Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 29 października 2018

Niewidomy z kotkiem

Siedząc ostatnio w poczekalni weterynaryjnej rozmawiałam z technikiem. Chłopak wyszedł przywitać się z Morfiną i nakarmić ją ciastkami, jako że byłam jedyną oczekującą osobą, poza tą przebywającą obecnie w gabinecie i najwyraźniej nie miał nic do roboty.
- A kto jest małą, głodną dziewczynką? - spytał uśmiechając się do psa.
Morfinie to pytanie wydało się absurdalne. Przecież wiadomo, że ona. Postanowiła potwierdzić jednak odpowiedź intensywnym merdaniem i wysokimi dźwiękami, żeby mieć pewność że dostanie to ciasteczko.
- Widzę, że dzisiaj lekki zastój - rzekłam, mając świadomość że gabinet zazwyczaj pęka w szwach i czekać trzeba aż na zewnątrz budynku.
- Tak, ale to nie znaczy że jest nudno. Przynajmniej jesteśmy w stanie myć i wymieniać wszystko na bieżąco -
- Coś ciekawego, czy standardowe szczepienia? -
- W sumie... w sumie to raczej katarki, zapalenie uszu i takie rzeczy. Sezon jest teraz i psiaki chorują. Morfi mam nadzieję nie złapie. Nie pysiu? A kto mi zjadł wszystkie ciasteczka? - odpowiedział chłopak przyglądając się swojej pustej dłoni, w której przed chwilą znajdowało się jeszcze pięć ciastek. Morfina rozwaliła się z brzuchem do góry, jakby przyznawała się do winy, ale uśmiech na jej pysku sugerował że niczego nie żałuje i zrobiłaby to ponownie.
- Chociaż nie, czekaj pani. Był taki nietypowy przypadek - rzucił chłopak, przerywając mizianie psa, który czując się tym faktem oburzony, zaczął molestować łapą kolano technika wydając z siebie pomruki niezadowolenia.
- To znaczy? Jakiś trudny przypadek? - spytałam
- Trudny raczej nie, bardziej zaskakujący. Przyszedł do nas taki mężczyzna, ja wiem... może z dwadzieścia lat miał. Przyszedł z dziewczyną, czy tam narzeczoną i małym kotkiem. Miał ciemne okulary i taką długą, cienką laskę i na początku się nie zorientowałem, ale potem wpadłem na to że był niewidomy. Dlatego miał tę laskę i dziewczyna prowadziła go pod ramię. Ten kotek taki grzeczny był, siedział na kolanach i nawet się za bardzo nie rozglądał, a widać było że jest młody. Wyszedłem do nich, spytałem czy coś potrzeba, może wody, bo lekarz ma jeszcze dwóch pacjentów. Odpowiedzieli że dziękują, to wróciłem do gabinetu. Przyszedł jeden pacjent, drugi, trzeci, czwarty i zastanawiałem się gdzie ten facet z kotkiem. Uzupełniłem strzykawki i wyszedłem sprawdzić. Siedział sobie dalej jakby nigdy nic, a mnie krew zalewała, że niewidomego tak ludzie traktują i wpychają mu się przed kolejkę. Powiedziałem, że może już wejść bo jego kolej minęła już dwóch pacjentów temu, a on odpowiedział że im się nie spieszy i przepuszczają pacjentów którym się spieszy. No dobrze, skoro tak chcieli. Powiedział jeszcze, że tego co mają raczej nie da się odwrócić, więc czas nie ma tu znaczenia. I wtedy się zorientowałem, że może kotek jest tak chory, że trzeba go uśpić i dlatego tak grzecznie siedzi. To by wyjaśniało czemu im się nie spieszy do gabinetu. Od razu mi się tak ciężej zrobiło. Oglądamy usypianie na co dzień jasne, ale to nie znaczy że to robi się łatwiejsze. Wróciłem do gabinetu i dwóch pacjentów później wszedł ten mężczyzna, pod ramię z dziewczyną i z kotkiem na rękach. Laska była poskładana i sobie wisiała za taki frędzel na jego ramieniu. Doszli do kozetki, położyli kotka, a lekarz poszedł wydrukować wyniki badań. Tak grzecznego kota jeszcze nie widziałem. Przyglądał mi się, jak mu sprawdzałem temperaturę i robiłem przegląd, ale ani nie miauknął. Lekarz wrócił i mówi, że ma złe nowiny. Niewidomy odpowiedział, że raczej się tego spodziewali, po tym że kot nigdy nie wydał z siebie dźwięku i nie odwracał się kiedy coś się stłukło, lub ktoś pukał do drzwi. Doktor stwierdził, że to wynik całkowitej głuchoty. Prawdopodobnie od urodzenia. Do tego nie da się jej naprawić. Gość jakoś dobrze to przyjął i powiedział tylko, że będą się uzupełniać w takim razie. Kot będzie jego oczami, a on będzie jego uszami. Lekarz odparł, że takie zwierzę wymaga specjalnego traktowania i czy sobie poradzą. Facet wzruszył tylko ramionami i stwierdził, że on też ma specjalne traktowanie, więc jedno więcej nie zrobi im różnicy. Doktor spytał, co w przypadku kiedy kot się gdzieś zawieruszy w domu. Nie przyjdzie na zwołanie, bo jest głuchy a facet go nie znajdzie no bo... jest niewidomy i nie będzie go widział, ani słyszał bo kot nie wydaje z siebie dźwięków. Może go niechcący nadepnąć, bo zwierzę nie usłyszy że ktoś nadchodzi kiedy będzie spało. Wtedy mężczyzna odpowiedział, że może pomóc mu dziewczyna, a jeśli nie będzie jej w domu to znajdzie kotka tak jak znajduje resztę rzeczy, które nie odpowiadają. Klucze, telefon, pilot do telewizora - będzie macał aż nie trafi na małą, puchatą oddychającą kulkę. Poza tym używa laski do wymijania przedmiotów i ludzi, więc to żaden problem. Lekarzowi chyba zrobiło się trochę głupio i powiedział, że w takim razie z kotkiem poza jego dysfunkcją jest wszystko w porządku i mogą wrócić do domu. Poszli, ale dziewczyna wróciła dwa dni później po krople na odrobaczanie i pchły, bo ostatnio zapomnieli. Lekarz się dopytywał, czy wszystko w porządku, ale ona odpowiedziała tylko że w najlepszym. Kotek tak się nauczył, że śpi tylko na jednej kanapie i łatwo go tam zawsze znaleźć. Jeśli jest głodny przychodzi poszturchać łapką właściciela i nigdy nie pałęta się miedzy nogami jak ktoś idzie i jak to koty zwykle mają w zwyczaju. Słowem, radzą sobie. Opowiedziała też zabawną historię, że jak wracali wtedy z gabinetu, to jakieś dziecko spytało mamy trochę zbyt głośno, czy jak pan jest niewidomy to nie powinien mieć psa przewodnika i jej chłopak to usłyszał, po czym powiedział głośno: A to nie jest pies? Kochanie mówiłaś, że to labrador, dlaczego mnie oszukujesz? Dziecko i matka powędrowali dalej, a oni zaczęli się podśmiewać z ich labradora i tym sposobem kotek dostał na imię Labi. Nie, żeby kiedykolwiek miał na nie zareagować, ale każdy musi mieć jakieś imię. Podczas pierwszych wizyt nie wiedzieliśmy co wpisać, bo właściciele nie wymyślili jeszcze imienia, więc wpisywaliśmy po prostu Kicia. Teraz można było to w końcu zmienić, wie pani ile mamy Kić i Kiciów w kartotece? -
- Pewnie tyle samo co Burków i Reksiów -
- Dokładnie, a wie pani co, ostatnio jak przeglądałem kartotekę znalazłem jeszcze trzy psy w tym mieście o imieniu Morfi. Wszystkie młodsze od niej. Jeden to York, a dwa pozostałe nie pamiętam. Co za zgapiacze, ale prawdziwa Morfina jest tylko jedna, nie pysiu? -
Morświn pożegnał się ładnie z panem "ciastko i głaski" i wszedł ze mną do gabinetu. 
Historia opowiedziana przez technika utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że w najjaśniejszych barwach życie widzą Ci, którzy na co dzień nie widzą go wcale.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz