Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 9 października 2018

Wódka i kiełbasa, do budy hopsasa

Powszechną prawdą jest, że pijani ludzie miewają dziwne pomysły, ponieważ granica między brawurą, a głupotą często zaciera się po procentach.
Mój dziadek był człowiekiem, który psy tolerował tylko jeśli nie znajdowały się w polu jego widzenia. Szczerze nienawidził właściwie wszystkiego, co nie było człowiekiem i czego nie można było umieścić na talerzu. Tak było przez większość czasu, jednak ognista woda dawka 0,7 potrafiła chociaż na chwilę zmienić jego punkt widzenia. Czasem nie było to ani bezpieczne, ani rozsądne.
Zaraz po urodzeniu się mojego wujka (drugiego syna mojego dziadka) odbyła się mocno zakrapiana impreza kolejarzy, którym był wtedy mój dziadek. Zabawa zorganizowana była na wsi, było na niej mnóstwo osób i jeszcze więcej jedzenia. Na podwórku organizatora, jak to na wsi bywało stał przypięty do budy pies. Nie był to jednak zwykły pies, zwierzę było tak wielkie i zajadłe, że nikt nie był na tyle niepoważny, by zbliżać się do niego na długość łańcucha.
Pępkowe trwało już kilka godzin i większość ekipy nie była w stanie określić swojego położenia względem podłoża. Między moim dziadkiem, a jego kumplem, który póki co utrzymywał pozycję dwunożną wywiązał się taki oto dialog:
- E... a... poedzieć Ci coś? -
- No mów -
- Ale, ale chcesz wiedzieć? -
- No mów, no mnie nie powiesz? Komu powiesz jak mnie nie powiesz? -
- To ja Ci powiem. Ty jesteś naprawdę porządnym człowiekiem... ale słuchaj, bo Ci mówię, suchaj. Naprawdę, naprawdę porządny z Ciebie człowiek -
- No też Ci coś powiem... ale poczekaj, poczekaj, pomalutku. Suchaj nie ma się co spieszyć nie? No. Ty to dla mnie jak brat jesteś, ale no naprawdę, mówię Ci -
Rozmowa zakończyłaby się pewnie małżeństwem, gdyby nie fakt że obaj panowie byli żonaci. Kaskadę czułości przerwał jednak trzeci jegomość, który chwiejnym krokiem dołączył do dyskusji i rzucił w stronę mojego dziadka:
- Ej, a Ty to odważny jesteś? Jesteś odważny? -
- Ja? A kto ma syna, Ty czy ja? -
- To Twoja baba rodziła, a nie Ty -
- A kto zrobił? Ja. Mój syn -
- To jest żaden dowód, to jest fart -
- Chcesz dowód? Dać Ci dowód? Co mam zrobić? -
- Ale nie szalej, nie szalej -
- Mów cokolwiek, ja Ci... wszystko zrobię, zoaczysz -
- Słyszałem że się psów boisz, a taki niby jesteś kozak -
- Ja się psów boję? Ja? Psy to się mnie boją -
- A to wejdź o tam, do budy i zaszczekaj -
Dziadek niewiele myśląc i czując, że jego męstwo jest zagrożone zachwiał się i odpowiedział:
- A co Ty myślisz, że ja nie wejdę? Tak myślisz? To coś Ci poiem. Źle myślisz. Patrz. Patrz i się ucz -
Dziadek ruszył zamaszystym krokiem w stronę budy, jednak wiatr z północy zmienił nieco jego trajektorię i przyszły pogromca psów wylądował obok stołu. Tak konkretnie to pod nim. Dobrzy ludzie pomogli wojownikowi obrać prawidłowy kurs i po pewnych komplikacjach, składających się na krzywe podłoże i wiotkie nogi, podszedł on do warczącego psa, który obnażonymi zębami i zjeżoną sierścią wysyłał jasny komunikat: nie zbliżaj się.
Całe podwórko oglądało wtedy wyczyn i większość była zapewne naszykowana na krwawe widoki i oglądanie głowy pozbawionej twarzy. Dziadek opadł na kolana i spojrzał w oczy psu, który uznał najwyraźniej że bezpieczniej będzie się wycofać przed wariatem i uciec do budy. Warczenie dalej dobiegało z otworu i tym razem było głębsze i donioślejsze.
Dziadek obrócił się do obserwujących kumpli i krzyknął:
- Pacz i się ucz - 
Po czym wcisnął się do psiej budy. Warczenie ucichło. Po chwili słychać już było tylko szczekanie... mojego dziadka, który dopełniał swego słowa. Bohater wieczoru opuścił psią budę i zbierając oklaski i wiwaty zapitej tłuszczy podszedł do stołu, by tam chełpić się swym męstwem i odwagą.
Ludzie pytali jak tego dokonał, a on odpowiadał im, że pies ma wiedzieć kto tu jest szefem.
Prawda była jednak taka, że zahaczając o stół mój dziadek zwinął kawałek kiełbasy, który ukrył w swoich ustach i w budzie wypluł go, żeby zająć czymś wściekłego psa. Zwierzę prawdopodobnie było też oszołomione zachowaniem obcego faceta, który wepchnął mu się bezczelnie do domu, ignorując instynkt samozachowawczy i wszelkie ostrzeżenia, a do tego na kilometr walił gorzelnią. Pies przyjął jednak podarek od szaleńca i łaskawie postanowił nie odgryźć mu tyłka.
Historia wydała się dopiero na kolejnym pępkowym, kiedy dziadek przyznał się do całej sytuacji. Wtedy sam zaczął zdawać sobie sprawę, że igrał tamtej nocy ze śmiercią i że ta historia mogła skończyć się bardzo źle.
Czy jednak zaprzestał praktyk popisywania się swoją głupotą przed kolegami, kiedy w krwi pływały promile? 
Nie.
Kilka lat później założył się, że zdoła pocałować byka w jądra. Nie zdołał. Ludzki nos okazał się bardzo kruchy, a bycze jaja zbyt niedostępne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz