Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 26 maja 2019

Dzień Matki i chłopczyk z kwiatkami

W związku z Dniem Matki mam dla Was pewną historię.
Było to kilka lat temu, a Dzień Matki wypadał w piątek. Pamiętam, że miałam wykłady do późna, więc rano kiedy wszyscy jeszcze spali zostawiłam kwiaty z bombonierką na stole i wyszłam na zajęcia. Po długim i ciężkim dniu wracając z uczelni wstąpiłam po wodę do okolicznego marketu, wzięłam butelkę i stanęłam do olbrzymiej kolejki. Przede mną stał mały chłopiec z dwoma bukiecikami które pod koniec dnia zawsze były przeceniane. Mógł mieć osiem, może dziewięć lat i trzymając kwiaty w jednej dłoni, drugą grzebał w portmonetce. Kiedy kolejka ruchem ślimaka doszła do chłopca ledwo sięgającego brodą do lady, wręczył on zmęczonej życiem kasjerce kwiatki i wysypał drobne do wgłębienia na monety. Były tam same dziesięcio i pięciogroszówki, a za dwa bukieciki miał zapłacić coś koło szesnastu złotych. Górka złota nie przypadła do gustu pracownicy która warcząc i sapiąc zadzwoniła dzwonkiem w celu zawołania koleżanki i otwarcia drugiej kasy (co powinna zrobić już z pół godziny temu) i zabrała się do układania pieniędzy w stosiki po złotówce. Kilka razy się pomyliła i marudząc pod nosem, że z "takimi drobnymi to go powinna wyrzucić" przerzucała monety po blacie. Sama byłam zmęczona i nieco zirytowana faktem takiej drobnicy, ale z drugiej strony kto nigdy nie przyszedł zapłacić górą grosza niech pierwszy rzuci kamieniem. Chłopiec przyszedł po kwiatki, nie po czipsy i colę, więc z pewnością nie robił tego dla siebie. 
Kobieta w końcu odłożyła ostatnią monetę na stosik i najbardziej udręczonym głosem jaki w życiu słyszałam rzuciła do chłopca:
- Nie starczy Ci, brakuje złoty czterdzieści.
- Niemożliwe - odparł z uśmiechem chłopczyk - Liczyłem dokładnie w domu i mam odliczone. 
- Przecież umiem liczyć, nie masz złoty czterdzieści.
- Te kwiatki są o 70 groszy tańsze niż rano, prawda?
- Tak, ale tu tyle nie ma. Dopłacasz, czy wychodzisz?
- Ale... Tu na pewno tyle jest, sprawdzałem. To są wszystkie pieniążki jakie mam, specjalnie czekałem do wieczora bo wiem, że zawsze wieczorem te bukieciki są tańsze.
- Słuchaj mały, jest kolejka. Możesz wziąć jeden, na jeden Ci wystarczy.
- Ale ja mam dwie mamy. Nie mogę dać kwiatków tylko jednej.
- To daj tej, którą bardziej lubisz, mało mnie to obchodzi, blokujesz kolejkę, idź zniknij i następnym razem bez pieniędzy się do sklepu nie przychodzi.
Pamiętam, że mnie wtedy trafiło. Jestem pacyfistą i człowiekiem pokoju, ale słowa kasjerki wywołały u mnie napad czystej, nieskażonej opanowaniem wściekłości którą miałam ochotę wyładować wyszarpując ją z tego krzesła za fraki i stawiając obok.
Dzieciak miał łzy w oczach i nie miał pojęcia co robić. Sekundy dzieliły go od zalania się łzami. Kasjerka nie znała jego sytuacji, nie wiedziała czy ma dwie mamy, bo jego rodzicie się rozwiedli i ojciec znalazł nową partnerkę z którą chłopiec był emocjonalnie związany, czy po prostu jego mama była w związku z kobietą. Nikt tego nie wiedział. Nie podlegało to jednak ocenie, a już na pewno nie było zezwoleniem na chamstwo zupełnie obcej kobiety zmęczonej życiem, co jeszcze byłam w stanie w pewnym stopniu zrozumieć.
Kasjerka przekroczyła jednak cienką, czerwoną linię mojego opanowania i zatrzymując rękę chłopca zbierającego swoje drobne do portmonetki rzuciłam jej w twarz co myślę o takim traktowaniu dziecka które przyszło tutaj żeby zrobić przyjemność swoim mamom, które de facto mają dzisiaj święto. Ani trochę nie obniżając głosu odparłam, że chcę rozmawiać z jej przełożonym, ale najpierw ma zamknąć kasę i jeszcze raz przy mnie przeliczyć pieniądze. 
Słyszeli mnie wszyscy ludzie w sklepie, ale nie dbałam o to. Nie wiem kiedy ostatni raz byłam tak wkurzona. Nie wiedziałam czy chłopczyk pomylił się przy liczeniu, czy błąd popełniła kasjerka, ale mieszanie dzieciaka z błotem za złoty czterdzieści było ponad mnie. Byłam gotowa dołożyć brakujące pieniądze, albo nawet wyłożyć całość.
Po usłyszeniu hasła "przełożony" kobieta nagle stała się milutka i potulna jakby wpadła do beczki z miodem. Nie chciałam robić jej problemów i upierać się przy widzeniu z jej szefem. Rzuciłam to tylko na wypadek gdyby nie miała zamiaru poprawić swojego stanowiska w sprawie kwiatków.
Po przeliczeniu okazało się, że pieniążki faktycznie się zgadzały. Nie brakowało ani grosika. Zmieszanie na twarzy kasjerki było dla mnie najlepszą nagrodą i kobieta miała chociaż na tyle człowieczeństwa żeby chłopca przeprosić. Młody otarł zaszklone oczy, uśmiechnął się niepewnie i zabrał kwiatki. Kasa została ponownie otwarta, moja woda skasowana, a kasjerka najmilszym tonem jakim była w stanie z siebie wykrzesać spytała czy chciałabym zakupić jednorazówkę. Równie miło odparłam, że dziękuję i życząc miłego dnia opuściłam sklep. Było mi trochę głupio, bo zazwyczaj nie jestem zwolennikiem walki z chamstwem krzykiem i groźbami. To nie ja. Ja wolę omówić problem na spokojnie i wyjaśnić drugiej stronie dlaczego uważam jej zachowanie za niewłaściwe. Tym razem coś we mnie jednak pękło i postanowiło, że tę sprawę załatwić trzeba inaczej.
Nie byłam dumna ze sposobu, ale z wyniku już owszem.
Zdziwiłam się kiedy ujrzałam chłopca czekającego na mnie na zewnątrz. Myślałam, że dawno jest już w drodze do domu. Chciał mi jednak podziękować, bo gdyby nikt go nie poparł wróciłby do domu z pustymi rękami.
- I nie miałbym kwiatków ani dla mamy, ani dla babci - odparł.
- Ale kasjerce powiedziałeś, że to dla dwóch mam - rzekłam.
- Bo babcia jest mamą dla mnie. Jest mamą mamy, ale jest moją mamą taką nie z nazwy. Bo moja mama często zapomina i siedzi na wózku, więc nie może się mną zajmować i zajmuje się mną babcia. Chodzi na zebrania z rodzicami i wszystko robi, więc jest bardziej mamą, bo moja mama nie może. Rozumie pani?
Wydawało mi się, że rozumiem. Mama chłopca najwidoczniej z pewnych przyczyn nie była w stanie się nim zajmować, więc jej rolę przejęła babcia. Chłopak uznał więc, że kwiaty należą się obu.
To było najsłodsze co w życiu słyszałam i czułam jak moje serce spływa jak pianka z kijka włożona do ogniska.
Odpowiedziałam, że nie ma sprawy i chłopak pobiegł w kierunku bloków. Miałam nadzieję, że jego sytuacja jakkolwiek trudna by nie była wkrótce ulegnie poprawie i że nigdy nie zmieni nastawienia niezależnie od tego na ile wrednych kasjerek przyjdzie mu się jeszcze natknąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz