Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 14 października 2018

Z pamiętnika Morfiny wszystkożernej

Dzień 1

Znalazłam słoik. Stoi wysoko, na półce w kuchni. Pachnie słodko, na pewno jest w nim coś dobrego. Chcę to zjeść. Może jak wystarczająco długo skoncentruję na nim wzrok, to słoik zacznie się topić i rozpadnie. Nie zaszkodzi spróbować.


Dzień 2

Słoik się nie rozpadł, a patrzyłam na niego bardzo długo. Czas na plan B. Zacznę się ślinić i kiedy będzie już tyle śliny, że zacznę w niej pływać, to wyprze mnie ona do góry i dosięgnę do słoika. Potem zjem tę ślinę i nie będzie śladu. Jestem genialna.

Dzień 3

Plan ze śliną nie wypalił, ale tylko dlatego że ktoś co chwila wycierał podłogę. Może po prostu poproszę kogoś o ten słoik? Zacznę żebrać, zrobię smutne oczy i jakąś sztuczkę, to zawsze działa.

Dzień 4

Dostałam! Co prawda tylko łyżeczkę. Matka nazwała to miodem. Ludzie lubią wszystko nazywać i produkować nowe wyrazy. Chciałam więcej, nawet piątkę przybiłam, ale matka powiedziała, że nie bo będę za gruba. Powiedziała jeszcze, że ktoś robi się za gruby jak pochłania za dużo jedzenia. Brzmi pysznie, chcę być gruba!

Dzień 5

Pojawił się nowy słoik. Ten pachnie inaczej, ale i tak go chcę. Prośby nie działają, powiedzieli mi że to nie jest do jedzenia. Skoro nie jest do jedzenia, to dlaczego jest w słoiku? Oszukiści...

Dzień 6

Słoik zniknął! Rano był, a kiedy matka wyszła, to już go nie było. Pewnie go zabrała, żeby opychać się sama. Czasem znika na długo i zabiera ze sobą takie śmieszne, białe ubranie. Mówi, że idzie do "laboratorium". Dziwnie potem pachnie, jak płyn do podłogi. Ciekawe co to za miejsce i dlaczego nie chce zabrać mnie ze sobą. Próbowałam kiedyś wejść do jej torby, ale zmieściły się tylko łapki. Zauważyła mnie, chociaż stałam nieruchomo i w ogóle nie patrzyłam w jej kierunku. Nigdy mnie tam nie zabiera. Pewnie świetnie się tam bawią i jedzą dobre rzeczy ze słoika.
Dostałam ciastko, jak wróciła. To nie to samo co słoik, ale ciastka są smaczne. Lubię ciastka.

Dzień 7

Znalazłam dziś bułę na dworze! Pachniała smacznie i już chciałam ją zjeść, kiedy matka krzyknęła "zostaw". Zawsze krzyczy "zostaw" jak znajdę coś fajnego do jedzenia. A ja nie chcę "zostaw". Mogła powiedzieć że też chce, przecież bym się z nią podzieliła, ale ona zabrała bułę i wyrzuciła do kosza. Zupełnie dobrą bułę! Taka jest mądra i wie wszystko, a wyrzuca całkiem smaczne jedzenie.

Dzień 8

Ciekawe po co ludziom nasze kupki. Zbierają je do worków, a potem wyrzucają. Może nie znaleźli jeszcze takiej, która by ich zadowoliła? Może szukają tam ciastek. Tam nie ma ciastek, sama sprawdzałam. Próbowałam im powiedzieć, że nie ma tam ciastek, ale oni dalej zbierają te kupki. Może liczą, że coś w końcu z nich wypadnie. Pewnie mają rację.

Dzień 9 

Byłam u przyjaciela w śmiesznym, białym ubraniu. Podobne matka zabiera do "laboratorium". To mój przyjaciel, bo daje mi ciastka. Dużo ciastek! Najpierw zawsze mnie ogląda, patrzy do ucha, albo nosa. Chyba czegoś tam szuka. Czasem kłuje jakimś dziwnym czymś, albo wkłada mi coś do tyłka, ale zawsze potem jest ciastko, więc niech szuka czego chce. Może coś tam zgubił. Ludzie chyba gubią wiele rzeczy. Kiedyś przyjaciel wbił mi się w łapę i popłynął taki czerwony soczek. Raz wypiłam trochę tego soczku i był całkiem smaczny, więc skoro on też chciał spróbować, to musiałam się podzielić. W końcu on też się ze mną dzieli ciastkami. Ciekawe, czy ludzie też mają w sobie taki soczek. Chyba nie, skoro muszą go pożyczać od nas.
Dostałam ciastko na drogę, przyjaciel jest fajny. Lubię go. Mam nadzieję, że kiedyś znajdzie to czego szuka.

Dzień 10

Nakarmiłam dziś tego okrągłego pieska, co jeździ po domu i robi dużo hałasu. Musi być strasznie głodny, skoro zawsze szuka czegoś na podłodze. Dałam mu kilka chrupek i szybko je zjadł. Matka chyba go głodzi, ale nie mam pojęcia dlaczego. Może dlatego ten piesek nie chce się bawić i tyle śpi. On po prostu nie ma siły. Jak znowu się obudzi dam mu ciastko, może wtedy zostaniemy przyjaciółmi. Położyłam na nim sznurek, żeby nie było mu smutno, kiedy wyjdę na spacer i on zostanie w domu sam. Sznurki są fajne, można je żuć kiedy jest nudno.

Dzień 11

Ktoś na spacerze powiedział, że jestem "brzydka". Nie wiem, co to znaczy, ale matka się roześmiała, więc to chyba dobrze. Potem była trochę wkurzona, czyli to chyba nie jest dobrze. Czasem nie rozumiem ludzi. Ludzie są skomplikowani. 
Dostałam banana i matka powiedziała, że wcale nie jestem brzydka. Jeśli to słowo oznacza, że będę dostawać banany to chcę być brzydka.

Dzień 12

Matka dzisiaj przyszła strasznie smutna, a w rękach trzymała jakieś papiery. Papier często sprawia, że ludzie są smutni. Zwłaszcza kiedy przychodzi on w kopercie i przynosi go człowiek z dużą torbą. Chciałam zjeść papier, ale mi nie pozwoliła. Przyniosłam jej sznurek, potem piłeczkę, a nawet mojego pluszowego grzybka i nic! Dalej była smutna. Chciałam dać jej ciastko, ale słoik stał za wysoko. Dopiero kiedy przyniosłam skarpetkę z prania, to trochę się uśmiechnęła. Poszłam więc po drugą, ale nie mogłam jej znaleźć. Znalazłam za to but. But pasuje do skarpetki. Chyba są kolegami.

Dzień 13

Matka kroiła w kuchni kiszonego ogórka. Siłą woli i chrumkaniem chciałam zrzucić go ze stołu i raz prawie mi się udało, ale zatrzymał się na krawędzi i został przesunięty. Dostałam plasterek, kiedy skończyła. Chyba dlatego, że ładnie się śliniłam. To była naprawdę piękna kałuża ze śliny.

Dzień 14

Nie mogę biegać. Matka mi mówiła czemu, ale nie słuchałam. I tak nie rozumiem większości tych skomplikowanych słów. Po co ludziom tyle wyrazów? Dlaczego nie używać tylko tych miłych, jak "ciastko", "obiad", albo "spacer". Wiem co znaczy "siad", "łapa", "leżeć", czy "daj głos". Wszystkie sprawiają, że jeśli zrobi się jakąś czynność, ludzie dają za to ciastka. Bardzo dobre słowa. Są też złe słowa, jak "zostaw", albo "nie". Powinno się ich zakazać. Za te słowa nie dostaje się ciastek, więc po co one są? Co prawda nie mogę biegać i to źle, ale matka daje mi za to różne smaczne rzeczy schowane w zabawkach, więc to dobrze. Lubię biegać, ale ciastka lubię bardziej.

Dzień 15

Moje człowieki wyrzuciły dzisiaj całkiem dobre jajka! Pachniały inaczej, tak intensywnie. Matka mówiła coś o "salmonelli". Nie wiem co to. Chyba coś dobrego. Chciałam to jajko, ale usłyszałam tylko "nie, bo byś się pochorowała i dostała biegunki". Co to jest? Coś z bieganiem? Bieganie i coś dobrego to przecież dobry zestaw.

Wnioski:
Ludzie są dziwni. Robią za dużo słów i za mało wąchają się po tyłkach. Chyba dlatego są czasem tacy nerwowi. Wyrzucają dużo jedzenia do kosza. Może kosz też musi jeść? Jeśli tak, to je bardzo dużo. Chyba też chce być gruby. Małe ludzie są fajne, chyba bardziej rozumieją o co chodzi, niż więksi ludzie. Do tego łatwiej ich polizać po twarzy i pachną mlekiem.
Lubię ludzi i lubię ciastka. Ludzie zazwyczaj mają ciastka, więc wszystko się zgadza.
Czasem zastanawiają się, czy lepiej jest mieć ciastko, czy zjeść ciastko.
Jednak po co mieć ciastko, jeśli nie można go zjeść?
Niemądre te ludzie czasem, bardzo niemądre, ale trzeba ich kochać i dużo lizać. Wtedy oni się cieszą, chociaż nie merdają ogonami, bo ich nie mają. Chyba ktoś im zabrał. Pewnie to ten sam, co zabrał im soczek z żyłek.
Ludzie cały czas czegoś szukają, a przecież najważniejsze już mają. Mają ciastka. Chyba próbują znaleźć ich więcej.
Tak musi być. To jedyne wyjaśnienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz