Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 17 października 2018

Wąż!

Spokojne popołudnie w parku. Psy biegają, dzieci okładają się patykami z psią kupą na końcu, ich matki siedzą na ławeczce i rozmawiają o szkodliwości zupek w proszku. Morświn leży u mych stóp i przygląda się kolonii mrówek, które transportują okruszki do mrowiska. Względny spokój i ciepełko.
Cisza nie może trwać jednak wiecznie. Następuje nieokreślone zburzenie spokoju. Wrzask przy krzakach, rozbiegające się latorośle, panika na ławkach. 
- Wąż! - krzyczy jedno dziecko. Drugie podłapuje histerię i także zaczyna emitować dźwięki rannej łani, patrząc z niepokojem na kolegę.
- Jaki wąż? Gdzie? - pyta matka wystraszonego chłopca, który wygląda jakby dopiero co wyszedł z pieluch.
- Tam! - dziecko wskazuje paluszkiem na pobliskie krzaki i po chwili panika udziela się już połowie parku.
Zaskroniec? Żmija? Pyton znad Wisły? Nie wiadomo, bo pędrak w histerii pokazuje rozmiary krokodyla i opisuje zatrważający wygląd Bazyliszka. Matki stawiają dzieci na ławkach, tak na wszelki wypadek. Najwidoczniej według nich węże pełzają tylko po ziemi i nie wspinają się na obiekty pionowe. Ojcowie chwytają co mają pod ręką: patyki, butelki z piciem, kijki do Nordic walking i ruszają w stronę krzaków. Dzielni opiekunowie ogniska domowego z flaszką po Bobo Frucie. Husaria w koszulkach z Kaczorem Donaldem. Zbliżają się powoli, krok za krokiem, jakby w zaroślach czaił się tygrys, lub inny dinozaur.
- Tylko po łbie go lej! - wykrzykuje żona z beczącą, oglucianą kulką histerii na ramionach. Słowa mają chyba dodać otuchy, jednak ojcowie zwalniają, jakby ich pewność siebie w walce z nieznanym zaczynała ich opuszczać.
Zostaję z Morfinem na ławce. Gotowa uciekać, gdyby ryzyko okazało się prawdziwe. Na razie jednak jestem sceptyczna i czekam na rozwój wydarzeń ze świadomością, że zdążyłabym jeszcze zmienić zdanie i ulotnić się z psem na ramionach. Węże nie są w końcu aż tak szybkie.
Wojownicy wchodzą za krzaki i dość długą chwilę nie wyłaniają się zza roślinności. Po jakimś czasie wychodzą, jeden za drugim, rozmawiając między sobą z uśmiechami na ustach. Jeden z nich podchodzi do ławki i otwiera dłoń, na której znajduje się pokaźnych rozmiarów dżdżownica.
- Twój wąż - odpowiada z uśmiechem ojciec dziecka i przybliża rękę.
Chłopiec jednak wije się bardziej niż schwytana glizdka i krzyczy, żeby zabić węża.
- To tylko robal - uspokajają się nawzajem pozostałe dzieciaki schodząc z ławek i ramion swoich rodziców i zbliżają się do różowego pytona, tańczącego breakdance na dłoni mężczyzny. 
- Nie! To jest dziecko węża. Weź go! - nie przestaje nadawać wtulony w matkę pędrak.
Ojciec zmuszony jest odłożyć potwora na trawnik i udowodnić synowi okazaniem pustych rąk, że pozbył się smoka.
Dzieci wracają do zabawy a Morfina patrzy na oddalającego się węża, jakby ujrzała wędrujący makaron i oblizuje się dopóki dżdżownica nie postanawia jednak ukryć się w ziemi.
Mogę śmiało powiedzieć, że mój pies dzielnie zniósł obecność gada w okolicy, co więcej chyba miał na niego chrapkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz