Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

sobota, 6 października 2018

Morfina nie lubi jeździć

Jest wiele psów, które kochają podróżować samochodami, czy innym rodzajem pojazdów. Jako, że Morfina musi być oryginalna, nie należy do tej grupy. Dla świnki wszystko co nią porusza, mimo że ona sama nie przebiera łapami to powód do paniki i dzieło samego szatana. Problem występuje zarówno w poziomie (środki lokomocji), jak i w pionie (winda). Gdzie tylko możemy podróżujemy pieszo, lecz zdarzają się sytuacje gdzie samochód jest konieczny. Wtedy na taką podróż muszę się mentalnie przygotować zarówno ja, jak i ona.
Jeśli ktoś kiedyś chciałby sprawdzić jak silny potrafi być zdeterminowany pies, może pomóc wcisnąć Morfinę, która zaparła się łapami o drzwi, do samochodu. Jest to idealny trening mięśni rąk i nóg, oraz świetne ćwiczenia koordynacji. Kiedy w końcu uda się umieścić psa na tylnym siedzeniu i powstrzymać jego chęć ucieczki przez uchylone drzwi, czy okno, należy zapiąć jego pasy. Czynność tą należy wykonać nie tylko ze względu na bezpieczeństwo psa, lecz głównie dla bezpieczeństwa kierowcy. Nieprzypięta Morfina po trzech sekundach od odpalenia silnika znajduje się już na kolanach osoby prowadzącej, uderzając intensywnie tyłkiem o klakson. Ogon pełni wtedy rolę wycieraczki, a głowa - podpórki na szyję. Nie jest to jednak najbezpieczniejsza pozycja do prowadzenia samochodu, więc pasy niwelują taką ewentualność. Głowa jednakowoż wciąż sięga do ucha kierowcy, który może rozkoszować się muzyką klasyczną płynącą ze strun głosowych przerażonego zwierzęcia. Niestety dostępne są tylko wysokie częstotliwości i brak możliwości zmiany stacji. Z pyska poza operą wydobywają się też pokłady śliny w której samochód mógłby utonąć, gdyby podróż trwała dłużej niż godzinę. Okazjonalnie trafia się też cofka z żołądka, jeśli księżniczka nie podróżuje na czczo. Po dotarciu do celu zmęczony jest nie tylko śpiewający pies, ale i całe towarzystwo przebywające w samochodzie. W autobusie dochodzi jeszcze stres związany z posiadaniem kagańca i brakiem stabilizacji. Morfi wygląda wtedy jakby ćwiczyła kroki do walca i jeśli podejmuję próbę przytrzymania jej nogami, to tańczę walca razem z nią. Wszyscy pasażerowie muszą też być przez nią poinformowani śpiewem syreny jak bardzo chce wyjść z tego blaszanego potwora i jak jej źle z faktem, że musiała do niego wejść.
Próbowałam sobie wyobrazić, co musi się dziać wtedy w jej głowie, ale jedyne co wyczytałam z przerażonych oczu to:
- Umrzemy! To nas pożarło, zaraz tu wszyscy zginiemy! Szczenięta i suki pierwsze do kajut. Będę haftować. Jezusie słodki to zakręca! Ty w berecie, pomóż mi! Zaraz tu wszyscy pomrzemy w męczarniach, jestem za młoda żeby umierać, przekażcie moje sznurki Aresowi, a gumowe piłki Zosi. To już koniec, to już jest koniec! Drzwi, tam są drzwi, puść mnie ja muszę do drzwi! -
Nie myślcie sobie, że z windą jest lepiej.
Jeśli już uda się namówić psa, żeby wszedł do kabiny, to całą drogę w górę lub w dół stoi na maksymalnym rozstawie łap, tak żeby każda kończyna dotykała ścianki i odmawia opuszczenia windy, kiedy ta dojedzie już na miejsce. Zazwyczaj trzeba więc sukę wnosić i wynosić, żeby winda nie pojechała dalej zabierając futro, ponieważ jeździłoby tak sobie cały dzień, będąc zbyt przerażone żeby samodzielnie wysiąść.
Morał tej historii: nie ufaj niczemu co ma drzwi i koła. To nigdy nie wróży nic dobrego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz