Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 28 lutego 2019

Przysługa dla Erasmusa

Kiedy byłam już w autobusie, w drodze na uczelnię zadzwonił do mnie kolega z Erasmusa. Jako, że to wymiana zagraniczna rozmawiamy ze sobą po angielsku. Po polsku koleżka potrafił tylko zamówić piwo i przeklinać.
Zapytał gdzie jestem i kiedy dowiedział się, że w autobusie, spytał czy może prosić mnie o ważną przysługę. Często ratował mi skórę, więc byłam zobligowana. Powiedział, że muszę szybko znaleźć się na jego wydziale i ustawić w kolejce do egzaminu ustnego z Wytrzymałości materiałów, z dowodem w ręce. Profesor obsługiwał dziennie tylko 20 osób i kto pierwszy ten lepszy. Nie zwracał uwagi na to, kto stoi w kolejce, więc takie podmianki były częste. Ważne, żeby na wejściu dowód zgadzał się z jego listą. Kolega zaspał i co prawda nazajutrz miałby drugi termin, ale ktoś kto zdaje wszystko na ostatnią chwilę musi sprytnie manipulować czasem i kolejny dzień miał już zajęty przez dwa następne egzaminy.
Powiedziałam, że stanę za niego w kolejce, ale ma się znaleźć na miejscu zanim dotrę do drzwi i będzie mnie czekało nieprzyjemne tłumaczenie profesorowi dlaczego tu jestem. Obiecał, że zdąży.
Weszłam do obcego mi budynku i błądziłam po katakumbach. Pokój 600 znajdował się obok pokoju 245 i nie miałam pojęcia, gdzie znaleźć salę 152. Na obiekcie znajdowali się tylko uczniowie wymiany. Podchodziłam do nich i pytałam w języku obcym o szukaną salę. Kręcili tylko głowami i odpowiadali, że cudem znaleźli własną. Ktoś jednak w końcu udzielił mi odpowiedzi i znalazłam się pod salą, tuż za dwoma innymi panami. Wyciągnęłam dowód dla niepoznaki i zaczęłam rozmowę z chłopakami przede mną. Na tej uczelni językiem angielskim operuje się czasem częściej niż polskim, więc rozmowa się nawet kleiła. Okazało się, że panowie są z różnych kierunków i też dopiero co się poznali. Mijały minuty i spytałam, czy profesor u którego mają zdawać jest ciężki w obyciu. Ku mojemu zaskoczeniu, oboje nie wiedzieli, ponieważ stali w kolejce za znajomych z wymiany. Panowie spojrzeli po sobie i po ustaleniu, że cała nasza trójka jest z Polski, przeszliśmy na nasz język ojczysty.
Staliśmy tam dobre 15 minut, koledzy nawet trochę dłużej i skoro temat narodowości nie wypłynął, każdy z nas uznał że kompan w dyskusji jest z Erasmusa. Nikt nawet nie próbował wcześniej przejść na polski. Skoro cały budynek jest usłany uczniami z wymiany, logicznym jest jakim językiem należy się porozumiewać. 
Przez chwilę zrobiło się niezręcznie, ale potem zaczęliśmy zastanawiać się ile razy doszło już do przypadku, kiedy nikt się nie zorientował i każdy odszedł ze świadomością, że rozmawiał z kimś zza granicy, podczas kiedy było inaczej.
Doszliśmy do wniosku, że zapewne było to częste zjawisko. Chwilę później przyszły osoby właściwe do zdawania egzaminu, pojawił się sam profesor i w końcu mój zmiennik i mogłam udać się na swój wydział.
Cóż, to było jakieś doświadczenie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz