Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 22 maja 2019

Rozmowny pasażer

Stoję na przystanku w oczekiwaniu na autobus. Obładowana plecakiem z notatkami, fartuchem i całym tym uczelnianym sprzętem. W dłoni siatki z gryzakami, ciastkami i żarełkiem dla mojej domowej trzody.
Otacza mnie tłum ludzi, ale czego spodziewać się po godzinach szczytu kiedy wszyscy wracają z pracy, lub dopiero się do niej wybierają. Przystankowa populacja jest bardzo zróżnicowana. Mamy tutaj młode mamy z bąbelkami, starsze mamy wycierające z zapałem brudne, dziecięce rączki nawilżonymi chusteczkami, wojennych kombatantów po Amarenie, zbłądzonych kibiców którzy mentalnie znajdują się jeszcze w innej czasoprzestrzeni, panie kulturystki urządzające spacer farmera, obładowane jak tir na granicy, trochę starszych misiów z napędem na trzy i kilka samotnych wilków z tubami na projekty.
Wszyscy wyglądają jakby ostatni raz z energią życiową widzieli się lata temu. Dobrze jednak wiem, że to tylko pozory. Kiedy pojawi się żółty, przegubowy smok ludzie rzucą się na niego jak jaskiniowcy na mamuta. Nie mam zamiaru brać udziału w tej walce. Wejdę ostatnia.
Po chwili podjeżdża nasz transport i wszyscy zaczynają tłoczyć się przy samym krawężniku. Jak gołębie po rzuceniu ziarna. Drzwi otwierają się i ludzie wciskają się do środka nie pozwalając wysiąść dotychczasowym pasażerom. Ci słabsi niesieni są prądem w stronę przeciwną niż by chcieli, a Ci silniejsi napierają na drzwi jakby jutra miało nie być. Można mieć wrażenie, że ludzie albo widzą autobus po raz pierwszy, albo boją się, że zabraknie im miejsca. Na czele znajdują się matki taranujące ludzkie kolana wózkami z krzyczącymi wniebogłosy bąbelkami. Tuż za nimi techniką łokciową podążają trójnożni, używając laski jak miecza, nieco z tyłu trzymają się płynący okrętem zwanym życiem po morzu pełnym procentów i chmielu, a na tyłach stoją studenci, trzymając tuby nad głowami i ratujący je w ten sposób przed porwaniem przez falę ludzkich ciał.
Wchodzę jako jedna z ostatnich, kiedy walka o krzesełka już się zakończyła i przyczepiam się do kasownika. Zajęta jest cała powierzchnia, najmniejszy centymetr autobusu. Przy każdym zakręcie trzymający się poręczy odstawiają pole dance i lądują z glonojadkiem na szybce. Naiwni. Nie wiedzą, że lepszą stabilność daje podduszanie kasownika zgięciem w łokciu.
- O, a co tam pani ma w tych siateczkach? - słyszę głos z dołu. Spoglądam na krzesełka i widzę starszego pana zaglądającego z zaciekawieniem w moją jednorazówkę która znajduje się akurat na wysokości jego brody.
Mam sąsiada który zachowuje się w identyczny sposób i ciekawość kiedyś sprawi mu wiele problemów. Odkrywam jednak, że to nie on.
Nie znam mężczyzny i zastanawiam się co go obchodzą moje zakupy, ale z drugiej strony to żadna tajemnica. Może człowiek chce o coś konkretnego podpytać. Może szuka dobrej karmy, albo zastanawia się do czego te patyki?
- Różności dla zwierząt - odpowiadam w najbardziej ogólny sposób jaki potrafię.
- Dla króliczków?
- Nie, dla szczurków.
- Moja wnusia ma króliczki. Dwa. I jeszcze takie małe króliczki, tylko one się inaczej nazywają.
- Świnki morskie? - próbuję człowiekowi pomóc bo zapowiada się na dłuższe historie z życia jego wnuczki.
- Nie, to nie to.
- Fretki?
- Nie.
- Szynszyle? Koszatniczki?
- Nie, też nie.
Po wymienieniu połowy istniejących gatunków zwierząt domowych kiedy już miałam przejść do szopa, liska, albo fenka pan wyrzucił z siebie:
- Chomiczek! Ona ma Chomiczki. 
Próbuję znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia w anatomii obu zwierząt żeby móc zrozumieć jakim cudem te gatunki zostały do siebie porównane, ale mózg odmawia współpracy.
- Pani, jak one hałasują w nocy. Mają takie kółko i tak ganiają w tym kółku i śmierdzi to strasznie, ja tam spać nie mogę - kontynuuje staruszek.
- Wie pan to jednak zwierzęta nocne.
- U pani też tak śmierdzą?
- Każde zwierzę ma swój zapach, ale jak mu się regularnie sprząta to nie czuć.
- No te króliki to tak nie, ale te chomiczki to strasznie. Gorzej niż koń pani.
- To może by karmę zmienić?
- Ale koń to głównie siano je i trawę, kiszonkę też ale to w zimie. Się zbiera, skręca w takie bele i się daje jak śnieg leży i sobie koń nie może wydłubać.
- Ale ja miałam chomiki na myśli...
- Kasztanowi tak dawaliśmy i takie lizawki do tego. Tak naprawdę to on był Kary, ale żeśmy go kasztan nazwali.
- Aha... 
Znam takich ludzi. To nieuleczalne gaduły, które nie potrzebują drugiego rozmówcy. Wystarczy potakiwać i rzucać monosylabami żeby byli szczęśliwi spełnieniem potrzeby wygadania się komuś. Nie ma sensu im przerywać.
- No i ten koń kiedyś pani nam wyskoczył przez ogrodzenie jak była burza. Wtedy moja żona za nim pobiegła świętej pamięci, ale druga żona. Ta pierwsza to o pani! To wariatka była. Dzieci żeśmy nie mieli to się mogliśmy rozejść. Z tą drugą to mam. Nawet wnuki, tą wnuczkę, drugiego wnuka co to już duży jest. Wie pani jakie instrumenty muzyczne teraz drogie? Na gitarze się uczy ten jeden, ale ile to kosztuje. Zęba mu ostatnio usuwali.
Muszę przyznać, że flow dyskusji (jeśli można tak to nazwać) zgubiłam już na początku. Stoję i słucham miliona historii, lecz żadna z nich nie ma zakończenia, a wielowątkowość i zawiłe stosunki rodzinne tego mężczyzny przypominają mi fabularnie o "Modzie na sukces".
Nie wiem nawet kiedy staruszek przeszedł z tematem do łazików kosmicznych i obręczy Saturna. Zbliża się mój przystanek. Żegnam się z panem i przeciskam się bliżej drzwi. Mężczyzna nawet specjalnie nie zauważa mojej nieobecności i opowiada już sąsiadowi z brodą o tym jak mu ostatnio kładli panele w sypialni i musiał spać na kanapie w salonie, toteż go łamie teraz w krzyżu strasznie.
Człowiek z brodą wydaje się nie być zainteresowany, ale nie ma to żadnego znaczenia. Starszy pan i tak mu opowie tę historię. I jeszcze jedną i kolejną. A później zmieni osobę z trzy razy i zacznie od nowa.
Ponieważ tak to właśnie działa. Bo w całym tym opowiadaniu nie chodzi o cel, tylko o drogę. O miło spędzony czas, a temu panu pewnie upływał on bardzo miło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz