Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 15 lutego 2019

Workowa trauma

Ostatniej nocy wiał okrutny, bardzo silny wiatr. Psie potrzeby są bezlitosne, więc po molestacji dzwonkiem moich uszu, opatuliłam się najszczelniej jak tylko mogłam i z wąską przerwą na oczy i nos wyszłam na zewnątrz. Nie brałam smyczy, jako że liczyłam na szybkie siku przed blokiem i powrót do ciepełka. Dłuższy spacer był zaliczony wcześniej.
Kiedy tylko wyszłam z klatki uderzył mnie podmuch tak silny, że wyginał mniejsze drzewka. Morfina w swoich trzydziestu kilogramach miała problem opierać się siłom natury i jej prosty zazwyczaj kurs na trawnik zmienił się w slalom. Futro powiewało, uszy trzepotały, ogon poruszał się we wszystkich kierunkach, próbując utrzymać równowagę. Okazało się że Świnek przygotowywał się do grubszej zrzutki. Królowa falującego futra usiłowała obrócić się w każdym możliwym kierunku, ale kiedy tylko wyginała grzbiet, traciła stabilność i przeważało ją do przodu. Gdyby nie refleks przednich łap, jej pysk lądowałby w błocie. Po kolejnej nieudanej próbie spojrzała na mnie wymownie, jakbym potrafiła zatrzymać wiatr i robiła jej na złość. Stanęłam więc przy jej pysku, żeby swoim ciałem odciąć ją chociaż częściowo od wiatru i mieć to już za sobą.
Udało się. Morfi bujała się, walcząc o równowagę, ale pozycja była na tyle stabilna, że mogła przystąpić do części drugiej procesu.
Wtedy zobaczyłam lecący prosto na mnie, niesiony podmuchami pusty worek na śmieci. Stałam naprzeciwko psa, więc była duża szansa trafienia tego swoistego latawca w psi tyłek, przerywając tym samym proces którego przerywać nie chciałam. Wygięłam się do przodu, żeby móc go złapać w locie. Wyglądaliśmy teraz jak dwóch tancerzy, chcących uformować figury tetrisa.
Niestety manewr mi się nie udał, worek leciał za nisko i nakrył sobą ogon i połowę psiego tyłka. Morfina spanikowała. Coś ją dotknęło i próbowało pożreć. Z głośnym piskiem przebiegła pomiędzy moimi nogami i zaczęła uciekać w stronę ławki, obiegając ją dookoła i wracając w moją stronę. Śmieciowy worek już dawno się od niej odkleił i poleciał w swoją stronę, ale ona o tym nie wiedziała. Próbowałam ją zatrzymać słownie, ale napędzana siłą paniki niczego nie słyszała. Wykonywała właśnie trzecie okrążenie trawnika. O dogonieniu jej nie było nawet mowy, więc postanowiłam poczekać aż będzie mnie mijać czwarty raz i zablokować ją ciałem. Udało mi się, ale tylko dlatego że biegła wolniej. Zziajana stanęła i zaczęła oglądać się za siebie. Po zapewnieniach, że nic już jej nie goni trochę się uspokoiła, ale o kontynuacji przerwanego procesu mogłam zapomnieć. Kilka godzin później zostałam obudzona w celu dokończenia dzieła.
Wyszłam ponownie, tym razem na smyczy, żeby łatwiej było mi ją zatrzymać gdyby kolejny worek, czy inny liść miał czelność znowu ją zaatakować. 
Świnek się naprężał i oglądał histerycznie za siebie. Musiałam stanąć od strony jej ogona, żeby w końcu się załatwiła, mając pewność że nic nie pożre jej od tyłu.
Odwaga tego psa zadziwia mnie każdego dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz