Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 6 maja 2019

Zakaz posiadania zwierząt

Nasza spółdzielnia mieszkaniowa wpadła na pomysł całkowitego zakazu posiadania zwierząt w bloku. Jak można się spodziewać nie przypadło to do gustu mieszkańcom, którzy pupile posiadali. Jakby nie było - byliśmy w większości. Postanowiliśmy dowiedzieć się o co z tym chodzi i uświadomić głównego zarządcę, że takie działanie jest nielegalne, a jego żądanie wzięte z kosmosu.
Mężczyzna zdziwił się naszą wizytą i przedstawił nam "dowody" jakie zostały mu dostarczone razem z petycją o wprowadzeniu zakazu. W skład dowodów wchodziły: zdjęcie brudnego śladu łapki na schodach, odchody na trawniku, nagranie audio szczekającego psa i zaświadczenie od alergologa o posiadaniu uczulenia na sierść zwierzęcą. Okazało się, że petycje napisała pewna starsza pani mieszkająca w ostatniej klatce, razem ze swoimi dobrymi koleżankami z kółka różańcowego. Nie znałam osobiście kobiety, ale słyszałam już o moherowych siłach specjalnych i ich misjach.
Oświadczyliśmy, że przeważająca część mieszkańców zgłasza sprzeciw i w ciągu najbliższego tygodnia zostaną dostarczone odpowiednie dokumenty. Cała sytuacja była absurdalna, ale właśnie tym absurdem postanowiliśmy walczyć. Kto mieczem wojuje od miecza ginie.
Razem z "kontrpetycją" dostarczyliśmy ustawę, mówiącą o nielegalności takiego działania, nagranie płaczących dzieci, zdjęcia porozrzucanych po klatce gum do żucia, puszek, ulotek, butelek, odciśniętych na szybie śladów rączek zanurzonych wcześniej w czekoladzie (mieliśmy nadzieję, że to czekolada), zużytych prezerwatyw znajdujących się w obrębie klatki, pobitego szkła, zaświadczenie od alergologa mówiące o uczuleniu na kurz i roztocza czterech osób (w tym moje), a nawet oświadczenie od pani sprzątającej klatkę, że sprząta głównie odpady ludzkie, nie zwierzęce. Kobieta jest bardzo miła swoją drogą i kiedy przychodzi po podpis, że dobrze wykonała swoja pracę (kolejny administracyjny absurd) zawsze wita się z psem i oferuje mu głaski.
Liczyliśmy, że będą to wystarczające dowody w sprawie kto tu najbardziej brudzi i przeszkadza społeczeństwu. Na odpowiedź nie musieliśmy długo czekać. Po raz kolejny udowodniono nam, że logika nie jest mocną stroną biurokracji, a głowa odcięta hydrze odrasta ponownie. Co prawda petycja została uchylona, ale nie zignorowana całkowicie. Od tej pory mieszkańców miała obowiązywać całkowita cisza nocna od godz. 22 do 7 rano. Dostaliśmy nawet wyszczególnienie co się na tę ciszę składało. Ograniczone poruszanie się po klatce schodowej (bo powoduje to trzaskanie drzwi i przeciągi, co powinno przeszkadzać bardziej komuś mieszkającemu na parterze - jak mnie, a nie babci mieszkającej na trzecim piętrze), całkowity zakaz wyprowadzania zwierząt w tych godzinach (bo powody) i ograniczenie jakichkolwiek sygnałów dźwiękowych które mogłyby wpływać na samopoczucie mieszkańców. Idąc tą logiką zwierzęta starsze, schorowane, lub szczenięta potrzebujące wyjść w celach fizjologicznych na zewnątrz od 22 nie miałyby takiej możliwości. Nie wiem jak widziała to administracja, ale jedyną opcją zostawało chyba tylko wysadzanie na sedes albo przez balkon. 
Ponowna wycieczka do zarządcy, ponowna dyskusja i zostawiony przez nas dokument z podpisami wszystkich, którzy nie zgadzali się na takie traktowanie.
Jeśli ktoś myśli, że to koniec to bardzo się myli.
Zarządca pod naciskiem moher komando ugiął się i zastosował pismo o zakazie trzymania w domu zwierząt egzotycznych, które zostały przez niego wyszczególnione. W sumie pozwalano tylko na koty i psy, co mogło być uznane za sukces w takiej sytuacji. Trzecia z kolei wycieczka właścicieli wszystkich zwierząt (w ramach solidarności) w celu dowiedzenia się w czym przeszkadzają węże, gryzonie, króliki, fretki i wszelkie ptactwo innym mieszkańcom, skoro zwierzęta te opuszczają mieszkanie tylko w drodze do weterynarza, ponadto większość z nich zachowuje całkowitą ciszę. Kiedy usłyszeliśmy argument o przenoszeniu chorób egzotycznych musieliśmy walczyć by nie zabić tego człowieka śmiechem i zaproponowaliśmy jedynie dokształcenie się w temacie zanim podejmie kolejne kroki i wyśle do nas pismo o nakazie zakładania zwierzętom skarpetek w ramach utrzymania ciszy nocnej.
No teraz to już musi być koniec sprawy.
A gdzie tam. Schwarzenegger w berecie ponownie nawiedził zarządcę i grożąc znajomościami (synem prawnikiem i zięciem policjantem) nakazał natychmiastową eksmisję wszystkich zwierząt nie zaszczepionych przeciwko wściekliźnie, oraz utworzenia listy posiadanych stworzeń przez każdego mieszkańca. Problem polega na tym, że prawny obowiązek szczepień przeciwko wściekliźnie dotyczy tylko psów. Dla innych zwierząt jest to działanie dowolne, a w niektórych przypadkach takie szczepionki nawet nie istnieją.
Kolejny dokument, kolejna ustawa.
Mam niejasne wrażenie, że to jeszcze nie koniec i że staruszka tak szybko nie odpuści. Byłabym jednak wdzięczna gdyby jej zażalenia miały jakiekolwiek podstawy prawne, bo możemy się tak bawić jeszcze długie lata.

3 komentarze:

  1. Nie ma "zmiłuj się", bo taki jest główny cel istnienia kółek różańcowych ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko i córko! GR

    OdpowiedzUsuń
  3. Napiszę to, co do znudzenia powtarzam mojej babci.
    Jeśli się chce mieć święty spokój, to się mieszka w domku. Jeśli się natomiat na tej domek nie ma pieniędzy, to się mieszka w bloku i funkcjonuje w społeczeństwie - należy się wtedy wykazać tolerancją.
    Babcią notabene kiedyś zrobiła awanturę sąsiadowi obok że nastawia pralkę notorycznie po północy (byłam, słyszałam pralka z tych nowoczesnych co szumią tylko a nie się tłuką) i włącza prysznic. Jakiś miesiąc później babcia musiała wezwać karetkę, i okazało się że na wezwanie przyjechał sąsiad który jest ratownikiem medycznym. Od tego czasu już się go o nic nie czepia.

    OdpowiedzUsuń