Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 26 czerwca 2019

Wycieczka do weterynarza

Wstaję rano, szykuję transporter i Morfinią książeczkę zdrowia. Czeka nas wizyta u weterynarza. Mama świnka na kontrolę guzów, małe prosiaczki na zwykły przegląd techniczny.

Morfina wie co oznaczają takie przygotowania. Ta książeczka może wróżyć tylko jedno - ciastki. Będą ciastki z fartucha wysokiego pana. Eksplozja radości zalewa mój pokój. Gryzonie obserwują mnie za to z niepokojem. To nie wygląda jak wybieg, to wcale nie wygląda jak wybieg. 

Pakuję zwierzyniec, osłaniam transporter chłodnym ręcznikiem, bo żar z nieba leje się już o siódmej rano i wybieram komunikację miejską, co by mi się futra nie przegrzały w trakcie drogi przez pół miasta. Morfinie nie podoba się opcja pojazdu, ale w grę wchodzą ciastki. Świniak walczy więc z chorobą lokomocyjną i brakiem stabilności w łapach, podczas gdy drobiazgi usiłują wciągnąć ręcznik do środka przez otwory transportera.
Jest dość tłoczno. Ludzie jadą do pracy. Jakieś dziecko zagląda mi przez ramię.
- Mamo, a co tam pani ma? - pyta kobiety, balansując nad krzesełkiem.
- Usiądź, bo spadniesz - upomina ją zmęczona życiem rodzicielka.
- Ale co tam jest? Co? 
- Spytaj pani, może Ci powie.
- Proszę pani, a co tam jest?
- Szczurki - odpowiadam.
- Szczurki mamo, tam są szczurki!
- Usiądź już, bo na nie wpadniesz. Przez takie osoby właśnie mamy plagę we Wrocławiu - rzuca kobieta.
- Niech mi pani wierzy, gdyby to takie szczury były odpowiedzialne za plagę, nie byłoby problemu - odpowiadam, zastanawiając się kiedy ludzie zaczną dostrzegać różnicę między zwierzętami hodowlanymi, a dzikimi. W końcu nikt na widok Mopsa nie krzyczy "wilk!".
- Jest ich coraz więcej, zaczynają się rzucać na ludzi - rozkręca się matka dziewczynki.
- Plaga się rozszerza, bo ludzie to okropne fleje i nie dość, że kupują więcej jedzenia niż są w stanie zjeść, to jeszcze nie wszystkie odpady trafiają na śmietnik. Jak ktoś nie potrafi wyrzucić jedzenia do kosza, tylko rzuca nim z balkonu, albo zostawia "dla ptaszków", to potem jest jedna wielka uczta szczura. To wina człowieka, który trawnik myli z wysypiskiem.
Kobieta milknie, jednak po chwili mówi tak żebym słyszała.
- Ładniejsze są chomiczki i króliczki, nie córcia?
- Są gusta i guściki - odpowiadam i wstaję, bo zbliża się mój przystanek.
Wychodzimy z tej nagrzanej puszki, poję moje futra i zmierzam w kierunku gabinetu. Morświn zna drogę i nie omieszka mi przypominać gdzie należy skręcić, a gdzie przejść przez pasy.

Wchodzimy do środka. O dziwo nie ma ludzi i lekarz zaprasza nas do gabinetu.
- W czym mogę pomóc?
- To duże na kontrolę tłuszczaków. Te mniejsze na przegląd.
- Wszyscy po kolei na wagę. Duże na dużą, małe na małą.
Wyniki są następujące:
Morfina: 30 kg
Karmel: 440 g
Popcorn: 488 g
Masło: 520 g
- Pies na dietę. Tak z dwa kilo musiałaby zrzucić - odpowiada lekarz, wklepując wyniki do komputera.
- Panie doktorze, ona jest na diecie. Tak od kilku lat.
- No to trzeba ograniczyć ciastka.
Morfina podnosi głowę i maszeruje do pana w białym fartuchu, podając mu łapę. Wie co znaczy to słowo. To słowo znaczy, że będzie zaraz rozdawane smaczne dobro.
- Ups - mówi lekarz, przemycając pod stołem psiego krakersa prosto po Świnkowego pyska - Tak jak mówiłem. Na dietę. Ten tłusty też - dodaje doktor wskazując na Masło, które przysypia właśnie na wadze. Musi być mu nad wyraz wygodnie.
- Tu może być większy problem. On żyje żeby jeść.
- Jak często je?
- Cały czas.
- Zwiększyć mu ruch w takim razie.
- Jakiś pomysł? Mam go szturchać dopóki się nie przesunie?
- Coś trzeba wymyślić. Można mu zrobić tor przeszkód z nagrodami. Może go to zachęci.
- Wątpię...
- A temu coś jest? - pyta lekarz, aplikując Morfinie drugie ciastko i wskazując na Popcorna, jeżącego się na słuchawki zostawione na kozetce.
- Nie. Temu się tylko wydaje, że jest bossem Włoskiej Mafii.
- Tłucze resztę?
- Nie do krwi.
- To może być. Ten ma wagę w miarę, ile one mają?
- Niecałe 5 miesięcy.
- To będą duże szczury.
- Zdaję sobie sprawę.
- A ten je mniej? 
Morświn pochłania już trzecie ciastko, po jednym na każdego szczura.
- No ten zawsze był chudszy od reszty - odpowiadam, przyglądając się jak Karmel stoi na krawędzi kozetki i węszy za braćmi - Jest bardziej aktywny.
- Tego można trochę podtuczyć. Tak żeby dobił przynajmniej do 460 g.
- Rozumiem.
- Czyli tak, Golden do wagi 28 kg. Boss Mafii jest ok. Jak mu wzrośnie chęć mordu braci przez hormony i zacząłby się rzucać do krwi, to jaj cięcie może być konieczne.
- Tak, wiem. Póki co we wszystkich stadach mi się obyło.
- Prosiaczek kimający na wadze na dietę. Chudzielca można trochę porozpieszczać dobrociami. One nie mają nawet pół roku, a już ważą prawie po pół kilo. Ten pączek, to nawet więcej. Będą jak małe koty.
- Więcej do kochania - odpowiadam. 

Lekarz po chwili przechodzi do macania Świnki, co spotyka się z jej aprobatą. Jak dla niej szukanie tych guzów mogłoby odbywać się cały czas.
- Dopóki jakoś bardzo nie będą rosły, nie będziemy usuwać - mówi weterynarz - Jest duże ryzyko, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej ostatni numer na stole operacyjnym.
Przychodzi kolej na oględziny drobiazgów. Pierwszy w kolejce jest przelewający się przez dłonie lekarza, zaspany Masło.
Płynny tłuszczyk ma w nosie kto go maca i ogląda, ważne żeby odłożył go potem do wygodnego łóżka.
Popcorn ma większe opory. Nie podoba mu się dłoń w rękawiczce i usiłuje zdjąć ją z lekarza. Ta sztuka mu się jednak nie udaje. Tak samo jak nie udaje mu się ucieczka na drugi koniec stołu.
Mina dezaprobaty i przymrużone oczy mówią "puść mnie, albo ranę po moich zębach będziesz jeszcze wnukom pokazywał".
Karmel również chce ratować dłoń doktora z objęć tego lateksowego potwora. Po chwili zmienia jednak plan i postanawia wspiąć się na ramię lekarza w poszukiwaniu ciasteczek. Kiedy zostaje unieruchomiony na stole, zaczyna lizać rękawiczkę. To nie to co ręka, ale też może być przyjacielem. Każdy może nim być.
Po oględzinach zbieram futra i odciągam to największe od kieszeni lekarza.

Wracamy do domu w ten sam sposób, tym razem miejsce obok zajmuje jednak dziewczyna która z zainteresowaniem dopytuje o zwierzęta w transporterze. Okazuje się, że też miała szczurki swego czasu i również jest wielbicielką glizdowych ogonów.
Miło ze swoim porozmawiać.
Wysiadam na przystanku, dochodzę do domu i wypuszczam zwierzyniec na swoje pozycje.
Teraz jak im przekazać te wieści?
Dwóch obywateli których imiona zaczynają się na "M" nie będzie zachwyconych diagnozą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz