Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 2 października 2018

Szpagaty do kuchni

Morfina upodobała sobie ostatnio leżenie pod lodówką, z przyczyn oczywistych. Stwierdziła najwidoczniej, że skoro nie może biegać to znajdzie sobie inną rozrywkę.
Siedząc dzisiaj przy biurku, kątem oka widziałam jak przenosiła się do kuchni razem z pluszakiem i nie słyszałam żeby wracała. Jako, że zbliżała się pora jej leków i kremików postanowiłam ją zawołać.
Jednak na żadne Morfina, Morfi, Ptyśku, czy Świnko nie było najmniejszej reakcji. Cisza, pies najwidoczniej ogłuchł. Postanowiłam wysunąć artylerię, która zawsze działała.
- Morfi! Ciastko! -
Nic.
- Morfina, chcesz ciasteczko? -
Cisza.
Coś się musiało stać, to nie jest tak że pies może nie zareagować na magiczne słowo-klucz. Zwłaszcza mój pies. Dźwignęłam tyłek z krzesła i zajrzałam przez korytarz do kuchni. Egipskie ciemności, nic nie widać, zwłaszcza mojego złotego Sfinksa z pluszakiem.
- Morfi? Halo? - zawołałam, po czym zaczęłam stawiać ostrożne kroki przez korytarz, ponieważ żarówka się wypaliła, a pies mógł przecież rozłożyć się w dowolnym miejscu podłogi. Żeby jej nie nadepnąć musiałam iść, jakbym grała w Twistera na stojąco. Prawa noga na zielone, lewa na czerwone. Styl żurawia był powolny, ale macając nogą każdy kafelek z osobna, pokonywałam kolejne centymetry dzielące mnie od kuchni. Wyglądało to jakbym grała w "podłoga to lawa" albo "nie wejdź na krawędzie", tylko w wersji metr siedemdziesiąt sześć i ze znaczną nadwagą. To jakby ludzik Michelin próbował tańczyć balet. Wyglądało to zapewne groteskowo, ale przecież nie mogłam nadepnąć psa, bo wyrzuty sumienia nie pozwoliłyby mi zasnąć. Po drodze stwierdziłam, że mam w sumie ochotę na coś słodkiego (jakby mi już nie wystarczało), więc skoro i tak już szłam do kuchni, to postanowiłam w drogę powrotną zabrać coś z lodówki. Z rozmyślań o kuchennych dobrach wybiła mnie moja mama, która wychodząc z łazienki i widząc moje wygibasy stwierdziła, że nie tak się tańczy Jacksona.
- Idę po Morfi, bo chyba mocno śpi i mnie nie słyszy -
- Do kuchni? -
- Tak -
- Przecież ona jest za Tobą -
Faktycznie. Pies niczym ninja szedł za mną, śliniąc się niemiłosiernie na to wspomniane ciastko, co to o nim mówiłam przed chwilą i cierpliwie czekał aż skończę z siebie robić pajaca w korytarzu. Świnka musiała wrócić niezauważenie do pokoju, a ja myśląc że cały czas jest w kuchni nie spojrzałam nawet za siebie. Morfina widziała cały ten cyrk zza moich pleców i nie wydała z siebie ani mlaśnięcia. Nie słyszałam nawet żeby zastukała pazurkami o panele jak to ma w zwyczaju robić, kiedy chodzi.
Dalej cieszę się, że zasłaniam na noc rolety. Sąsiedzi nie raz mieliby powód żeby zadzwonić po miłych panów w białych fartuchach, którzy umieściliby mnie w miękkim pokoju bez klamek. Jako, że już mogłam przestać iść jak paralityk, przeszłam do kuchni jak człowiek, dałam psu ciastko i zabrałam ze sobą ogórki kiszone, oraz musztardę, bo jak wspomniałam chciało mi się słodkiego, a jestem kobietą która wie czego chce.
Nastąpiła zamiana ról w tym związku.
Tym razem to chyba Morfina zaczęła wątpić w moją inteligencję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz