam teraz jak socjopata, szczerząc się do wkurzonego mężczyzny. Jego nałóg wygrywa z silną wolą i chęć zapalenia wyciąga z tężni zarówno jego, jak i jego dziatwę.
Peta oczywiście nie podnosi. To by uwłaczało jego godności.
Sama go podnoszę i wrzucam do kubła na śmieci. Gdyby tam został nie dawałby mi spokoju.
Jeśli tylko Bóg może oceniać tego mężczyznę, to mam nadzieję, że spojrzał na niego, pokiwał głową i stwierdził, że w przyszłym wcieleniu będzie właśnie psem. Jeśli natomiast nie planuje reinkarnacji, to może chociaż podsunięcie mu Xenny Extra zamiast cukierków pozwoliłoby temu panu na samotną kontemplację na tronie filozofów i dojście do jakiś życiowych, głębokich wniosków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz