Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 3 czerwca 2019

Jak pisklę kawki zdominowało mi psa

Morfina jest psem który w miejscach dozwolonych chodzi bez smyczy. Jeśli teren jest oddalony od ulicy, nie ma na nim zbyt wielu ludzi i innych zwierząt, Świniak hasa sobie na waleta w samej obroży. Pozwalam jej na to, ponieważ pomijając zaćmienia komórek mózgowych spowodowane przegrzaniem, czy panem rozdającym ciasteczka, włosiane wie co znaczy "stój", "zostaw", czy "do mnie". Latem przekaz jest dużo wolniejszy niż zimą. Powodem są wysokie temperatury, które wydłużają drogę z odbiornika (ucha) do analizatora (mózgu) i powodują opóźnioną reakcję hamowania napędu na cztery. Kiedy temperatura wzrasta powyżej dwudziestu stopni Morfina włącza tryb oszczędzania energii i z przymrużonymi oczami człapie przed siebie dopóki nie przyciągnie jej jakiś zapach, albo nie usłyszy komunikatu o podjęciu manewru skręcania.
Nie jest zainteresowana zabawą, krzyczącymi dziećmi, ani deszczem meteorytów. Jedyne co ją obchodzi to ławeczka i kępki trawy które można namiętnie przeżuwać w drodze do ławeczki.

Słoneczko - wróg kokosowej princessy numer jeden, jest nieubłagane i już od siódmej rano przypieka swym brakiem miłosierdzia stworzenia futrzane. Morfi w trybie zombie maszeruje łapa za łapą, upewniając się raz na jakiś czas czy na pewno podążam tuż za nią. Smycz nie jest potrzebna. Ludzie nie wypełzli jeszcze ze swoich nor, psów dookoła brak, a topiąca się pianka nie wygląda jakby miała chęć się oddalić bez pozwolenia.
Ciszę przerywa rozdzierający krzyk. Zatrzymuję się i rozglądam dookoła. Skrzek ewidentnie dobiega z góry. Podczas kiedy ja inwigiluję okoliczne dachy, mój puchaty towarzysz drepcze dalej, nie przejmując się odgłosami z piekieł. Po chwili krzyk powtarza się i narasta do kilku głosów. To kawki. Krążą nisko nad moją głową i lawirują miedzy latarniami. Kiedy dostrzegają wąchającą coś przy drzewie Morfinę teleportują się tuż przy niej, drąc się wniebogłosy. Morświn dostrzegając nieprzychylne zachowanie ptaków odchodzi od drzewa, chcąc uniknąć konfliktów. Skoro to drzewo należy do ptaszków, to ona nie będzie go wąchać. Nie ma problemu.
Czarne ptaki nie przestają jednak krzyczeć i przeskakując na coraz niższe gałęzie zdzierają gardła chcąc odstraszyć bestię której obiektem zainteresowania stała się zauważona ławeczka. Wacie cukrowej nie dane jednak dotrzeć do oazy. Drogę zastępuje podlotek i machając nieukształtowanymi w pełni skrzydełkami podskakuje bliżej psa. Świniak patrzy na małe i rozwrzeszczane i nauczony ustępować wszystkiemu co się rusza zawraca żeby obejść ptaszka. Pisklak nie odpuszcza i chcąc pokazać, że odwagę większą ma od kuperka stroszy te piórka które już mu zdążyły wyrosnąć i z postawą maczo podchodzi do psich nóg. Dwa szybkie dziobnięcia uświadamiają Morfinie, że kawka chce rozlewu krwi i igrzysk. Beżowy pacyfista wykonuje kilka machnięć ogonem i rozpłaszcza się na chodniku, chcąc najwidoczniej poinformować ptaszka, że może sobie zabrać zwycięstwo walkowerem. Czarne i gniewne nie odpuszcza i nokautując mi psa spojrzeniem kobry zaczyna go okładać małym dziobkiem przy aprobacie kraczących kolegów siedzących na drzewie.
Podchodzę do czegoś, co kiedyś ewolucyjnie było potomkiem wilka i staram się odgonić ptasie dziecię, które się znęca nad leżącym.
Ptak na początku próbuje podskakiwać, ale widząc przewagę w wielkości ucieka na bezpieczną odległość, śpiewając pieśń swoich ludzi. Kryzys zażegnany, Morświn wraca do poprzedniej pozycji i maszeruje do ławki, prosząc mnie spojrzeniem o mały postój.
Ptaszek idzie za nami i chociaż pozostaje w bezpiecznej odległości mamy świadomość kto tu jest królem dzielnicy i trawnikowym stróżem prawa.
Takiej potęgi pióra nie okryją.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz