Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

sobota, 15 czerwca 2019

Zakaz dotykania psa

Wracam z uczelni. W jednej ręce fartuch, w drugiej próbki, na plecach miliony monet zakonserwowane w podręcznikach, z których cokolwiek zrozumieć potrafi tylko profesor.
Wychodzę zza zakrętu na ostatnią prostą, walcząc z oślepiającym słońcem i widzę na ławce moją mamę. Tuż przy niej śpi moje futrzane 30 kg miłości. Morfina najwidoczniej zmęczona upałem ucięła sobie drzemkę na matczynej stopie i znając tego psa, niemiłosiernie ją już ośliniła. 
Nie trzeba będzie wieczorem myć. 
Nie mogę powstrzymać rosnącego rogala na mojej twarzy. Prawdopodobnie każdy właściciel reaguje tak na widok swojego futrzaka, śpiącego snem niewinnych.
Rodzicielka rozmawia o czymś z kobietą siedzącą obok. Nic mi nie mówi ta twarz i raczej nigdy jej wcześniej nie widziałam. Przekładam wszystko do jednej ręki, żeby drugą móc poświęcić na mizianie mojej kokosanki. Zbliżam się do ławki, rzucam szybkie "dzień dobry", nie chcąc przeszkadzać w rozmowie i schylam się do ptysia. Morświn otwiera oczy i sennie się przeciąga. Nie ma pojęcia w jakim się teraz znajduje wymiarze, ale skoro głaszczą - znaczy, że jest w tym właściwym.
- No co za bezczelność - mówi głośniej obca mi kobieta i przez chwilę myślę, że to część dialogu, jaki prowadzi z moją mamą. Nie podsłuchiwałam, więc nie wiem o czym jest rozmowa. Jestem zajęta smyraniem psa.
Po chwili ciszy orientuję się, że coś jest nie tak i podnoszę wzrok.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, leżałabym trupem na tym chodniku.
- Do pani mówię, tak - rzecze kobieta. Rozglądam się niepewnie. Nie ma innej możliwości, patrzy na mnie.
- Słucham? - pytam zdezorientowana, bo pojęcia nie mam o co chodzi.
- Co? Nie wie, że się trzeba spytać najpierw czy psa można dotknąć? A jakby agresywny był? Odszkodowanie chce wyłudzić za pogryzienie? A może paluszki się znudziły? Poza tym pies śpi i może się wystraszyć jak mu tak nagle obcy podejdzie.
Jestem w lekkim szoku. Albo nie rozumiem żartu, albo kobieta mówi poważnie.
Wygląda jakby mówiła poważnie, a jej fryz na "żądam rozmowy z menadżerem" dodaje jej chyba pewności siebie, więc kontynuuje tym razem mówiąc do mojej mamy:
- Te ludzie to teraz myślą, że pies to jakieś publiczne dobro. Wszędzie te łapy pchają bez pytania.
- Ale, bo to jest... - zaczyna moja mama. 
Kobieta nie daje jej jednak dokończyć.
- Pani jej nie broni! Dorosła jest, tak ciężko spytać czy wolno? Jak mnie denerwują tacy podbiegacze. Pani nie? To pani pies.
- Tak właściwie to mojej córki...
- Ale mieszka z panią, więc jest pani. Nie denerwuje to pani?
- Tak właściwie to nie.
- To pani ma cierpliwość, naprawdę. Mnie to tak wkurza...
- To może ja już pójdę - wtrącam, w otępieniu odbierając mamie smycz.
- Masz klucze? - pyta rodzicielka, nie zamierzając mnie bronić przed atakującą.
Zapamiętam to sobie.
- Tak, mam - mówię i wchodzę z ptysiem na schody.
Grzebiąc w plecaku, wsłuchuję się w niezręczną ciszę i spoglądam dyskretnie za siebie.
- To... ale, co? Czemu pani jej psa dała? - pyta kobieta na której czole tworzy się zmarszczka tak wielka, że szparagi można sadzić.
- To moja córka właśnie.
Co dzieje się dalej nie słyszę, ponieważ znajduję klucze, otwieram drzwi i wchodzę do domu.
Mama wraca kilka minut później. Ponoć nowa sąsiadka z którą rozmawiała coś sobie nagle przypomniała i musiała już iść.
Pewnie zostawiła żelazko na gazie. 
No nic, miło było poznać troskliwą panią, która walczy o przestrzeń osobistą okolicznych psów.
Szanuję taki styl bycia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz