Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

sobota, 11 maja 2019

Zamiana

Mam znajomą, która mimo urodzenia pięć lat temu dziecka pozostała matką przez "t", nie przez "d". Dziewczyna nie wpada w histerię kiedy jej bąbelek się ubrudzi, zedrze kolana, czy naje się piasku. Dziecko ma kontakt ze zwierzętami, jest szczepione i ma wprowadzone jasne zasady.
Słowem bardzo dobry przykład rodzicielstwa, które poszło w dobrą stronę.
Podczas kiedy Małgosia - wyżej wspomniana dziewczynka usiłowała dogonić Morfinę biegnącą z badylem wielkości kłody, my siedziałyśmy na ławce i rozmawiałyśmy o pierdołach. Zeszło na rodzicielskie obowiązki.
- Jak ja Ci zazdroszczę - rzekła młoda mama - Tak mieć tylko zwierzaki, jaki to musi być luz.
- Wiesz, przy nich też jest trochę roboty. Nie tyle co przy dzieciach, ale jednak - odparłam.
- Ale co Ty w ogóle porównujesz. Z psem na spacer, szczury na wybieg i fajrant. Tyle wolnego czasu.
- Już nie przesadzaj. Mogłaś narzekać na początku, kiedy trzeba było karmić co kilka godzin, przewijać co kilka minut i zapomnieć o śnie. Teraz ona ma pięć lat, już gada, chodzi, potrafi wyrazić co chce. Dzieci Ci z czasem powiedzą czy coś je boli, czy są głodne, albo czego potrzebują. Zwierzęta zostają mniej więcej na tym samym poziomie do końca życia. Musisz się wiele domyślać.
- I tak uważam, że przy niej jednej mam więcej roboty niż Ty przy czterech.
- Możemy to sprawdzić.
- Co?
- Twój jest na wyjeździe nie?
- No jest.
- Moja mama z siostrą pojechały do Warszawy na trzy dni, obie mamy wolne mieszkanie.
- I?
- Zamienimy się na jeden dzień i noc. Ty przyjdziesz do mnie zajmować się zwierzętami, ja pójdę do Ciebie zajmować się małą. Piątek mam wolny. To jak?
- Sama nie wiem...
- Zostawimy sobie instrukcje, w razie czego mamy przecież telefon, zawsze możemy zrezygnować jakby coś się działo.
- Dobra. Jak ktoś się podda, to stawia pizzę.
- Stoi.
W ten sposób każda z nas wróciła do domu żeby przygotować listę obowiązków dla konkurentki. Czułam się dość pewnie. Miałam doświadczenie w opiece nad dziećmi odkąd urodziła się moja siostra. Jako ośmiolatka nauczyłam się kąpać, przewijać i karmić niemowlę, więc pięciolatka nie była dla mnie żadnym wyzwaniem. Wiedziałam, że zwierzaki (przynajmniej moje) nie są wymagające, więc nie spodziewałam się żadnych komplikacji również na tym froncie, ale chciałam udowodnić znajomej, że to nie jest do końca taka buła z masłem.
Nadszedł piątek, listy zadań zostały przyklejone na lodówkę (moja o dziwo była dużo dłuższa) i po wymianie kluczy przystąpiliśmy do działania.
Zadanie nr 1 - wysłać małą do przedszkola. Trzeba ją ubrać, uczesać, nakarmić, spakować plecak. Łatwizna. Pobudka, kakałko, kanapki, przypomnienie żeby nie biła chłopców w szczepionkę, kiecka na tyłek, dziecko pod pachę i dziesięciominutowy spacer. Zrobione. Odbiór o 12:30. W tym czasie mogłam posprzątać, zrobić obiad i jeszcze zdążyć się kimnąć.
W tym samym czasie kumpela zaliczała właśnie turnee z Morfiną po tych pagórkach leśnych i łąkach zielonych. Biorąc pod uwagę pogodę i wszechobecne ciemne chmury miałam nadzieję, że wzięła kalosze. Godzinny spacer zdrowotny powinien dobrze jej zrobić. Po powrocie musiała psa wytrzeć, nakarmić, podać tabletki na stawy, tran, nalać świeżej wody i dziesięciominutowa przerwa na kawusię. Następne w kolejce był szczury. Trzeba im było umyć klatkę, posprzątać kuwetę, nalać świeżej wody, nasypać karmy, dać owocki. Słowem prościzna dla wyrobionej w boju matki.
Podczas kiedy ja pościerałam kurze, odkurzyłam mieszkanie, pozmywałam naczynia i właściwie kończyłam robić obiad w moim mieszkaniu wygrywał chaos. Mogłam to wnioskować po licznych telefonach o treści:
- Gdzie są mówiłaś te tabletki?
Albo:
- Co mam zrobić ze szczurami jak im czyszczę klatkę?
- Zamknij je w transporterze jak się boisz, że Ci zwieją.
- A nie dziabną mnie? Ja lubię szczury, ale jak mnie kiedyś jeden udziabał to mi rozdwoił palec na pół.
- Nie dziabną. Mogą Cię tylko iskać.
- Pies im nic nie zrobi?
- Nie żartuj.
- Ok, a z Małgosią ok?
- Tak wszystko cacy. Trzymam się instrukcji.
- Słuchaj, a co Morfina chce? Tak na mnie intensywnie patrzy i wszędzie za mną chodzi.
- Przyzwyczaj się, ten pies nie wie co to przestrzeń osobista.
- Aha. No dobra.
Rozłączyłam się, skończyłam robić obiad, strzeliłam galaretkę na deser i rozsiadłam się na kanapie. Została mi jeszcze godzina.
O 12:30 odebrałam dziewczynkę (panie przedszkolanki były poinformowane) i wróciłyśmy do domu by tam zjeść obiad, obejrzeć kreskówki, pobawić się w chowanego i poćwiczyć wymowę zgodnie z zaleceniami logopedy. Ćwiczenia przed lustrem były ciekawe i przy drobnej motywacji dziewczynka wykonała wszystko. Potem Małgosia wcięła deser i do kolacji bawiłyśmy się w dom, kolorowałyśmy obrazki i obgadywałyśmy tę nieznośną Zosię, która zawsze zabierała zestaw małego kucharza i nie chciała się dzielić.
Sądząc po godzinie, Morfina powinna być już po trzecim spacerze i drugim posiłku. Przed zwierzęcą opiekunką stało jednak najtrudniejsze wyzwanie. Nocny wydłużony spacer z watą cukrową o 23 i szczurzy wybieg o 1 w nocy, ale ze względu na brak przyzwyczajenia pozwoliłam znajomej przesunąć wybieg na północ.
Młoda zjadła kolację, obejrzała bajki i lekko marudząc podreptała do łazienki, gdzie walcząc z szamponem pozwoliła sobie umyć włosy kiedy obiecałam, że na pewno nie wleci do oczu i nie będzie szczypało. Dziecię zostało dokładnie wytarte i z umytymi ząbkami i misiem w dłoni ruszyło do łóżka gdzie po trzech bajkach usnęło snem niewinnych.
21:30, a ja nie miałam nic do roboty. Zadzwoniłam więc na drugi front, gdzie trwała właśnie batalia o patyk.
- Co tam? Twoja córka już śpi.
- Mam nadzieję, że nie dawałaś jej jajek, na lodówce było napisane.
- Wiem, przeczytałam, żadnych jajek. Jak Ci idzie?
- Świetnie! Jestem przemoczona, brudna i trochę zmęczona. Słuchaj te Twoje puchate dzwoniło dzwonkiem i mówiłaś, że to oznacza spacer. Wyszłam z nią, załatwiła się, ale teraz nie chce wracać do domu. Usiadła z badylem w pysku i nie mogę jej zaciągnąć. Zaparła się cholera.
- Masz ciastka w kieszeni?
- Nie.
- Błąd numer jeden. To jest jej godzina na ostatnią zabawę przed spaniem. Porzucaj jej trochę, albo weź rower i niech się trochę przebiegnie. Możecie też iść do skateparku i pochodzić po rampie. Będzie lepiej spać.
- Długo tak?
- Z półtorej godziny, może dwie? Tylko rób przerwy jak zobaczysz, że jest zmęczona i niech truchta, a nie galopuje.
- A te Twoje szczury to gdzie mam puścić i jak długo.
- Na łóżku rozkładasz maty i tam je wypuszczasz, porozkładaj im zabawki i weź wędkę dla kota. Jak będą się rozkładać na naleśniki to znaczy że możesz skończyć wybieg bo są zmęczone. Koło dwóch godzin gdzieś. Potem sprawdzasz czy wszyscy mają wodę i żarcie, i możesz iść spać.
Po drugiej stronie słuchawki słyszałam tylko wokalne nagabywanie Morfiny, która niecierpliwiła się w oczekiwaniu na rzucanie patyczka.
- Wiesz co, postawię Ci tę pizzę, ale mogę już wrócić do domu?
- Wycofujesz się?
- To nie jest tak, że nie dałabym rady. Po prostu rozpieściłaś te futrzaki i tyle.
- Jak chcesz. Odstaw psa i wróć do domu w takim razie. Lubię na grubym spodzie i z kurczakiem.
- Jasne...
Został mi jeszcze psi spacer i wybieg gryzoni, ale nie miałam nikomu za złe. 
Wszystko w imię płaskiego dobra w kształcie okręgu z dodatkami!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz