Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 8 października 2018

Czysta słodycz na żołędziach

Moja siostra przyszła dziś do domu z zadaniem znalezienia "darów jesieni", które składać się miały na kasztany, żołędzie, liście i szyszki. Jako, że potrzeba czysto szkolna, a wiedza to ponoć potęgi klucz, trzeba było to dobro jakoś odnaleźć i zebrać. Zadanie nieproste, gdyż młodsze pędraki ogołociły kasztanowce w momencie, kiedy pojawiły się na nich pierwsze zalążki kolczastych kulek. Tak długo molestowały i okładały kijami drzewka, aż pospadało z nich wszystko włącznie z liśćmi. Jako że siostra posiadła stanowczy zakaz schylania się, do delegacji zostałam przydzielona ja... i Morfina. Odwiedziłyśmy wszystkie okoliczne kasztanowce i dęby, ale drzewka wyglądały jak po tornadzie. Ich historia była wypisana na ogołoconych patykach i obdartej od wspinania się korze. Małe rączki potrafią być takie okrutne. Nagle... urodzaj. Wielki, stary dąb. Żołędzi było pod nim tyle, że aż chrupały pod butami. Zabrałam się do zbierania darów natury i ich czapeczek, podczas kiedy pies stał obok i kontemplował po co mi to ustrojstwo. Nie wyglądało na smaczne i dziwnie pachniało. Kiedy świnek zobaczył, że podnoszę również szyszki, które leżały nieco dalej przy choinkach, postanowił mi pomóc i przynieść kilka wymamlanych i oślinionych egzemplarzy, co by się matka cieszyła i może dała to ciastko co to je chowała w kurtce.
Proces przebierania żołędzi trwał chwilę i nieco dalej, na ścieżce zauważyłam ojca z (na oko) trzylatkiem. Szkrab przenosił sobie znalezione żołędzie na chodnik i usypywał z nich mały stosik. Mężczyzna obserwował syna, ale był bardziej pochłonięty rozmową przez telefon niż tym co właściwie robiło jego dziecko. Tymczasem chłopczyk przenosił tak po jednym żołędziu, a kiedy odkrył że ma przecież dwie rączki, przenosił po dwa. Był absolutnie uroczy w tym co robił i po każdym odłożonym żołędziu wycierał rączki o spodnie, jakby były bardzo brudne. Ojciec w oczekiwaniu na osobę po drugiej stronie telefonu, która najwidoczniej zawiesiła rozmowę, podszedł do kopczyka, który chłopiec usypał i stwierdził krytycznie:
- Ale zobacz, te są popękane, zbieraj te ładne, duże -
- Ale te są ładne - odpowiedział chłopczyk i podniósł żołędzia bliżej oczu ojca - Tu ma dziurkę, ale tu ma taki inny kolor. Taki ładny -
- Jak uważasz - odpowiedział mężczyzna i wrócił do telefonu.
Chłopczyk zbierał i zbierał, a kopczyk robił się coraz większy. Po chwili ojciec zakończył rozmowę i przywołał dziecko do siebie, żeby mogli iść już dalej. 
- Już idę! - zawołał chłopiec i wybrał jednego żołędzia ze stosiku, po czym podbiegł do swojego taty i powiedział:
- Tego wezmę, ten mi się najbardziej podoba -
- Dobrze, tylko chodź już, bo mama na nas czeka -
Chłopiec wziął mężczyznę za rękę i przeszedł z nim kawałek, w drugiej rączce dzierżąc swojego wybranego żołędzia. Po chwili jednak stanął, odwrócił się, puścił rękę taty i krzyknął:
- Zapomniałbym! - po czym potruchtał do dębu tak szybko, na ile pozwalały mu małe nóżki i przytulił się do drzewa. Był tak malutki w porównaniu do rośliny, że nie objął dębu nawet w jednej dziesiątej. Chłopiec wrócił pędem do taty i spytany dlaczego to zrobił odparł:
- Podziękowałem drzewowi za żołędzia -
To przypomniało mi o tym, że dorośli w pośpiechu i pędzie dnia codziennego stają się ślepi na rzeczy, które cieszyły ich kiedy byli jeszcze małymi smykami i że dzieci mogą dostrzec piękno tam, gdzie dorosły zobaczy tylko defekt i uszkodzenie.
Może warto się czasem zatrzymać na chwilę i nazbierać żołędzi, ulepić bałwana, porzucać się śnieżkami, czy zrobić wianek ze stokrotek. Bez powodu, tylko dlatego że jeszcze możemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz